Do naszej redakcji wpłynęło dziś oświadczenie Oskara W. „Axelio” w sprawie zaatakowanie przez niego podczas tegorocznego Przystanku Woodstock dziennikarza TVN, Grzegorza Miecugowa. Poniżej publikujemy jego treść.
„Cała akcja była zaplanowana. Była to forma manifestu, którego celem było dostać się przed kamery TVN24 w programie na żywo i pokazanie ludziom – głównie widzom TVN24 (szacunkowo kilkadziesiąt tysięcy ludzi) oraz Internautom, iż Polacy mają już dosyć kłamstw i kreowania stronniczej, lewicowej wizji Polski i świata przez TVN24, jej dziennikarzy oraz inne stacje telewizyjne i dziennikarzy medialnych. Program „Szkło kontaktowe” na antenie TVN24 jest nadawany od 2005 roku i codziennie – od 8 już lat w programie tym, jak też i w innych audycjach TVN24, prowadzona jest propaganda oparta na kłamstwach i forowaniu wygodnej dla władz TVN oraz Grupy ITI wizja polityczna – bliska rządom Platformy Obywatelskiej. Od dziennikarzy wymaga się obiektywność i braku stronniczości, a tymczasem tacy prezenterzy telewizyjni jak m.in. pan Kamil Durczok czy pan Grzegorz Miecugow – według własnego uznania kreują rzeczywistość polityczną i ustrojową w Polsce i są jeszcze traktowani jako rzetelni i prawdziwi dziennikarze, jako autorytety do naśladowania. Należy też zaznaczyć, że Grzegorz Miecugow jest synem krakowskiego dziennikarza i publicysty Brunona Miecugowa z rodowodem komunistycznym. I nic dziwnego, że jego syn realizuje podobny charakter lewicowego, stronniczego dziennikarstwa.
Do zdarzenia doszło 2 sierpnia – kilkadziesiąt minut po godzinie 22-giej, po rozpoczęciu się programu „Szkło kontaktowe”. Jeszcze przed programem usiadłem tuż przed sceną – celowo, aby znaleźć się blisko. Nie chciałem przeprowadzać tego manifestu od razu po rozpoczęciu się programu, lecz mniej-więcej w jego połowie. Manifest rozpocząłem około godziny 22:25 – jeśli wierzyć zegarowi na belce ekranowej TVN24. Spokojnie z plecaka wyciągnąłem kawałek tektury z napisem „TVN KŁAMIE”. Żaden z ochroniarzy z pokojowego patrolu nie zwrócił nawet na to uwagi. Po chwili wstałem i wskoczyłem na scenę, do której miałem odległość jakichś 2,5 metra. Sam się zdziwiłem, że udało mi się wskoczyć na scenę, gdyż była ona dosyć wysoka. Początkowo myślałem, że odbiję się i spadnę, lecz bez większych trudności dostałem się na podest. Ochroniarze nie reagowali kompletnie. Dlatego szybko zacząłem działać według planów. Rozwinąłem tekturę z napisem „TVN KŁAMIE” i skierowałem ją w stronę kamer (były 3 kamery, nie wiedziałem, która z nich może uchwycić obraz). Następnie udałem się w kierunku gdzie na fotelu prowadzącego siedział p. Miecugow i dwukrotnie popchnąłem go ręką. Nie były to ciosy pięścią i nie były to silne ciosy mogące sprawić krzywdę i ból. Były to pchnięcia otwartą ręką, z całą pewnością nie sprawiające bólu. Trzeci ruch ręką o ile dobrze pamiętam – nie trafił celu. Następnie natychmiast oddaliłem się i jeszcze raz skierowałem karton z napisem w stronę kamer i udałem się w stronę krawędzi sceny aby po prostu z niej zejść i oddać się służbom porządkowym. Cały manifest nie trwał dłużej jak 10 sekund. Chciałem zejść spokojnie, ale ochroniarze z pokojowego patrolu Przystanku Woodstock jedynie co zdołali zrobić to ściągnąć mnie siłą za nogi i rzucając o ziemię z wysokości około 2 metrów. Fakt – było to nieco bolesne, ale nie odniosłem żadnych obrażeń. Następnie ochroniarze wykręcili moje ręce do tyłu i