Poziom pierwszych spotkań wskazuje, że może to być jedna z najlepszych imprez piłkarskich w historii. Całe wysiłki piłkarzy pójdą jednak na marne, jeśli sędziowie nie dostosują się do ich poziomu.
Mecz otwarcia pod względem sportowym wypadł przyzwoicie, chociaż pierwsza połowa była o niebo lepsza od drugiej. Niestety swoje trzy grosze do rywalizacji wtrącić musiał japoński sędzia, co wydatnie pomogło gospodarzom, gdyż przed rzutem karnym nie wyglądali oni na drużynę, która miała za chwilę strzelić bramkę. Ostatni gol był częściowo efektem podejmowania ryzyka przez Chorwatów, więc pozostał wielki niesmak i uzasadnione pretensje Niko Kovaca.
Kolejne spotkanie przyniosło jeszcze gorsze sędziowanie, ale na całe szczęście tym razem arbiter nie wpłynął na rozstrzygnięcie. Meksykanie zagrali fantastycznie, z wyjątkiem może 10 minut w pierwszej połowie. Poziomem rozgrywania piłki przewyższali rywali o kilka poziomów. Wśród całej radości meksykańskiej ekipy niedosyt może czuć Giovanni dos Santos, którego pozbawiono dwóch(!) prawidłowo zdobytych bramek. A Kamerun? Cóż, zamieszanie wokół tej drużyny chyba zrobiło swoje…
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Rewanż za finał z 2010 roku zakończył się niespodziewanie, ale też zaskakująco się rozpoczął. Hiszpania grająca długie piłki? To było coś nowego, ale z początku przyniosło efekt w postaci bramki zdobytej po kontrowersyjnym rzucie karnym. Holandia nie była w stanie zrobić nic konkretnego, a do tego wszystkiego znalazła się w ogromnych opałach, gdy David Silva miał sytuację sam na sam. To był jednak przełomowy moment, gdyż bramkarz Oranje pokazał, że jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu, a za chwilę Robin van Persie pięknym strzałem dał remis swojej drużynie. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że te dwie sytuacja zaważyły, gdyż jeśli już Holandii coś wychodzi, to wychodzi jej wszystko. W tej ekipie przeważnie dominują skrajne emocje. I takie dominowały w drugiej połowie, gdy ekipa van Gaala spuściła łomot tuzom europejskiej piłki.
Należy jednak zwrócić uwagę na pewien fakt. Hiszpania cztery lata temu przegrała pierwszy mecz ze Szwajcarią, a potem wygrała mundial. Nie wolno skreślać tej drużyny. Problemem jednak może być bardzo niepewny bramkarz – potwierdziły się opinie osób, które po finale LM miały wątpliwości co do stabilizacji formy Casillasa.
Ostatni jak do tej pory mecz w końcu oszczędził kibicom kontrowersji sędziowskich, natomiast nie brakowało goli i emocji. Po tym co pokazały Chile i Australia jednym z najważniejszych pytań turnieju staje się: jak z tymi drużynami poradzi sobie Hiszpania, która teraz musi wygrywać? Rywalizacja w tej grupie zapowiada się fascynująco.
Podsumowując: wysoki poziom, mnóstwo goli i dramatyczni sędziowie. Póki co, średnia bramek to niemal cztery na mecz, nie licząc anulowanych trafień Meksyku. Jeśli ta statystyka nie spadnie nam za mocno w kolejnych starciach, a arbitrzy będą niezauważalni na boisku to szykuje się prawdziwa piłkarska uczta.
P.S. Bez wuwuzeli jakoś mi ten futbol bliższy.
Fot. Commons Wikimedia