Portal Misyjne.pl opublikował wspomnienia misjonarki dr Heleny Pyz o Tomaszu Mackiewiczu, himalaiście, który najprawdopodobniej został na Nanga Parbat na zawsze. Ze wspomnień wychodzi historia człowieka, który był mocno uzależnionym narkomanem, heroinistą ale potrafił wyjść z nałogu i poświęcić się pracy dla innych, przy której to mocno zbliżył się do Boga. Człowieka, który dotarł w końcu na szczyt, z którego najprawdopodobniej nie wróci…
Mackiewicz do Indii przyjechał w 2002 roku, zaraz po skutecznej terapii antynarkotykowej. Na podróż przeznaczył jedynie 100 dolarów, przez co trwała ona dwa tygodnie, a większość z niej odbył autostopem. Już w Indiach kupił sobie rower, którego używał do przemieszczania się po miejscowości, w której przebywał. Dr Pyz tłumaczy intencje Tomka w sposób następujący: „Wiedziałam, że ta wyprawa do Indii jest dla niego próbą sił, rehabilitacją samego siebie, wzrastaniem w tym, co dobre”
Jako wolontariusz Mackiewicz spędził w Indiach ponad 6 miesięcy, miejscem jego pobytu była miejscowość Amiratsu, a konkretnie ośrodek dla osób trędowatych: Jeevodaya. Tomek mocno zaangażował się w pracę. Miał organizować zajęcia i zabawy dla dzieci, pomagał też w sprawach bieżących.
Po pół roku w Indiach, ze względu na koniec wizy, postanowił przenieść się do Bangladeszu. Tam, ponieważ nie było go stać na hotel, spał we własnoręcznie uszytym hamaku. Gdy tamtejsza policja zabroniła mu „nocowania pod chmurką” wrócił na krótko do Indii, a następnie do Polski.
Pobyt w Indiach był dla Tomka również okresem zbliżenia się do Boga. Dr Pyz wspomina to następująco: „Tomek przyjechał do nas w Roku Jubileuszowym 2000. Od początku pobytu codziennie był z nami na Mszy św. i wieczornej modlitwie, tak, jak pozostali wolontariusze. A kiedy odbywały się u nas uroczystości zamykające Jubileusz i okazało się, że wszyscy katolicy z naszego ośrodka idą do spowiedzi, Tomek przybiegł do mnie i powiedział, że też chciałby się wyspowiadać, tyle, że bardzo słabo zna język angielski. Opowiedziałam mu wówczas własną historię o tym, jak uczestnicząc w rekolekcjach w Anglii, kiedy też nie znałam języka, musiałam się wyspowiadać u anglojęzycznego księdza. Tamten kapłan powiedział mi: spowiadasz się Panu Bogu, to nic, że nie znasz języka wyspowiadasz się po polsku, a ja cię rozgrzeszę po angielsku”.
Dr Pyz swoje wspomnienie kończy następującymi słowami: „Kiedy człowiek odbija się od dna, to chce osiągać szczyty. Tomek pokazał, że można wiele przezwyciężyć w sobie samym. Że nie musi nas obciążać zło, które było naszym udziałem. Że można podnieść się po upadku, a potem żyć pełnią życia. I te pasje Tomka są wyrazem tego, że chciał żyć pełnią życia”. Dodaje również, że żałuje tego, że Tomek nie dotrzymał danego sobie słowa i kolejny raz wybrał się na Nanga Parbat. Tym razem osiągnął swój cel, ale zapłacił za niego najwyższą cenę…
źródło: misyjne.pl