Zdaniem konstytucjonalisty prof. Piotra Uziębło zlikwidowanie ciszy wyborczej przed wyborami, stawiałoby w uprzywilejowanej pozycji większe partie. – Mają one większe grono sympatyków, którzy mogą prowadzić taką agitację w ostatnim dniu – mówi.
– Cisza wyborcza wywodzi się z początku wieku XX. To jest okres, podczas którego zakazana jest wszelka forma agitacji wyborczej, czyli zachęcania do głosowania na konkretnych kandydatów czy konkretne ugrupowania – przypomina prof. Uziębło.
Obecnie zakaz agitacji wyborczej przed wyborami obowiązuje w wielu krajach świata. Zniesiony został m.in. w krajach anglosaskich. – Najlepszym przykładem są Stany Zjednoczone, gdzie w wyborach prezydenckich kilkadziesiąt metrów od lokali zwolennicy poszczególnych kandydatów rozdają ulotki i agitują – zauważa konstytucjonalista.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Uziębło odniósł się także do problemu ciszy wyborczej w Internecie, gdzie często występują przecieki wyników. – W internecie bardzo często pojawiają się różne wyniki sondaży podawane np. jako ceny produktów, wyścigi żużlowe czy w jeszcze innych zawoalowanych formach – podkreśla.
– Natomiast tutaj jest problem taki, że zależy od tego, kto te informacje podaje – zauważa ekspert. – Jeśli są to informacje podane do ograniczonego kręgu odbiorców, np. na portalach społecznościowych, to w moim odczuciu cisza wyborcza nie jest naruszona. Natomiast jeśli są to portale ogólnodostępne, to ten problem naruszenia ciszy wyborczej się już pojawia – podkreśla Uziębło.
Zdaniem profesora „brak ciszy wyborczej niewątpliwie wpływa pozytywnie na większe ugrupowania”. – Mają one większe grono sympatyków, którzy mogą prowadzić taką agitację w ostatnim dniu. Według konstytucjonalisty cisza wyborcza istnieje, bo taka jest wola Polaków. – Polacy chcą ciszy wyborczej, większość Polaków w sondażach opowiada się za utrzymaniem ciszy wyborczej – przypomina.
Uziębło dostrzega także pozytywy ciszy wyborczej. – Mamy spokój od agitacji politycznej tuż przed wyborami i możemy swobodnie podjąć decyzję. To jest taki okres wyciszenia się i może nieco większej refleksji nad tym, jak zagłosować. Tym bardziej, że dużą cześć Polaków nie wie, na kogo zagłosować właściwie aż do ostatniego momentu.