Elżbieta Cherezińska i jej twórczość spowodowała, że w Polsce powraca moda na powieść historyczną. Druga z trzech części cyklu Odrodzone Królestwo udowadnia, że jak na razie liderem w wyścigu na najlepszego pisarza tego nurtu jest Cherezińska i dalej, za nią – długo, długo nic. Niewidzialna Korona przewyższa bowiem w każdym aspekcie i tak bardzo dobrą przecież poprzedniczkę, czyli Koronę śniegu i krwi.
Te blisko 750 stron pochłonąłem w tempie błyskawicznym. Nigdy bym nie pomyślał, że powieść historyczna, głęboko osadzona w polskim średniowieczu, lecz z niewielkimi elementami fantasy może być tak pasjonująca i zajmująca, jak dobry kryminał albo thriller. Nie byłem tego nieświadom, dopóki nie sięgnąłem po Grę w kości autorstwa właśnie Elżebiety Cherezińskiej. Nie była to powieść idealna, było trochę dłużyzn, ale summa summarum to była niezła lekcja historii cesarstwa rzymskiego i rodzącego się państwa polskiego w okolicach roku 1000. Następnie Cherezińska podjęła temat rozbicia dzielnicowego, które zawsze w szkole było omawiane w sposób nudny i wtórny. Nawet na studiach historycznych, których jestem absolwentem, rozbicie dzielnicowe zostało potraktowane dość pobieżnie i – zasadniczo – byle jak. Tom pierwszy Odrodzonego królestwa czyli Korona śniegu i krwi skupiła się na schyłkowym okresie rozbicia, które ma swoje przesilenie w momencie koronacji Przemysła II, który krótko po objęciu tronu został zamordowany. No właśnie… kto przejmie koronę po zmarłym tragicznie królu?
Kandydatów jest kilku: książę kujawski Władysław, znany później jako Łokietek, a może Henryk Głogowski? Czescy Przemyślidzi, których reprezentuje Wacław II, również łakomym wzrokiem spoglądają na Królestwo, które jest pogrążone w chaosie, bo jego najstarsza część – czyli Wielkopolska – jest rozszarpywana przed Brandenburgię i księstwa Piastów śląskich, a książę Pomorza Wschodniego wypowiedział posłuszeństwo nowo wybranemu księciu Starszej Polski – wspomnianemu już Władysławowi – który ponosi klęskę w starciu z otaczającymi go sąsiadami, ale i baronami Wielkopolski. Wszystko to spowodowało, że ucieka z kraju na wygnanie za namową arcybiskupa Królestwa – Jakuba Świnki.
To jedynie zarys fabuły, która rzecz jasna jest znacznie bardziej rozbudowana. Na akcję spoglądamy oczyma kilkunastu postaci, które odgrywają najważniejsze role w powieści. Tak więc, śledzimy wątki i wydarzenia z perspektywy pretendentów do tronu książęcego Starszej Polski czyli Władysława Łokietka, Henryka Głogowskiego i Przemyślidów – Wacława II i jego syna, Wacława III. Kolejnymi niezwykle ważnymi postaciami są Jakub Świnka i baronowie, czyli Zarembowie: Michał, Andrzej i Sędziwój. Elżbieta Cherezińska nie zapomina i o innych książętach, jak chociażby Leszek Inowrocławski. Autorka zauważa także rolę kobiet w historii i dlatego swoje pięć minut mają, m.in.: Rikissa, czyli córka Przemysła II i Mechtylda Askańska – wdowa po Henryku Probusie – która nieustannie spiskuje i knuje przeciwko Królestwu; odgrywa obok Wacławów rolę głównego szwarccharakteru. Jest jeszcze przychylny Czechom biskup krakowski, Jan Muskata, który jest totalnym przeciwieństwem Świnki. No, i są jeszcze Ludzie Starszej Krwi, których wątek został znacznie lepiej i ciekawiej, a co ważne, autentyczniej poprowadzony niż w Koronie śniegu i krwi. Cherezińska nie przedstawia pogan jako wrogów państwa polskiego, których należy koniecznie wytępić; pokazani oni są jako ludzie zachowujący troskę o Królestwo, które w gruncie rzeczy pozwala im żyć według ich wierzeń w przeciwieństwie do krwiożerczego Zakonu Krzyżackiego, prowadzącego nieustanne krucjaty przeciw niewiernym.
