Przedstawiciel Sztabu Generalnego Ukrainy gen. Ołeksij Hromow poinformował, że rośnie ryzyko wznowienia rosyjskiej ofensywy na froncie północnym. Rosjanie chcieliby w ten sposób przeciąć szlaki dostaw broni od partnerów z Zachodu.
Od dłuższego czasu rosną obawy, że Rosjanie, być może przy wsparciu wojsk białoruskich, ponownie będą chcieli zaatakować Kijów. Aleksander Łukaszenka od początku oficjalnie nie bierze udziału w rosyjskiej inwazji, ale jednocześnie deklaruje swoje pełne wsparcie. Rosyjscy żołnierze i sprzęt mają również pełen dostęp do terytorium Białorusi.
Obawy o możliwość ponownego ataku z północy rosną od kilku tygodni. W ostatnim czasie Łukaszenka zapowiedział utworzenie wspólnych, białorusko-rosyjskich oddziałów. Powoływał się przy tym na umowy w ramach Państwa Związkowego oraz twierdził, że przyczyną jest rzekome zagrożenie atakiem ze strony Kijowa.
Obawy wydaje się potwierdzać komunikat przedstawiciela Sztabu Generalnego Ukrainy, gen. Ołeksija Hromowa. Poinformował on, że rośnie ryzyko ponownego otwarcia frontu północnego. Na ten moment nie wiadomo, czy wzięłyby w nim udział wojska białoruskie.
Jak zaznaczył gen. Hromow, rosyjskie siły chciałyby zaatakować na zachodnim odcinku białorusko-ukraińskiej granicy, a więc przy granicy z Polską. Miałoby to umożliwić przecięcie dostaw broni z Zachodu. „Ryzyko wznowienia przez siły zbrojne Rosji ataku na froncie północnym rośnie. Tym razem kierunek ataku może być zmieniony na zachód białorusko-ukraińskiej granicy, by przeciąć główne logistyczne szlaki dostaw uzbrojenia i sprzętu wojskowego Ukrainie od krajów partnerskich” – mówił.
Czytaj także: Biden podsumował położenie Putina. Użył dosadnych słów
Źr.: Interia