Mimo zarządzenia Wodza Naczelnego Wojska Polskiego o niepodejmowaniu działań wojennych wobec Armii Czerwonej, doszło do szeregu starć z sowietami. Jedną z większych bitew, jakie Polacy stoczyli we wrześniu 1939 roku z sowietami, były walki o Grodno, które zapisały się w historii bohaterstwem obrońców i zbrodniami agresorów.
Grodno zostało zaatakowane już 1 września 1939 roku. Niemcy przeprowadzili naloty na miasto, niszcząc około 50 procent sprzętu wojskowego i amunicji. Poniesiono również poważne straty osobowe.
Jedną z decyzji płk Bohdana Hulewicza (dowódcy Obszaru Warownego Grodno) która miała poważne znaczenie podczas późniejszej obrony przed Armią Czerwoną, było stworzenie zapasów butelek z mieszanką zapalającą. W ich użyciu przeszkolono następnie żołnierzy, jak i ochotników.
Rozkaz wycofania
Po agresji sowieckiej 17 września 1939 roku, generał Józef Olszyna-Wilczyński, nie widząc sensu w obronie miasta, nakazał wycofanie większości garnizonu w celu osłony polskich wojsk wycofujących się na Litwę.
Ze względu na to, że miasto opuścił również prezydent Witold Cieński, obroną dowodzili wiceprezydent Roman Sawicki i komendant miejscowej Rejonowej Komendy Uzupełnień major Benedykt Serafin. Obaj zdecydowali o wzmocnieniu obrony Grodna poprzez wykopanie rowów i wybudowanie zapór przeciwczołgowych oraz przeszkolenie ochotników i służb pomocniczych.
W sumie w Grodnie w przededniu ataku sowieckiego znajdowały się zaledwie dwa niepełne bataliony piechoty, uzbrojone tylko w broń ręczną oraz 2 działka plot. typu Bofors kal. 40 mm. W trakcie walk obronę zasilili licznie cywilni ochotnicy, a zwłaszcza harcerze, uczniowie miejscowych szkół gimnazjalnych i zawodowych oraz urzędnicy państwowi. Ogółem polskie siły obrony liczyły około 2 tysięcy osób.
Obrona miasta została rozmieszczona w obrębie zabudowań podmiejskich i miejskich. Wykorzystano naturalne przeszkody, jak Niemen czy grodzieńskie wzniesienia.
Atak sowiecki
Sowiecki atak na Grodno nastąpił 20 września nad ranem. Pancerny batalion rozpoznawczy (11 czołgów, samochód pancerny oraz łazik z radiostacją) – wobec, jak uważano, braku obrony południowej części miasta – zaatakował miasto przez most drogowy. Sowieci nie dokonali jednak rozpoznania, a dodatkowo w wyniku polskiego ostrzału zniszczona została radiostacja.
Sowieckie czołgi rozproszyły się i stały się celami dla Polaków. W ten sposób zniszczono wszystkie czołgi i wóz pancerny. Według Armii Czerwonej straty wynosiły jednak: cztery czołgi i wóz pancerny. Jakkolwiek, batalion rozpoznawczy musiał cofnąć się poza miasto pod osłonę innych batalionów czołgów (w sumie 65 maszyn).
Popołudniu pod Grodnem pojawiła się sowiecka piechota i artyleria. Ostrzał Armii Czerwonej był niezwykle skuteczny ze względu na dywersję komunistów w mieście, którzy za pośrednictwem telefonu informowali Sowietów o polskich pozycjach. Dywersanci przeprowadzili też czerwonoarmistów pod tereny cmentarzy prawosławnego i katolickiego, skąd Sowieci wyparli Polaków.
Pomimo przewagi wroga, braku broni przeciwpancernej oraz sporej improwizacji w działaniu obrońców, pierwszy dzień walk o Grodno był udany dla Polaków. W wielu miejscach przeważające siły Armii Czerwonej zostały zmuszone do odwrotu.
Aktywni komuniści
Równocześnie z agresją Armii Czerwonej podjęły działalność przygotowywane wcześniej przez Sowietów siatki dywersyjne, oparte na strukturach – formalnie rozwiązanej, ale utrzymującej stare kontakty – Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, poparte przez sympatyków komunizmu wywodzących się w dużym stopniu spośród ludności białoruskiej, a w miastach – żydowskiej.
Sympatycy komunizmu budowali bramy powitalne i przyjmowali agresorów z radością, co budziło zgrozę i zdumienie miejscowych Polaków. Nierzadko ze strony miejscowej ludności dochodziło do bandyckich napadów na pojedynczych polskich żołnierzy i policjantów, ziemian, przedstawicieli administracji państwowej i samorządowej. Do prób dywersji komunistycznej doszło też w samym Grodnie już 17 września. Incydentów było wiele i powtarzały się w następnych dniach, ale sytuacja została opanowana. Natomiast do groźnej rebelii komunistycznej, i to na dużą skalę, doszło w pobliskim Skidlu. Miasteczko powróciło do normy dopiero po interwencji karnej ekspedycji wysłanej z Grodna 19 września. Pomimo incydentów ze strony dywersantów, dominowały nastroje patriotyczne.