wyprowadzili za scenę. Nie stawiałem żadnych oporów i byłem całkowicie grzeczny. Odpowiadałem ochroniarzom, że jestem spokojny i nic do nich nie mam. Zostałem wyprowadzony z głową w dół kilkanaście metrów dalej od sceny na zaplecze, byłem trzymany za ramiona dosyć silnie – mam aktualnie siniaki ciemnego koloru na obu ramionach a następnie rzucony o ziemię na trawnik – na czym ucierpiał trochę łokieć i lewie ramię, które mam zdarte ze skóry. Po rzuceniu mnie na ziemię jeden z ochroniarzy docisnął kolanem moją głowę do ziemi, a drugi ochroniarz docisnął kolanem mój kręgosłup. Nałożono mi kajdanki – lecz jak się później okazało – nielegalnie, gdyż pokojowy patrol nie ma do tego uprawnień, co sami przyznali (o czym za chwilę). Wszystkich ochroniarzy było około 5-6. Część zmieniła się i chyba wróciła pod scenę a część to byli ochroniarze na zapleczu sceny. Podczas zatrzymania, gdy leżałem na ziemi, straszyli mnie pobiciem i otrzymaniem „ostrego łomotu” od policji. Poprosiłem jednego z ochroniarzy aby przyniósł mój plecak, który został pod sceną. Po chwili go otrzymałem z powrotem. Następnie wymieniono mi kajdanki na plastikowe, jednorazowe pasy do zapinania rąk. Akurat zapięto mi je tak nieudolnie, że pozostawiły rany z krwią na prawej ręce. Gdy słuchałem rozmów, ochroniarze z pokojowego patrolu sami się przyznali w rozmowach między sobą, że nie mają takich uprawnień aby zakładać komukolwiek kajdanki. Następnie zostałem wyprowadzony pod dozorem kilku ochroniarzy i przeprowadzony do stanowiska policyjnego (niedaleko sceny woodstockowej). Tam jeden pan (nie wiem kim był, czy policjantem czy ochroniarzem) zaczął krzyczeć, że nie można było mnie skuć ani kajdankami ani plastikowymi paskami. Dlatego też po chwili zostałem wprowadzony do pokoju przesłuchań policji i od tej pory już policjanci się mną zajmowali (było ich wielu i zmieniali się w zależności od procedury, o czym jeszcze za chwilę). W pokoju przesłuchań znajdowałem się dłuższy czas. Szacuję, że około 2-3 godzin. Głównie dlatego, że za każdym razem trzeba było na kogoś czekać, aby przybył jakiś policjant. Zdjęto mi plastikowe pasy oplatające dłonie. Ogólnie policjanci byli mili w rozmowie, jak również ja byłem miły i spokojny w stosunku do nich. Poproszono mnie o wyjęcie wszystkich przedmiotów z kieszeni, portfela oraz plecaka – celem poszukiwania niebezpiecznych przedmiotów. Oczywiście żadnych niebezpiecznych rzeczy nie posiadałem. W trakcie przeszukania i przesłuchania policjanci w tym samym pomieszczeniu przeszukiwali także innego człowieka. Pozwolił mi on doładować mój telefon jego ładowarką do Nokii. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, choć nawet nie znam jego imienia. Później bardzo mi to pomogło bo mogłem dzwonić moim telefonem. Po około 2-3 godzinach spędzonych w pokoju policyjnym, zostałem ponownie skuty w kajdanki i przeprowadzony do policyjnego radiowozu, gdzie z trzema policjantami zostałem przewieziony na komendę policji w Kostrzynie. Tam następnie przez wiele godzin składałem zeznania, zbadano mój poziom alkoholu – miałem wynik 0.00, podpisywałem różne dokumenty (niektóre, z którymi się nie zgadzałem – o czym za chwilę). Policjanci byli moim zdaniem nieprofesjonalni, a sposób przesłuchania był niepoważny. Przesłuchiwał mnie 1 policjant, a 5 innych (w tym policjantka) byli w pomieszczeniu i dorzucali swoje docinki do moich wyjaśnień. Sytuacja irytująca. Ale później było