W dniu 31 sierpnia 2014 roku weszła w życie nowelizacja ustawy – Prawo o ruchu drogowym. Nowe przepisy obligują każdego pieszego do poruszania się po zmierzchu poza obszarem zabudowanym z użyciem elementów odblaskowych w sposób widoczny dla innych uczestników ruchu. Do tej pory obowiązek taki był nałożony jedynie na osoby do 15 roku życia. Od zasady tej istnieją wyłączenia, a mianowicie: gdy pieszy korzysta z drogi przeznaczonej wyłącznie dla pieszych lub z chodnika oraz gdy znajduje się w strefie zamieszkania.
Nie trudno się domyślić, że intencją ustawodawcy było podniesienie bezpieczeństwa uczestników ruchu, w tym przede wszystkim tych niechronionych, czyli pieszych. Do tego momentu istnieje zapewne zgodność wszystkich zainteresowanych sprawą. Jednakże intencje intencjami, ale najważniejszy jest zawsze efekt jaki przynoszą konkretne działania. Co do tego elementu mam jednak w tym przypadku kilka wątpliwości, którymi postaram się poniżej podzielić.
Po pierwsze. Uważam, że przepis jest wysoce nieprecyzyjny (jakich wiele zresztą w naszym prawodawstwie) dający możliwość szerokiej interpretacji oraz wielorakiego zastosowania. „Elementów odblaskowych” istnieje bowiem wiele (kamizelki, opaski, zawieszki, smycze etc.), a co najciekawsze, ustawodawca nie sprecyzował ich kształtu oraz wymiarów. Jedynym warunkiem jest ich „widoczność” dla innych uczestników ruchu. Subiektywizm tego terminu spowoduje niewątpliwie niemało problemów i niedomówień podczas ewentualnej próby ukarania za niezastosowanie się do tego nakazu – choć osobiście wątpię, aby policjanci często stosowali sankcje za tego typu wykroczenia. Nie ma bowiem nic gorszego w prawodawstwie jak przepisy niejasne, nieprzejrzyste i dające się wielorako interpretować. Złamano w tym przypadku wielowieczną rzymską zasadę tworzenia prawa: „leges ab omnibus intellegi debent” – ustawy powinny być zrozumiałe dla wszystkich.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Po drugie. Każda próba poprawy bezpieczeństwa winna być poprzedzona jakąś analizą. Z policyjnych statystyk wynika jednoznacznie, że piesi są ofiarami wypadków mających miejsce przede wszystkim na terenach zabudowanych (przejścia dla pieszych, tereny zaciemnione etc.). Piesi jako ofiary wypadków poza terenem zabudowanym to jedynie niecały 1%. Skąd więc wziął się pomysł wprowadzenia obowiązku używania tam odblasków? Wniosek nasuwa się jeden – autorzy przepisu w żaden sposób nie skorzystali z analiz stanu bezpieczeństwa. Można odnieść wrażenie (graniczące z przekonaniem), że to pozorny ruch miłościwie nam rządzących, mający wprowadzić społeczeństwo w mylne przekonanie, że dzieje się wiele dla poprawy bezpieczeństwa na drogach. Tego typu działania na pewno nie przyniosą spodziewanego efektu – jest to zresztą niemierzalne.
Po trzecie. Wszelakie opracowania naukowe i badania empiryczne wskazują jednoznacznie, że najbardziej na bezpieczeństwo w ruchu drogowym wpływa stan dróg, ich jakość, infrastruktura drogowa, inżynieria etc. Są to jednak zadania rządu i samorządów, czyli właścicieli i administratorów dróg. Koszty inwestycji drogowych są niemałe więc rządzący wpadli swego czasu na pomysł przerzucenia odpowiedzialności za bezpieczeństwo na drogach na obywateli, co realizują dość skutecznie. To przecież obywatel ma obowiązek dokonać przegląd techniczny swego pojazdu, aby udowodnić kontrolerom, że ma sprawne auto. Przeglądów dróg nikt jednak nie dokonuje ponieważ należałoby wyłączyć tysiące kilometrów z eksploatacji. Rządzący nie będą przecież sami sobie robić problemy. Podczas wieloletniej służby w Policji nie spotkałem się z przypadkiem, aby zarzucono właścicielowi lub administratorowi drogi odpowiedzialność za zdarzenie drogowe. To zawsze kierujący jest odpowiedzialny: nie zastosował prędkości do warunków na drodze (mimo że była wąska, dziurawa, oblodzona), nie zadbał o stan techniczny pojazdu, nie zachował należytych środków ostrożności etc. Zarzuty można by mnożyć. Właściciel, czy też administrator drogi nigdy nie odpowiadają. Podobnie jest w przypadku opisywanych odblasków. Ustawodawca przerzuca bowiem obowiązki i odpowiedzialność na obywatela. Budowa ścieżek dla pieszych, ścieżek dla rowerzystów, oświetleń ma co prawda miejsce, ale to jeszcze kropla w morzu potrzeb. O wiele taniej i łatwiej jest znowelizować ustawę – jedynie koszty druku dziennika ustaw. Dlatego postanowiono, aby to obywatel zainwestował w zakup elementów odblaskowych. Gdy ich nie zakupi, a będzie poruszał się po terenie niezabudowanym zawsze można go ukarać mandatem karnym, co zamiast wydatków wzmocni jeszcze budżet państwa. Gdy dojdzie do wypadku z pieszym nie posiadającym odblasku można będzie obwinić go za zaistnienie zdarzenia. Czyż nie pięknie? Uczyniono też dobrze firmom ubezpieczeniowym. Te bowiem będą miały argument do niewypłacenia odszkodowania osobom, które nie zastosują się do nakazu.
W ruchu drogowym, tak zresztą jak i w wielu innych dziedzinach życia, państwo nie realizuje należycie swych obowiązków cedując je ustawami na swych obywateli. Musi oczywiście uczynić to w sposób zakamuflowany. W tym też celu pod legendą szczytnej idei – w tym przypadku bezpieczeństwo w ruchu drogowym – wprowadza tak naprawdę kolejny nakaz, czyniąc obywatela w jakimś sensie inwestorem i osobą odpowiedzialną za tę ideę.
Cześć i chwała ustawodawcy jeśli w ten sposób uratuje choć jedno ludzkie życie. Każde istnienie jest tego warte, ale wysoce zuchwały i podstępny sposób przekonuje mnie, że jesteśmy traktowani jak bezmyślne zwierzęta. Swoją drogą zastanawiam się, kiedy miłościwie nam rządzący wprowadzą obowiązek noszenia parasola podczas deszczu lub kalesonów zimą – oczywiście pod groźbą kary. Bezmyślne zwierzę może nie wpaść na te sposoby ochrony przed deszczem i mrozem.