Była prawdopodobnie jedną z najbardziej znanych Polek w dziejach: w I połowie XX wieku z jej zdaniem liczył się cały Paryż. Zaprzyjaźniona z największymi literatami, malarzami i muzykami (a nawet wieloma politykami) epoki Misia Sert – z domu Godebska – wiodła ekstremalnie twórcze życie, chociaż sama artystką nie była. Dlaczego tak mało mówi się o Polce, bez której nie byłoby ani Baletów Rosyjskich, ani polskiego impresjonizmu i kapistów, ani… perfum Chanel nr 5?
Współczesnemu czytelnikowi trudno wyobrazić sobie, czym mogło być przed wojną prowadzenie artystyczno-politycznego salonu w stolicy Francji – z jakimi zabiegami musiało się wiązać sproszenie do siebie całej śmietanki towarzyskiej w sercu Europy i utrzymanie ich zainteresowania przez wiele dekad? Prawie każdego wieczoru Jean Cocteau czy Pablo Picasso, Igor Strawiński czy Coco Chanel, Claude Debussy czy Siergiej Diagilew (i niezliczone rzesze innych) spierali się, krytykowali, wymieniali nowinkami. Niektórzy ustalali ze sobą przyszłe artystyczne przedsięwzięcia, które miały zadziwić cały Paryż.
Wokół życia Misi Sert narosło nieskończenie wiele anegdot: mówiło się, że spiskuje za plecami artystów (gdy bywali w innych salonach, niż jej własny), plotkowano, że pocięła arcydzieła Bonnarda nożyczkami (by pasowały jej do nowego salonu), szeptano, że żyje w trójkącie z kochanką trzeciego męża (co złośliwsi dodawali, że podobno jest „za słaba w łóżku”). Powtarzano jej bon moty („Samobójstwo? Wolałabym raczej umrzeć?”). Podziwiano i szanowano jej zdanie, zwłaszcza w kwestiach muzycznych. I przede wszystkim – u Misi bywano.
Urodzona 30 marca 1872 roku Misia była córką polskiego rzeźbiarza Cypriana Godebskiego (autora m.in. warszawskiego pomnika Mickiewicza). Jej matka zmarła przy porodzie w Sankt-Petersburgu, dokąd rzekomo udała się w ślad za niewiernym mężem. Tę legendę swoich narodzin Misia powtarzała przez całe życie każdemu, kto tylko chciał słuchać – miała ona dowodzić, że od początku było jej przeznaczone życie naznaczone skrajnymi uczuciami. Jako nastolatka, zirytowana lekceważeniem ze strony ojca i jego coraz to nowych kobiet, uciekła z domu. Wkrótce wynajęła własne mieszkanie i zaczęła zarabiać jako prywatna nauczycielka (od najmłodszych lat wykazywała talenty muzyczne i została niezłą pianistką).
Większość relacji z życia Misi skupia się na jej małżeństwach – w końcu miała ich aż trzy i każde niezwykle burzliwe. Pierwszego męża, założyciela „La Revue Blanche” (wpływowego pisma krytyczno-artystycznego) Tadeusza Natansona, miała zostawić dla obrzydliwie bogatego Alfreda Edwardsa… podobno z inicjatywy Tadeusza. Szybko zawarte nowe małżeństwo nie przetrwało długo z powodu romansu Edwardsa z aktorką i prostytutką Lanthelme. Misia szybko pocieszyła się nową miłością, którą okazał się malarz Jose-Maria Sert (dziś raczej nieznany, chociaż w owym czasie chyba najlepiej opłacany artysta Europy; autor rozlicznych quasi-barokowych fresków). Sert, po wielu latach wspólnego życia, również znudził się Misią i zawarł związek małżeński z ponad trzy dekady młodszą kobietą, udającą gruzińską księżniczkę, z którą zresztą wcześniej długo żyli w trójkącie (to jednak materiał na inną opowieść). Po śmierci ostatniego męża przeżyła jeszcze tylko pięć lat. Umarła 15 października 1950 roku.
Sprowadzanie Misi Sert tylko i wyłącznie do towarzyskich ploteczek i skandali obyczajowych jest jednak krzywdzące dla tej postaci. Przede wszystkim była ona muzą malarzy (wielokrotnie pozowała artystom takim, jak Henri de Toulouse-Lautrec, Auguste Rodin czy Pierre Bonnard) i kompozytorów (utwory dedykowali jej m.in. Maurice Ravel i Igor Strawiński). Gdyby nie Misia, Marcel Proust nie znalazłby pierwowzorów dla Madame Verdurin i księżnej Jurbeletiew, a Siergiej Diagilew podbiłby stolicy Francji jako impresario Baletów Rosyjskich. Premiera baletu Strawińskiego Święto wiosny w maju 1913 roku była tak wielkim wydarzeniem (chociaż wiązała się ze skandalem, jak wszystko, co prawdziwie nowatorskie), że jeden ze współczesnych historyków Modris Eksteins powiązał ją z wybuchem Wielkiej Wojny. Święto wiosny nie powstałoby bez finansowego i „duchowego” wsparcia Misi – od pierwszego odsłuchania partytury robiła wszystko, by dzieło zostało wystawione.
Pomimo tego, że nigdy nie zagościła na dłużej poza Paryżem, w jakimś stopniu czuła się Polką. Mówiła nie najgorzej po polsku, utrzymywała też kontakty z Polakami, m.in. z Janem Lechoniem i Józefem Pankiewiczem. Ten ostatni, okrzyknięty pierwszym polskim impresjonistą, pozostawał w bardzo bliskich stosunkach z Pierrem Bonnardem – Bonnard swoje zaistnienie w świecie sztuki również zawdzięczał pani Sert: kupowała obrazy nabistów jeszcze na długo przedtem, zanim zaczęły być uważane za wartościowe. Z Misią zaprzyjaźnił się później Józef Czapski, a okolicznością zawarcia ich znajomości była wystawa młodych krakowskich malarzy (tzw. kapistów, w tym gronie: Czapskiego), którą „królowa Paryża” zorganizowała na ich cześć w stolicy na zacumowanej u brzegu Sekwany Barce – gościem honorowym był Pablo Picasso, dobry znajomy Misi.
Prawdopodobnie jednak po dziś dzień większość ludzi kojarzy Misię dzięki jej długoletniej przyjaźni z Coco Chanel – przyjaźni, dodajmy, nie do końca serdecznej, lecz niewątpliwie bardzo zażyłej. To Misia wprowadziła niedoświadczoną projektantkę na salony Paryża – uczyła ją zachowania w towarzystwie, umiejętności zwracania na siebie uwagi i zdobywania oraz wykorzystywania cennych kontaktów. Mało kto jednak wie o tym, że być może Polka miała swój udział w powstaniu słynnych perfum Chanel – podobno to ona (zdobywszy od sekretarza cesarzowej Eugenii recepturę „Sekretu Medyceuszy”, wody toaletowej o „bezkonkurencyjnych” właściwościach) zasugerowała przyjaciółce wypuszczenie na rynek pierwszej ich partii. L’eau de Chanel odniosła sukces, który powiększył się jeszcze przy następnych wersjach kosmetyku.
Dziwnym trafem Misia, otaczająca się najbardziej wartościowymi ludźmi swoich czasów, potrafiła też dobrze oszacować wartość rzeczy.
Autorka: Katarzyna Ziemlewska