Wyniki wtorkowych wyborów do amerykańskiego Kongresu wskazują na to, że Partia Republikańska zdobyła co najmniej 52 ze 100 mandatów w Senacie oraz zwiększyła stan swego posiadania w Izbie Reprezentantów.
Republikanie przejęli od Demokratów siedem miejsc senatorskich ze stanów: Arkansas, Wirginia Zachodnia, Dakota Południowa, Montana, Kolorado, Karolina Północna i Iowa. Bardzo prawdopodobne jest, że lista jeszcze się wydłuży. Najbardziej zagrożona jest Luizjana, gdzie 6 grudnia odbędzie się druga tura wyborów. Obywatele zagłosują jeszcze raz, ponieważ zarówno kandydat Republikanów, jak i Demokratów nie przekonali do siebie wyborców.
Zwycięstwo Partii Republikańskiej oznacza, że po raz pierwszy od ośmiu lat jej członkowie przejmą kontrolę nad Senatem, a prezydent Barack Obama przez ostatnie dwa lata swojej prezydentury będzie musiał współpracować z opozycyjnym wobec niego Kongresem.
Czytaj także: Wybory w USA. Donald Trump nowym prezydentem! [RELACJA LIVE]
Szczególnie zacięta walka toczyła się w stanie Kentucky, gdzie Republikanie bronili swojego miejsca. Dotychczasowy senator Mitch McConnell (na zdjęciu) po wydaniu 55 mln dolarów na kampanię wyborczą, pokonał kandydatkę Demokratów Alison Lundergan Grimes. To najprawdopodobniej on zostanie szefem republikańskiej większości w Senacie.
Partia Republikańska, która dotychczas miała przewagę w Izbie Reprezentantów, po niedawnym sukcesie jeszcze ją powiększy. Stanowi to duży problem dla Baracka Obamy, który w piątek, w Białym Domu spotka się z liderami obu partii. Chociaż Republikanie zarzekają się, że będą starali się współpracować z prezydentem, jasne jest, że Obamie jeszcze ciężej będzie realizować program.
To, że prezydent traci większość w Kongresie jest już tradycją w historii amerykańskiego parlamentaryzmu. Demokraci są w coraz większych tarapatach – prezydent Obama traci popularność, zadowolonych jest z niego czterech na dziesięciu Amerykanów. Na poprawę sondaży nie wpływają nawet pozytywne prognozy gospodarcze.
fot: Wikimedia Commons