Porównanie Paula Di Anno do jego byłych kolegów z Iron Maiden królujących teraz na scenach rockowych na całym świecie powoduje nieco przykre wrażenie. Ten, skądinąd niegdyś doskonały, wokalista z niezapomnianych pierwszych płyt Żelaznej Dziewicy, nie zrobił nawet w połowie takiej kariery, jak później jego macierzysta grupa. Śmiem stwierdzić, że upadł, i to dosyć boleśnie, na swojej ścieżce kariery i losu, czego dobitnym potwierdzeniem jest jego niedawna odsiadka w więzieniu. Ale powrócił, powstał wręcz, jak sugeruje tytuł The Beast Arises i dalej walczy w imię klasycznego heavy metalu w świecie, gdzie coraz więcej osób gardzi taką muzyką.
Wokalista przyjechał niedawno na, kolejny już, koncert do Polski, a dokładniej pojawił się 9 kwietnia 2014 roku na deskach krakowskiego klubu Lizard, gdzie z towarzyszącym mu polskim zespołem grającym klasyczne heavy – Night Mistress, przypomniał swoim wiernym fanom materiał z pierwszych dwóch płyt Iron Maiden z minimalnym, wręcz symbolicznym wkładem autorskich kompozycji.
Intro z filmu Dracula autorstwa Wojciecha Kilara stanowi przystawkę przed energetycznym, wręcz agresywnym, walącym na dzień dobry między oczy – Sanctuary. Zespół gna do przodu, a Paul nawet daje radę, stara się momentami wysoko zaśpiewać, ale słychać, że głos już nie ten, co będzie dobitnie słychać w dalszej części koncertu; im bliżej końca tym gorzej, niestety, ale za to autentycznie – nie ma tutaj studyjnych poprawek, co często jest zmorą wielu płyt koncertowych.
I tak ta płyta biegnie do przodu, nie dając miejsca na oddech. To blisko 80 minut klasycznego, dobrze, momentami potężnie brzmiącego „the best of” z początkowego okresu twórczości Iron Maiden. Night Mistress dobrze odrobili pracę domową i naprawdę wiernie, doskonale niekiedy odgrywali partie Steve’a Harrisa i spółki, chociaż brakowało tego charakterystycznie szarpiącego basu, ale wiadomo, że brzmienie Harrisa jest nie do podrobienia, chociaż w takim Wratchild basista Artur Pochwała zdecydowanie daje radę.
Płyta ma kilka magicznych momentów, jak chociażby w moim ulubionym kawałku z wczesnego Maiden – Prowler czy w klimatycznym Remember Tommorow. W Murders In the Rue Morgue wokalista pokazuje, że braki w mocy i technice potrafi wspaniale uzupełnić pomysłowym śpiewaniem w różnych rejestrach i barwach głosu. Z każdym utworem Paul Di Anno miarkuje napięcie i na sam koniec zostawił hity jak Killers, Phantom of the Opera, Running Free czy Iron Maiden. A nawet jest zgrabny cover Ramones – Blitzkrieg Pop. W to wszystko jest wpleciona klasyczna heavy metalowa kompozycja solowa Paula, czyli Children of Madness z repertuaru jednego z kilku zespołów Di Anno, a mianowicie Battlezone.
Jak wspomniałem wcześniej – Paul Di Anno nie posiada głosu z czasów swojej młodości i słychać, że z każdą minutą koncertu, z każdą piosenką,\ tracił z lekka siły i nie wchodził często w dźwięki. Ale to nic. Nadrabiał charyzmą, konferansjerką; po prostu rządził i dzielił na scenie, co dobitnie widać w zapisie DVD z koncertu.
No właśnie, oprócz CD, fani mogą pooglądać video z koncertu. Jeśli ktoś lubi widowiskowe produkcje w stylu Metalliki, to niech nie ogląda The Beast Arises. Tutaj mamy czysty rock n roll. Mały klub, ciasna scena, pot na twarzach muzyków i Paula Di Anno, ociężałego, z wyraźną nadwagą, powolnie poruszającego się na scenie, będąc wyraźną antytezą dla obecnego wokalisty Maiden – Bruce’a Dickinsona. Ale za to widać olbrzymie serce w każdym dźwięku wydobywanym z gardła Paula, w każdym powolnym, nieśpiesznym ruchu jego ciała na scenie i w zapowiedziach utworów i przemowach pomiędzy nimi. Moim faworytem jest monolog przed Murders in the Rue Morgue dotyczący kondycji fanów, którzy na koncertach wolą stać pod ścianą, z tyłu, zamiast szaleć pod sceną. No cóż, trochę ciężko nie przyznać mu racji, kiedy muzyka sama zachęca do aktywnego pogowania.
Jeśli chodzi o technikalia, to należą się słowa uznania dla Metal Mindu. Jest obraz 16:9, dźwięk 2.0 i 5.1, czyli pełen standard. Koncert był kręcony z wielu kamer, montaż jest poukładany, nie ma chaotycznych zmian kamery. Ponadto nie ma niepotrzebnych ozdobników technicznych czy jakichś wizualnych fajerwerków. Czysty przekaz czysto rock 'n’ rollowego koncertu. Ciekawe są dodatki; oprócz tych typowych dla tego typu wydawnictw jak galeria, dyskografia czy tapety na pulpit, jest ponadto niezwykle interesujący wywiad z Paulem. Chociaż szkoda, że nie zamieszczono do niego napisów, szczególnie, że Di Anno jako urodzony luzak mówi momentami z bardzo niefrasobliwym akcentem i najnormalniej w świecie trudno go zrozumieć.
Wydanie DVD oferuje poza zapisem koncertu znanym z wersji audio z CD, dwa dodatkowe, autorskie kawałki Di Anno: szybki, wręcz thrashowy, z dwiema stopami Marshall Lockjaw z repertuaru kolejnego zespołu wokalisty, czyli Killers i z lekka nudnawy The Beast Arises.
Dla fanów pierwszych płyt Iron Maiden The Beast Arises to po prostu must have. Dla zwolenników klasycznego heavy możliwość poobcowania z legendą, lekko może podupadłą, ale zdecydowanie godną uwagi świata, bo Paul Di Anno to jeden z ludzi, dzięki którym zjawisko heavy metalu jest globalne i dla wielu jest sensem życia.
Foto: Metal Mind.