Nierówne siły
Pod wieczór strona sowiecka rozpoczęła silny ostrzał artyleryjski miasta. Obrońcy Grodna w nocy z 20 na 21 września podejmowali próby przepraw przez Niemen i atakowania tam przeciwnika. Od rana 21 września trwały walki, przy czym strona sowiecka zmieniła taktykę: 80 czołgów (a wkrótce dołączyły dalsze) i 15 samochodów pancernych przydzielono pododdziałom piechoty, które atakowały z różnymi efektami w poszczególnych punktach miasta.
Żywa tarcza – polskie dziecko
Symbolem obrony Grodna stał się 13-letni Tadzio Jasiński, którego Sowieci użyli jako żywej tarczy. „Ale ja widzę – wspomina Grażyna Lipińska – na dalekim czołgu jasną plamę. (…) Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowane, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z sąsiedniego domu z podniesioną do góry pięścią wybiega młody Żyd, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka. Dla mnie oni nie istnieją, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców, uciekamy w stronę szpitala. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał… Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach. Matka umierającego chłopca, zrozpaczona i jednocześnie pobudzona czynem synka, szepcze mu: „Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Śpiewają…”.
Upadek obrony i sowieckie zbrodnie
W trakcie walki część obrońców ewakuowała się w kierunku na Litwę. Wieczorem w mieście pozostały już nieliczne punkty oporu, a nad ranem 22 września reszta obrońców Grodna, w tym wiceprezydent Roman Sawicki i mjr Serafin, opuściła Grodno lub rozproszyła się po domach. Tegoż dnia dochodziło jeszcze do wymiany ognia z małymi grupami obrońców. Do południa do miasta weszły sowieckie jednostki.
Według źródeł sowieckich do niewoli czerwonoarmiści wzięli ok. tysiąc jeńców. Większość oficerów została rozstrzelana na miejscu. Zabito także około 300 cywilnych obrońców miasta. Mordów dokonywano głównie na Psiej Górce i „Krzyżówce”, gdzie między innymi zabito około 20 uczniów broniących Domu Strzelca. Koło Poniemunia rozstrzelano podchorążych, prawdopodobnie z 77 pułku piechoty w Lidzie.
Zamordowany został także gen. Józef Olszyna-Wilczyński, który wracał do Grodna, gdy toczyły się walki o miasto. Kilkanaście kilometrów od Grodna trafił na oddział Sowietów. Z racji braku łączności telefonicznej generał prawdopodobnie nie znał miejscowej sytuacji. Zamierzał dostać się na Litwę. Sowiecki oficer z napotkanego patrolu wyciągnął go z samochodu i zastrzelił na oczach żony.
W następnych tygodniach wyłapano i aresztowano następnych obrońców, jak np. por. rez. Piotra Boguckiego (kierownik szkoły powszechnej im. Stefana Batorego), który dowodził harcerzami i innymi ochotnikami – został skazany na karę śmierci. Część ofiar walk i mordów sowieckich dokonanych na obrońcach Grodna została przez tamtejszych mieszkańców pochowana, część pozostała w przypadkowych miejscach.
Straty sowieckie w Grodnie są natomiast oficjalnie oceniane na 53 zabitych i 161 rannych oraz zniszczonych 19 czołgów i 3 samochody pancerne. Część badaczy uważa, że były one zdecydowanie większe.
Potrzebna pamięć…
W czerwcu 1940 r. odbył się w Grodnie kuriozalny proces bohaterów tłumiących komunistyczną rebelię w tym mieście po 17 września, których czyny określono jako… „antysemicki pogrom”.
Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski, podczas inspekcji 6 Dywizji Piechoty w ZSRR w grudniu 1941 roku, w rozmowie z ocalałymi obrońcami Grodna powiedział: „Jesteście nowymi Orlętami. Postaram się, żeby wasze miasto otrzymało Virtuti Militari i tytuł zawsze Wiernego”. Obietnicy swej nie dopełnił nigdy.
W 1993 r. podczas prac budowlanych w Grodnie dokonano ekshumacji szczątków ponad 90 obrońców, które przeniesiono na cmentarz wojskowy. Leżą tam skromnie, pod bezimiennymi krzyżami, bez tablicy, bez informacji o tym, że stanęli oni w obronie miasta przed sowiecką agresją. Nadal nieznane jest miejsce pogrzebania pozostałych ofiar zbrodni dokonanej na obrońcach Grodna. Nie wspomina się o nich w polskich podręcznikach do nauczania historii.
Pamięć o tragicznych losach obrońców Grodna starają się przywrócić twórcy filmu „Krew na bruku. Grodno 1939” (reż. Robert Miękus). Efekt ich pracy można będzie zobaczyć podczas festiwalu „Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci” w najbliższy czwartek 24 września, o godz. 11:30.