Polscy naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego dokonali przełomowego odkrycia. Opracowana przez nich metoda zwiększania trwałości i produktywności mRNA może spowodować przełom w opracowywaniu szczepionek na raka. Licencja od razu została sprzedana dwóm koncernom za rekordową sumę.
Dr Robert Dwiliński, dyrektor Ośrodka Transferu Technologii przy Uniwersytecie Warszawskim przyznał w rozmowie z wp.pl, że odkrycie można porównać z wynalazkiem zastosowania radu i promieniotwórczości w medycynie. – Początkowo odkrycie to nie zostało docenione, ale po czasie okazało się, że miało gigantyczne znaczenie. Podobnie jest z naszymi badaniami nad mRNA, to wynalazek na skalę światową – przekonuje dr Dwiliński.
Naukowcy z UW pracowali nad tym od 1980 r. W końcu, pod kierunkiem profesora Jacka Jemielity prace udało się sfinalizować. Prof. Jamielita tłumaczy, że odkrycie polskich naukowców pozwala na otrzymywanie białek o znaczeniu terapeutycznym. Mogą być one wykorzystywane przy produkcji szczepionek przeciwko nowotworom.
Maleńkie cząstki mRNA są kopią fragmentów DNA i przenoszą informację genetyczną na konkretne białka. W zależności od rodzaju tej informacji, efekty mogą być odmienne. Z jednej strony mogą pomóc w rekonstrukcji tkanek, ale mogą również uruchamiać w organizmie naturalne procesy zwalczania komórek nowotworowych. Jak przyznają naukowcy, może to posłużyć w opracowaniu szczepionki na raka.
– Nasz wynalazek może zostać zastosowany do przepisu na każde białko, można realnie zarządzać produkcją białek w organizmie. Ten wynalazek każdy dziś może kupić, szukać dla niego nowego zastosowania – wyjaśnia prof. Jemielita.
Wynalazkiem polskich naukowców zainteresowały się wielkie koncerny farmaceutyczne. Firma Sanofi już w 2015 r. zapłaciła 300 mln dol. za sublicencję na patent. W roku bieżącym, przedsiębiorstwo Roche wyłożyło kolejne 310 mln dol. Oba koncerny, w oparciu o wynalazek Polaków, będą teraz opracowywać konkretne rodzaje leków. Jest to największa komercjalizacja badań w historii polskiej nauki.
Niestety do Polaków trafi zaledwie kilka procent z tej sumy. Sublicencję sprzedaje niemiecka firma BioNTech, bo to ona uwierzyła w powodzenie badań i zainwestowała w ich prowadzenie. Jednak zgodnie z umową, po wprowadzeniu leku na rynek, część dochodów trafi do kieszeni polskich naukowców.
Prof. Piotr Węgleński, jeden z twórców przełomowych badań przyznał, że zanim porozumiano się z Niemcami, proszono o wsparcie ze strony polskiego rządu. Ten jednak odmówił. – Kiedyś wspomniałem wicepremierowi Morawickiemu, że jest taki ważny wynalazek i że zachodnie firmy chcą na niego wyłożyć duże pieniądze. Powiedział mi na to, że polscy uczeni są do niczego, bo nie potrafią wdrożyć swoich badań w Polsce, tylko robią to z pomocą zagranicy – żalił się profesor.
– Tylko że niezbędne próby kliniczne kosztują 20-40 mln dol. Uniwersytet Warszawski nie ma takich pieniędzy. Przy takim finansowaniu nauki w Polsce, jaki mamy, trudno się dziwić, że musimy szukać możliwości wdrożeniowych za granicą – przyznał prof. Węgleński.
Źródło: Money.pl; Onet.pl
Fot.: Commons Wikimedia/Chizhik pizhik