Mistrzostwa Europy oficjalnie zakończyły sezon reprezentacyjny na rok 2015.Polscy siatkarze, mimo występu w trzech wielkich turniejach, niespodziewanie zawiedli i siebie, i kibiców.
Sezon w pigułce
Aktualni mistrzowie świata chcieli zdominować tegoroczne rozgrywki, chcąc pokazać, że mundial nie był przypadkiem. Początek kadrowego roku zapowiadał się bardzo optymistycznie, jednak czas miał pokazać, że były to dobre złego początki.
Ale po kolei. Pierwszym turniejem, który inaugurował reprezentacyjne zmagania była Liga Światowa. Przed pierwszym meczem Stephane Antiga postanowił dokonać dużej roszady w składzie. Mianowicie przywrócił on Bartosza Kurka do zespołu, lecz Francuz znalazł dla zawodnika nową pozycję. Od pierwszego meczu Kurek występował na pozycji atakującego. Oprócz tego pojawiła się nowa twarz na środku, czyli Mateusz Bieniek. Pierwszym sprawdzianem dla obu panów miała byç pierwsza konfrontacja z Rosją. Zarówno jeden, jak i drugi zagrali rewelacyjne spotkanie, potwierdzając swoją klasę. Dość powiedzieć, że Bieniek w debiucie reprezentacyjnym zgarnął statuetkę MVP spotkania.
Później „biało-czerwoni” bardzo dobrze radzili sobie w dalszej części LŚ. Choć nie wygrywali oni co prawda wszystkich spotkań, to jednak pewnie awansowali oni do Final Six „światówki”. Martwiła tylko jedna rzecz – Antiga korzystał podczas fazy grupowej praktycznie z tych samych graczy. W perspektywie walki o Igrzyska Olimpijskie taki ruch trenerów był bardzo niepokojący. Polacy spokojnie pojechali jednak do Rio, by zdobyć medal Ligi Światowej, o czym mówił szkoleniowiec. Podczas turnieju coś nie zagrało w naszej kadrze, która po średnim turnieju w ich wykonaniu zajęła czwarte miejsce, wygrywając tylko jeden mecz z czterech. W Brazylii po raz pierwszy pojawił się problem Kurka, o czym wspomnę później.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Kolejnym turniejem był Puchar Świata. To właśnie na rozgrywki w Japonii „Orły” przygotowywały się szczególnie, gdyż zajęcie pierwszych dwóch miejsc gwarantowało udział w IO. W naszych siatkarzy, w porównaniu do finału sześciu, wstąpiły nowe siły. Widać było, że trenerzy postarali się o formę naszych siatkarzy, którzy grali bardzo dobrze. Jedynym mankamentem było tracenie setów z dużo słabszymi rywalami. Mimo tego, po 10 meczach Polacy mieli komplet zwycięstw i nikt nie wyobrażał sobie, że nasi siatkarze nie awansują na Igrzyska w pierwszym terminie. Niestety spotkanie, które miało być formalnością, stało się udręką. Nasz ostatni rywal – Włochy, zagrał świetny mecz, pokonując Polskę 3:1. Ta porażka spowodowała, że ostatecznie mistrzowie świata zajęli dopiero trzecie miejsce, co oznaczało brak awansu na Igrzyska.
Po zimnym prysznicu przyszedł czas na mistrzostwa Europy. Choć jasno było deklarowane, że nie da się rozegrać dwóch turniejów na wysokim poziomie, to jednak wielu liczyło na powetowanie PŚ. Niestety, potwierdziło się wcześniej napisane obawy. Od samego turnieju początku nasi siatkarze grali źle, popełniając zbyt dużo błędów własnych i wykazując bardzo niską skuteczność w ataku. Nic zatem dziwnego, że „biało-czerwoni” odpadli w ćwierćfinale. Nie dziwi nawet fakt, że naszym pogromcą była rewelacyjna Słowenia, która ostatecznie zajęła drugie miejsce, ulegając w finale Francji.
Skoro straciliśmy sezon reprezentacji, to warto byłoby się przyjrzeć, dlaczego minione już rozgrywki kadrowe wypadły w wykonaniu polskiej drużyny tak słabo.