jeszcze dziwniej (za chwilę o tym). Później, szacuję, że około godziny 3:00 w nocy, sporządzono protokół zawartości mojego plecaka, portfela i innych rzeczy z kieszeni spodni. Wszystko trafiło do depozytu. Następnie trafiłem do zamkniętej celi w areszcie, lub jak kto woli – w izbie zatrzymań. Pokój wielkości około 2,5m x 5m, z zakratowanymi podwójnie oknem, ze stolikiem i siedzeniem oraz drewnianym klocku, który służył za łóżko. Warunki i czystość – krytyczne. Ale nie o to chodzi w całej sprawie. Jakimś sposobem przespałem kilka godzin i zostałem obudzony około godziny 7 rano, gdzie zabrano mnie na kolejne przesłuchania. Na jednym z przesłuchań pojawił się pewien agresywny pan policjant, który uparcie wypytywał mnie o moje poglądy polityczne. Odpowiadałem. Ale nie wiedziałem, że to pułapka. Otóż łysy pan policjant okazał się być twardym, zagorzałym komunistą. Zaczął wyzywać mnie od chorych psychicznie i obrażać mnie, atakując moje poglądy obyczajowe, gospodarcze i polityczne. Twierdził, że z chęcią by mnie udusił. Ten sam policjant kazał mi również podpisywać dokumenty z zeznaniami, które były odmienne od rzeczywistych. Gdy zwróciłem mu uwagę, że są to metody typowo stalinowskie – jeszcze bardziej się zdenerwował. Widocznie jest wyznawcą idei Józefa Stalina…? I jak ktoś taki może w ogóle pracować w policji? Policjant powinien być całkowicie neutralną osobą, bez odchyłów ideowych. Następnie pan łysy policjant zaczął krzyczeć, że moje poglądy polityczne są chore, bo według niego naczytałem się bzdur jakie podetknął mi pod nos Korwin-Mikke. Pomijam już fakt, że nigdy nie czytałem żadnej książki Korwin-Mikkego ani żadnej nie dostałem od niego. Niestety to była pułapka, bo w dalszym ciągu nabierałem się panu policjantowi na dalsze prowokacje i odpowiadałem na jego „riposty” obrażające mnie. Ale w końcu i pan policjant nie wytrzymał i wyznał „a skończ już pierdolić!”, na co odparłem mu: „sam pan zaczął ten temat”.
Czytaj także: \"Spalić wiedźmę\". Nowa książka Magdaleny Kubasiewicz [fragment]
Po tym dziwnym przesłuchaniu znów trafiłem na „dołek”, do przeczekania kilka godzin. Następnie, około godziny 14:00 znów skuto mnie w kajdanki i wraz z pewnym innym człowiekiem przewieziono nas obu w radiowozie do miejscowości Słubice, gdzie kolejno na nas obu czekał prokurator. Muszę przyznać, że zacny i profesjonalny człowiek. Była to jedyna osoba, której składałem dokładne i szczegółowe zeznania. W przeciwieństwie do panów policjantów z komendy, którzy swoją pracę wykonywali mało profesjonalnie i mało dokładnie. Podczas rozmowy z panem prokuratorem opowiedziałem całe zdarzenie bardzo dokładnie i szczegółowo, jak również wyjaśnienia co było powodem takiego manifestu. Całe przesłuchanie, sporządzanie protokołów i oczekiwanie na obsłużenie chłopaka, który też był przesłuchiwany przez tego samego prokuratora, zajęło do około godziny 21:30. Wtedy odwieziono nas radiowozem znów na komendę w Kostrzynie. Ponownie trafiłem na „dołek”. Po kilku godzinach, około 23:30 wydano mi z depozytu wszystkie pozostawione tam rzeczy – plecak i jego zawartość, sznurówki do butów, portfel, telefon itd. itp. i po kilku chwilach zostałem wypuszczony. Łącznie byłem zatrzymany przez około 24h.
Postawione mi zarzuty dotyczą zakazu brania udziału w imprezach masowych na podstawie artykułu 60 ust.2 ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych.”
Oskar W. „Axelio”
Fot: YouTube.com