22 stycznia premier Morawiecki złożył do laski marszałkowskiej projekt nowelizacji kodeksu cywilnego. Chodzi o roszczenia i termin ich umarzania oraz w dużej mierze filozofię umorzeń wierzytelności. Zmiany są kolosalne. Vacatio legis trwa jedynie 1 miesiąc. I nie byłoby problemu, gdyby nie przepisy przejściowe, gdzie okazuje się, że zamiast pomóc, rząd dewastuje przedsiębiorców, łamie zasadę prawa nie działającego wstecz i podważa wiarygodność Polski przed inwestorami. Jak można spartolić akt prawny? To dość proste. Ale od początku…
Główna idea i zmiana będąca hasłem na sztandarze nowelizacji to skrócenie czasu przedawnienia roszczeń z 10 do 6 lat. To ma zadowolić tzw. stronę słabszą: dłużnika. Tyle, że windykacja będzie działać równie skutecznie, tylko energiczniej. Problem jedynie nastąpi z tymi wierzytelnościami, dla których trwa czas ich dochodzenia, a w świetle nowych przepisów, ten czas zmieni się także dla umów podpisanych w przeszłości! Innymi słowy, pożyczkobiorcy zdążą się ulotnić, co zapewne spodobałoby się osobom o duszy Che Guevary, bo przepisy intertemporalne (czasowe) takim duchem się charakteryzują. Podobne zmienianie zasad podważa wiarygodność nie tylko tej nowelizacji, ale państwa. Dosadnie na ten temat wypowiedział się Związek Przedsiębiorców i Pracodawców.
„O ile zawarte w Projekcie przepisy przejściowe odnoszące się do przepisów skracających okresy przedawnienia lub zmieniających sposób ich liczenia nie budzą większych wątpliwości, o tyle zdecydowanej krytyce należy poddać przepis art. 5 ust. 4 Projektu, odnoszący się do przepisów przewidujących szczególny reżim prawny dla przedawnienia roszczeń przeciwko konsumentom i przewidujący jego zastosowanie również do roszczeń przedawnionych w dniu wejścia w życie ustawy” – napisali Przedsiębiorcy i Pracodawcy, dodając, że „Nadanie nowelizacji skutku retroaktywnego w powyższym zakresie, oznaczałoby, posługując się wyrażeniem z jeżyka potocznego, niedopuszczalną zmianę reguł w trakcie gry, której skutki byłyby niezwykle dotkliwe dla przedsiębiorców, zwłaszcza w kontekście niezwykle krótkiego vacatio legis. Mielibyśmy do czynienia w praktyce ze swego rodzaju wywłaszczeniem licznej grupy przedsiębiorców z przysługujących im praw, czego nie byli oni w stanie przewidzieć w chwili podejmowania decyzji o nawiązaniu stosunków prawnych z konsumentami, czy też nabyciu roszczeń wynikających z takich stosunków”.
Problem jest dość prosty. Pomimo, że rząd proponuje szereg dobrych zapisów, np. wsparcie dłużnika przy natychmiastowej niemalże windykacji polegającej na tzw. „wejściu na konto” zanim zostaną wykonane ruchy odwoławcze, to zapisy o wejściu w życie nowych terminów wygaszania roszczeń, umarzania długów dla już procedowanych zobowiązań dotkną nie tylko dużych graczy (co byłoby nie janosikowym cięciem, ale zwykłą bandyterką, gdzie przedsiębiorców traktuje się z góry jako tych gorszych), ale także zwykłych Polaków. Nowelizacja obowiązuje bowiem także w stosunku do umów cywilno-prawnych, czyli tzw. pożyczek prywatnych, od osoby dla osoby. A na koniec jest coś, co w socjalistycznym forma mentis tej nowelizacji jest zupełnie niedostrzegane. Umarzanie roszczeń to w filozofii kanonu rzymskiego prawa odejście od reguły, zasady, że długi należy spłacać; że należy być uczciwym; że zobowiązania są wiążące, a pacta sunt servanda – po prostu. Pogwałcenie tego sprawiło, że stabilność prawna w naszym kraju spycha nas do świata, w którym dla zagranicznego inwestora zawsze zapali się żółta lampka, czy umowa podpisana w Polsce jutro nadal będzie obowiązywać.
Robert Wyrostkiewicz
Czytaj także: Koniec z urlopem na żądanie? Nowy Kodeks Pracy rezygnuje z tego uprawnienia!