Taka kompozycja powieści oczywiście nieuchronnie powoduje porównania do Gry o Tron George’a R. R. Martina, ale trzeba przyznać, że taki sposób narracji sprawdza się doskonale. Autorka uniknęła dłużyzn i nijakich fragmentów. Akcja toczy się wartkim nurtem, a wątki łączą się w spójną, logiczną całość. Przy okazji lektury Korony śniegu i krwi miałem wrażenie, że sama autorka się pogubiła w gąszczu postaci i wątków, tutaj natomiast takie odczucie nie wystąpiło u mnie ani razu. Sama akcja gna na zabój, nie ma chwili na wytchnienie – po prostu ciężko się oderwać od książki. Cherezińska ponadto umiejętnie operuje patosem, podkreślając, że dzieją się w Niewidzialnej koronie rzeczy fundamentalne dla dalszego istnienia Królestwa.
Bohaterowie u Cherezińskiej są wielowymiarowi. Widzimy przemianę Władysława, który z lekkomyślnego księcia zamienia się w prawdziwego męża stanu. Śledzimy losy młodej Rikissy, która z uroczego dziecka staje się dojrzałą kobietą, doskonale orientującą się w meandrach polityki. Zarembowie są jak zawsze dumni i pyszni. Arcybiskup Jakub Świnka jest skromny, ale i odważny, nie bojący się wziąć na swoje barki olbrzymiej odpowiedzialności za Królestwo. Mógłbym wymieniać tak dalej, i dalej – nie ma to jednak sensu, trzeba po prostu sięgnąć po książkę. Cherezińska doskonale zakreśliła bohaterów Niewidzialnej korony. Zaskoczyła mnie niejednokrotnie, jak w przypadku młodego Przemyślidy, którego nigdy bym nie posądził o pewne skłonności, które raczej nie są akceptowalne w jakiejkolwiek społeczności. Oczywiście można kręcić nosem, że z góry wiadomo kto będzie dobry, a kto zły, jednak samo przedstawienie historycznych postaci, które przeważnie znamy z książek historycznych i pokazanie, że są ludźmi z krwi i kości – ze wszystkimi słabościami ludzkimi – wyszło pisarce doskonale.
Warto wspomnieć o języku, jaki zastosowała Elżbieta Cherezińska w powieści. Można narzekać na zbytnie uwspółcześnienie mowy polskiej, która może spowodować, że wytrąci się specyficzny średniowieczny klimat. Co więcej, niektórzy krytycy przy okazji poprzedniego tomu zwracali w recenzjach na to uwagę. Szkoda tylko, że ci „specjaliści” nie byli w stanie podpowiedzieć autorce skąd ma czerpać wiedzę o trzynastowiecznej polszczyźnie, szczególnie, że najstarsze zabytki języka polskiego są właśnie z przełomu XIII i XIV i są to zaledwie zachowane do dziś pojedyncze zdania. W każdym razie, współczesna polszczyzna dodaje akcji tylko i wyłącznie dynamizmu. Dialogi są żywe i pełne poczucia humoru. Oczywiście wybredni mogą narzekać na poziom humoru, który momentami – muszę przyznać – jest drętwy, ale być może postacie w rzeczywistości charakteryzowały się właśnie marnym poczuciem humoru?
Jako historyk nie mogę nie zauważyć trudu, jaki Elżbieta Cherezińska włożyła w pracę nad książką. Realia historyczne są odwzorowane idealnie. Widać, że jest to rzecz pisana przez erudytkę doskonale orientującą się w poplątanych dziejach ówczesnej Polski. Oczywiście, niektóre rzeczy są naginane na potrzeby fabuły, ale to zupełnie nie przeszkadza. Pisarka w czasie tworzenia Niewidzialnej korony konsultowała się z wieloma historykami, znawcami rozbicia dzielnicowego i czasów Władysława Łokietka i jest to niewątpliwie kolejny atut powieści.
Nie ukrywam swojego zachwytu nad Niewidzialną koroną. To nie tylko pasjonująca powieść, ale i intrygująca, niepowtarzalna lekcja historii. Elżbieta Cherezińska usunęła mankamenty z poprzedniego tomu, co spowodowało, że jej literatura z bardzo dobrej zmieniła się w wybitną. Może podchodzę do tego zbyt entuzjastycznie, ale ja w czasie lektury byłem wniebowzięty i – co najważniejsze – dobrze się bawiłem. Nie ma co kręcić nosem na historię w stylu pop, szczególnie, jak ociera się ona o geniusz. Czekam z niecierpliwością na kolejną odsłonę.
Foto: Wydawnictwo Zysk i S-ka.