Leszek Miller w rozmowie z Interią komentował niedzielną pierwszą turę wyborów prezydenckich. Kandydat Lewicy Robert Biedroń zanotował dramatycznie słaby wynik. Gorszy nawet, niż Magdalena Ogórek pięć lat temu.
Oficjalne dane z PKW wskazują, że kandydat Lewicy Robert Biedroń zdobył tylko 2,2 proc. głosów i zajął dopiero szóste miejsce. To mniej, niż Magdalena Ogórek przed pięciu laty. Wtedy cięgi zbierał Leszek Miller, którego na lewicy obarczono główną winą za słaby wynik.
„Nie wiem, czy obecne kierownictwo dokona jakiejś głębszej analizy. Jedna rzecz rzuca się w oczy: rok temu lewica miała 2,3 mln głosów. Dzisiaj Robert Biedroń ma około 430 tys. wyborców. Co się stało z tymi, którzy głosowali wcześniej? Gdzie uciekli, do kogo? Dlaczego sobie poszli?” – zastanawia się Miller. „Na te pytania trzeba poszukać poważnej, opartej o socjologiczno-politologiczne przesłanki, odpowiedzi. Jeżeli kierownictwo nie będzie chciało jej znaleźć, dalej będziemy we mgle.” – dodał.
Miller: „Celował w tym Czarzasty”
Dziennikarz Interii zwrócił uwagę, że Biedroń wypadł jeszcze gorzej, niż Ogórek – kandydatka Millera. „To żadna satysfakcja. Jednak pamiętam, jak moi koledzy chłostali mnie biczem przy każdej okazji, twierdząc, że to był tylko mój pomysł. Że to kompromitacja, byliśmy głupi i tak dalej.” – mówi Miller.
Czytaj także: Kukiz: „Nawet ja na PSL bym nie zagłosował”
„Celował w tym oczywiście Włodzimierz Czarzasty. Ale wtedy nie mógł sobie pewnie wyobrazić, że coś takiego może zostać powtórzone. I to z jeszcze gorszym wynikiem. Tylko po kampanii Magdaleny Ogórek ludzie ponieśli konsekwencje.” – zauważył Miller. Były premier zapewnił, że w drugiej turze wyborów zagłosuje na Rafała Trzaskowskiego.
Pełna treść rozmowy dostępna TUTAJ.
Źr. interia.pl