Gwizdki, syreny i transparenty poszły w ruch ponownie. Pracownicy Bioetanol AEG z Chełmży protestowali w czwartek pod siedzibą Izby Celnej w Toruniu.
Przypomnijmy. Firma Bioetanol AEG zajmuje się produkcją alkoholu etylowego z przeznaczeniem na wyroby chemiczne. Jednak za sprawą urzędników cofnięto jej pozwolenie na produkcję oraz nakazano zapłacić ponad 70 mln zł zaległej akcyzy. Mimo, że decyzje te nie mają żadnej mocy prawnej zakład stoi od lutego bieżącego roku i nie może produkować chemikaliów na bazie całkowitego skażenia alkoholu. Pod koniec marca komornik zajął cały majątek i konto firmowe, a pracownicy zostali bez wypłat. Więcej informacji TUTAJ.
Protest rozpoczął się o godzinie 10.00. Równocześnie w budynku Izby Celnej z jej dyrektorem, Wojciechem Baranowskim spotkali się Roman Mierzwa (prezes Bioetanolu), Janusz Makolus (dyrektor ds. produkcji) oraz Krzysztof Grabowski (członek zarządu).
Pracownicy, w liczbie około 30 osób, przygotowali transparenty, gwizdki, oraz… kukłę dyrektora Izby Celnej. Jak dowiedzieliśmy się od protestujących, kukła ta miałaby zostać spalona, gdyby Baranowski wydał decyzje sprzeczne z interesami zakładu. Zebrani wykrzykiwali co jakiś czas w stronę okien urzędu hasła „złodzieje” czy „oszuści” przy akompaniamencie syreny oraz gwizdów.
Udało nam się zamienić kilka słów z burmistrzem Chełmży, który przez kilkanaście minut stał pośród pracowników Bioetanolu. – Ja mogę mieć tylko wiarę, ponieważ w żaden sposób nie jestem organem, który może o czymś decydować – mówi Czerwiński pytany przez nas o szanse na uratowanie zakładu. – My tę wiarę mamy do końca, ale też przyznam szczerze, że patrząc jak trwa ta cała sprawa, patrząc jak długo trwa i jak bardzo zbliżamy się do decyzji sądu, do postanowienia sądu o upadłości, to obawiam się, że może być finał taki, który dla nas jest najgorszym rozwiązaniem, zresztą nie jest żadnym rozwiązaniem. Jest po prostu tragedią dla zakładu, dla ludzi dla miasta – dodaje.
– Decyzją dyrektora Izby Celnej, a właściwie Urzędu Celnego, został przywrócony skład podatkowy, ale nie zostały odblokowane konta – informuje nas burmistrz Chełmży. – I z tego, co wiem, istnieją jakieś niedomówione sprawy związane z kontrolami, które mają tworzyć warunki do produkcji, a więc tak naprawdę, na ten moment nie ma warunków do uruchomienia produkcji, stąd zarząd nie podejmuje takiej decyzji.
– Produkcja i tak może się rozpocząć dopiero, jak nastąpi postanowienie sądu, ale układowe. Natomiast w sytuacji, gdy będziemy mieli stan rzeczy taki, jak w tej chwili, a więc zablokowane konta, brak opinii czy decyzji związanych z uruchomieniem produkcji, no to decyzja sądu będzie decyzją o upadłości likwidacyjnej i tego jesteśmy świadomi – mówi ze smutkiem.
– To jest tragedia ludzi – tak określa sytuację, w której zakład zostanie zlikwidowany. – To są ludzie, którzy będą szukali jakiegoś wsparcia. Najpierw szukania miejsc pracy, o co nie jest łatwo. To nie tylko Chełmża, ale większość tego typu miast tych miejsc pracy ma bardzo ograniczoną liczbę. A następnie trafią do urzędów pracy, ale to jest rozwiązanie żadne. To, co mogą dostać z Urzędu Pracy, to co mogą dostać z MOPS-u [Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej – przyp. red.], nie jest sposobem na życie – kończy Czerwiński.
Po godzinie rozmów z budynku Izby Celnej wyszli Mierzwa, Makolus oraz Grabowski. – Dyrektor zadeklarował, że zakończy się to postępowanie, jak tylko dostanie opinię biegłego rzeczoznawcy – poinformował pracowników prezes Mierzwa. – Naczelnik dostanie wszystkie materiały, dokumenty, na podstawie których będzie mógł postępowania podatkowe zakończyć. Oznacza to, że datą finalną tej sprawy jest 26 czerwca. Najpóźniej tego dnia pracownicy dowiedzą się czy ich zakład wygrał wojnę z urzędnikami z Izby Celnej.