– Niestety nasi politycy są prawdziwymi szkodnikami, zarówno na szczeblu ogólnopolskim, jak i samorządowym. A szkodniki należy zwalczać – powiedział Marcin Sypniewski, kandydat Kongresu Nowej Prawicy na stanowisko prezydenta Bydgoszczy w rozmowie z Patrykiem Głowackim.
Na początek chciałbym się spytać, dlaczego akurat w Bydgoszczy postanowił Pan kandydować w najbliższych wyborach samorządowych?
Jestem bydgoszczaninem. Postanowiłem kandydować z kilku względów. Po pierwsze z nadzieją, iż uda się zmienić bieg historii, gdyż Polska zmierza ku przepaści gospodarczej i kulturowej. Wierzę, że można zmienić ten kierunek zaczynając od samorządu. Po drugie wiem, co należy zrobić. Sam jestem przedsiębiorcą, zatrudniam pracowników. To przedsiębiorcy zwalczają bezrobocie, zatrudniając pracowników, a politycy powinni im tylko nie przeszkadzać. Niestety nasi politycy są prawdziwymi szkodnikami zarówno na szczeblu ogólnopolskim, jak i samorządowym. A szkodniki należy zwalczać. Po trzecie mam wsparcie wspaniałych ludzi, którzy podobnie jak ja poświęcają czas i pieniądze po to, aby żyć w normalnym kraju. Nie zmieniamy poglądów od ponad 20 lat i ludzie zaczynają to doceniać. Naszą siłą jest poparcie wśród młodzieży, które dodaje nam siły. No i po czwarte z poczucia odpowiedzialności. Ktoś musi się pobrudzić w politycznym bagnie. Jeśli tego nie zrobię, to wiadomo kto wygra i co zrobi.
Powiedział Pan, że politycy to szkodniki. Czy chodziło Panu o obecne władze miasta?
Szkodniki to nie tylko obecnie rządzący, ale także poprzednie ekipy rządzące Bydgoszczą oraz całe grono radnych, krewnych i znajomych, którzy od lat uczestniczą we władzy.
Co Pan myśli o działaniach obecnych władz miasta?
Nie ma ich zbyt wiele. Władze skupiły się na dokończeniu inwestycji poprzednika, zwiększeniu zadłużenia miasta i podwyższeniu podatków oraz opłat. Prezydent Bydgoszczy wcześniej pracował w kontroli skarbowej i ciężko oczekiwać od niego wizji miasta. Jest on raczej skrupulatnym księgowym. Kadencja bezbarwna, bez wizji, pomysłu. Kolejne cztery lata degradacji i wyludnienia Bydgoszczy.
Czyli uważa Pan, że działania Prezydenta miasta lekko zrujnowały miasto? Przechadzając się po Bydgoszczy widać, ze na ulicach wiele się dziele, by poprawić choćby jej wygląd. Jest także budowa linii tramwajowej do Fordonu, która ma usprawnić komunikację miejską.
Myślę, że od Prezydenta miasta można wymagać nieco więcej niż dbałości o estetykę miasta. Wystarczy dobry ogrodnik. Choćby ten ze Straży Miejskiej, o którym głośno z powodu programu Emila Rau w TVN Turbo. Najważniejsze problemy miasta – praca, bezpieczeństwo, drogi nie zostały rozwiązane. Mało tego, zwiększono dług miasta. Największą inwestycją jest kolejny market. Ikoną stanu bezpieczeństwa jest gwardia „mandatowlepiaczy” ze Straży Miejskiej urządzająca polowania na kierowców. A po Bydgoszczy nadal jeździ się źle i długo.
W takim razie jak Pan widzi kwestię bezpieczeństwa, skoro „mandatowlepiacze” są pójściem w złą stronę?
Zlikwidować Straż Miejską, dofinansować patrole policji. Miasto płaci kilkanaście milionów rocznie na służbę, która zajmuje się mandatami za parkowanie i prędkość. A są osiedla, na których po zmroku strach się pokazać na ulicy.
O jakich osiedlach konkretnie Pan mówi? Zdarzało mi się przechadzać nocą w niektórych miejscach i na szczęście nie uświadczyłem żadnych nieprzyjemności, a nawet twierdzę, że Bydgoszcz jest wieczorami spokojnym miastem.
Zapraszam na Szwederowo Okole, część Śródmieścia.
