Od początku maja na Hawajach jest niezwykle niespokojnie z powodu wzmożonej aktywności wulkanu Kilauea. Sytuacja stała się teraz jeszcze bardziej groźna, bo płynąca lawa wkrótce dotrze do lokalnej elektrowni. Eksperci nie są w stanie przewidzieć skutków zdarzenia.
Od początku maja utrzymuje się wzmożona aktywność wulkanu Kilauea, położonego na największej w archipelagu Hawajów wyspie Hawaii. Po serii trzęsień ziemi na wschodnich stokach Kilauea pojawiło się kilkanaście szczelin, z których zaczęła się wydobywać lawa. Od początku erupcji ewakuowano ponad 2 tys. mieszkańców zagrożonych okolic.
Według doniesień Agencji Reutersa, lawa z wulkanu Kilauea dotarła już do miejscowej elektrociepłowni. Nikt nie jest w stanie przewidzieć skutków, bo w historii ludzkości taka sytuacja jeszcze nigdy nie miała miejsca. Eksperci obawiają się najgorszego, łącznie w potężną eksplozją. Co gorsza, jak dowiadujemy się dzięki materiałom Reutersa, przy okazji zalania studni geotermalnych na powierzchnię mogą wydostać się zabójcze siarkowodory i inne gazy wypchnięte przez lawę.
Przerażonych mieszkańców uspokaja jednak gubernator Hawajów David Ige. Przekonuje, że elektrownia została w sposób wystarczający zabezpieczona przed nadciągającą lawą. Agencja obrony wtóruje mu, podkreślając, że studnia geotermalna jest „stabilna i zabezpieczona”.
Kilauea jest najaktywniejszym z pięciu wulkanów znajdujących się na wyspie Hawaii. „To, co teraz obserwujemy, to jeden z epizodów erupcji, która trwa nieprzerwanie od 1983 roku” – tłumaczy geolog i wulkanolog z Uniwersytetu Wrocławskiego dr hab. Marek Awdankiewicz. „W pewnych okresach aktywność wulkanu jest bardziej intensywna, w innych zamiera – ale nigdy nie spadła do zerowego poziomu. Jest to więc cały czas jedna erupcja – jedna z najdłuższych obserwowanych współcześnie na Ziemi” – dodaje prof. Awdankiewicz.
Źródło: wprost.pl; wmeritum.pl
Fot.: pixabay.com