Koronawirus doprowadził do paraliżu wielu miast w północnych Włoszech. Dziennikarze Polsat News skontaktowali się z Polką mieszkającą w San Fior, mieście odizolowanym ze względu na przypadki zarażeń. Pani Aleksandra przyznała, że niektórzy próbowali uciec z czerwonej strefy.
We Włoszech koronawirus spowodował już śmierć 11 osób, a liczba potwierdzonych zarażonych wzrosła do 322. W miejscach, gdzie wystąpiło najwięcej zarażeń, władze utworzyły czerwone strefy. Są to miejsca odizolowane od reszty państwa, co ma pomóc zapanować nad epidemią.
Czytaj także: Kosiniak-Kamysz o koronawirusie w Polsce: Pewnie to już kwestia tylko godzin
Dziennikarze Polsat News porozmawiali z panią Aleksandrą mieszkającą w San Fior. Polka przyznała, że miasto jest praktycznie odcięte od wszystkiego. „Żeby pojechać na jakiekolwiek zakupy musimy być wyposażeni w maseczki i rękawiczki.” – mówi.
Koronawirus wywołuje panikę we Włoszech
Kobieta przyznała, że przerażeni ludzie oblegali supermarkety, aby wykupić wszystko, co niezbędne do przeżycia. Strach wywołały informacje o dużej liczbie zgonów spowodowanych przez koronawirus w Chinach. „Jest straszna panika, ale radzimy sobie, jak możemy i pomagamy sobie, bo tylko to nam zostało.” – mówi Polsatowi.
Czytaj także: Epidemia koronawirusa nie osiągnęła apogeum i dotrze do Polski. Ekspertka ostrzega
Kobieta przyznała, że kwarantanna jest zaplanowana do początku marca, ale nie można wykluczyć, że władze ją przedłużą. Wszystko zależy od tego jak będzie rozwijał się koronawirus. Polka poinformowała, że mieszkańcy są w stałym kontakcie z burmistrzem, który udziela aktualnych wskazówek.
Czytaj także: Kraków: UJ wstrzymał wymiany studentów i naukowców wz. koronawirusem
Pani Aleksandra powiedziała, że koronawirus wywołuje taką panikę, że niektórzy próbują uciec z czerwonej strefy. „W naszej miejscowości był student, który spanikował i uciekł, złapali go po drodze. Teraz w kwarantannie przebywa on, jego rodzina i osoby, z którymi miał styczność.” – powiedziała Polsatowi News.
Źr. polsatnews.pl