Może jednak podziękuje. Mam swe zdanie, ale nie pcham się pod nóż. Wracając do tematu. Rozumiem, że Pana głównym zadaniem, jeśli zostanie Pan prezydentem, będzie usprawnienie komunikacji, bezpieczeństwa oraz poprawa jakości i warunków pracy?
Tak – komunikacji i dróg w zasadzie. Natomiast najważniejszym wyzwaniem jest praca – musimy myśleć o ludziach, którzy wyjechali z Bydgoszczy za chlebem i o tych, którzy kończą szkoły, jednak też niebawem staną przed wyborem – zostać i wegetować czy wyjechać i godziwie zarabiać. Musimy ich zatrzymać i skłonić do powrotu tych, którzy wyjechali.
Czy to nie jest tak, że tematy związane z pracą rozgrywają się w Sejmie i nawet reformy samorządowe nie poprawią tej sytuacji w znaczącym stopniu? Przecież ludzie wyjeżdżają za chlebem z całej Polski, a nie tylko z Bydgoszczy.
Zgadzam się, dlatego wybory sejmowe w przyszłym roku sa dla nas bardzo ważne. Jednak na szczeblu samorządowym można dużo zrobić – ograniczyć biurokrację, stworzyć urząd pomagający założyć firmę, a nie skłaniający do wyjazdu za granicę. Na profilu podlinkowaliśmy artykuł o młodym mieszkańcu, który chciał prowadzić punkt skupu złomu – po kilku miesiącach biurokratycznej walki wyjechał na zmywak. Można obniżyć podatki i przyciągnąć firmy tnące koszty. Bydgoszcz ma bardzo wyśrubowane stawki podatkowe. Nawet obniżka nieznanej i na pozór mało istotnej opłaty za zajęcie pasa drogowego, może wpłynąć na położenie większej ilości łączy do kablówek czy internetu – to oznacza wzrost zatrudnienia. Tak samo podatek od środków transportowych, itp. Poza tym, można sprzedawać grunty miejskie za obniżoną cenę i ciąć koszty mieszkańców, gdyż Bydgoszcz jest jednym z najuboższych miast wojewódzkich, a koszty życia są duże… No i przyciągać innych inwestorów niż tylko markety…
Jak chce Pan przyciągnąć tych inwestorów do Bydgoszczy?
Niskimi podatkami, opłatami, przyjaznym urzędem i wyszukiwaniem firm, które chcą założyć lub rozszerzyć działalność w Polsce. To musi być odrębna komórka, wyspecjalizowana i dostępna całą dobę. To przecież najważniejsze zadanie, z jakim musimy się zmierzyć.
Jaki typ inwestorów chce Pan przyciągnąć do Bydgoszczy?
Dających dobrze płatną pracę – informatyka, przemysł specjalistyczny, wykwalifikowane usługi. Patrząc na Pesę i Atosa to właściwy kierunek. Dodatkowo, możemy w ten sposób wykorzystać potencjał UTP.
Jak chce Pan przekonać wyborców do swojej kandydatury? Uważa Pan, że ludzie pójdą za pańskim programem?
Myślę, że ludzie mają już dosyć szkodników i tych bydgoskich i ogólnopolskich. W połowie października zaczynamy kampanię wyborczą, która będzie bardzo efektowna.
Sondaże pokazują jednak, że mimo licznych afer i ogólnie słabych rządów Platformy, to nie traci ona swego miejsca na szczycie.
Na szczęście sondaże nie głosują.
To już tak pomału kończąc naszą rozmowę. Jestem ciekawy na jaki procent poparcia Pan liczy?
W pierwszej turze 20%, w drugiej 51%
Jak Pan sądzi, z kim trafi Pan do drugiej tury?
Z Prezydentem Bruskim.
Co jeśli elektorat KNP postanowi odpuścić sobie najbliższe wybory?
Myślę, że jesteśmy zmotywowani. Pokazały to eurowybory.
No tak, ale na wybory samorządowe chyba nikt nie kładzie aż tak wielkiego nacisku.
Postaramy się sprawić, aby było inaczej. Poza tym, nasi zwolennicy są ludźmi myślącymi i wiedzą, że partie systemowe zaczynają się nas bać, nie będą więc chcieli dać im spokojnego snu.
Dziękuję Panu za wywiad.
Rozmawiał: Patryk Głowacki
Źródło: inf. własna
Fot.: Marcin Sypniewski – facebook