Co zawiodło?
W porównaniu do większości ludzi jestem przeciwny twierdzeniu, że wszystko spowodowane jest tym, że po mistrzostwach świata odeszły z kadry cztery osoby. Owszem, każda z nich, szczególnie Mariusz Wlazły i Paweł Zagumny, mieli niebagatelny wpływ na zdobycie przez Polskę złotego medalu MŚ. Mimo to nie ukrywajmy, że w naszym kraju siatkówka rozwinięta jest na tyle, że nie powinniśmy mieć problemu z zastąpieniem wyżej wymienionych zawodników.
Jednym z powodów, moim zdaniem, jest błędna decyzja odnośnie Ligi Światowej. Możliwe, że to właśnie przez ciągłą grę pierwszego składu czołowym siatkarzom zabrakło „prądu” w niektórych momentach Pucharu Świata i podczas mistrzostw Europy. Bardzo duża intensywność grania spowodowała, że siatkarze dostali naprawdę solidny wycisk, który na pewno negatywnie odbił się na ich formie.
Jak dla mnie nie do końca wypalił także pomysł związany z Bartoszem Kurkiem. Owszem, w wielu momentach popularny „Kuraś” ciągnął grę polskiego zespołu, lecz niestety, jak się okazało, było to bardzo zgubne. Pierwsze oznaki problemów pojawiły się podczas Final Six, kiedy to Kurek grał po prostu źle. Niestety, słabsza postawa atakującego źle wpływała na jego kolegów, którzy również „obniżali loty”. Co do samego 27-latka, to wydaje mi się, że nie wytrzymywał on najważniejszych spotkań mentalnie, dlatego drastycznie spadała jego skuteczność w ataku. Świetnym przykładem jest Puchar Świata, w którym Kurek grał dobrze, lecz w najważniejszym meczu było on „hamującym” zespołu.
Ponadto przesunięcie tego zawodnika do ataku spowodowało, że drastycznie spadł nam potencjał przyjmujących w ataku. Oczywiście dwoił się i troił Michał Kubiak, lecz nie miał on równego partnera. Mateusz Mika jest świetnie wyszkolony, lecz w momencie, gdy przychodzi zmęczenie, całkowicie traci swój blask. Rafał Buszek z kolei przeplata dobre mecze słabymi i nie jest on pewnym graczem na wyjściową „szóstkę”. Niestety Antiga nie chciał korzystać z młodych przyjmujących, będących w kadrze (Bartosz Bednorz, a później Artur Szalpuk), dając im grać tylko epizodycznie.
Kolejnym możliwym powodem ogólnej przegranej była po prostu zbyt duża presja związana z posiadaniem tytułu mistrza świata. Możliwe, że myśl o tym blokowała naszych siatkarzy w najważniejszych momentach.
Do trenerów jedynym mym zastrzeżeniem jest wyjątkowa nieprzychylność do wprowadzania zmian. Wielokrotnie Antiga zbyt długo czekał ze zmianami, podczas gdy zawodnicy będący na boisku byli całkowicie bezproduktywni dla zespołu. Szkoda tym bardziej, że na ławce miał on naprawdę odpowiednich zmienników. Dziwną decyzją było także odsunięcie od składu Jakuba Jarosza. Jarosz miał za sobą dobry sezon w barwach Transferu Bydgoszcz, natomiast Dawid Konarski, który zmienił popularnego „Rudego” w drużynie wyraźnie nie miał formy, gdyż cały poprzedni sezon nękały go kontuzje.
Nie ma sensu z kolei rozpatrywać każdego z turniejów. Na Lidze Światowej doszło do wypalenia. Puchar Świata nasza kadra rozegrała bardzo dobrze, lecz tam zabrakło po prostu szczęścia. Mistrzostwa Europy z kolei były rozegrane już na „doklepanie”, gdyż wyraźnie brakowało już sił naszym siatkarzom. Fakty są takie, że przegraliśmy każdy z trzech turniejów, przez co, przede wszystkim, nie zagwarantowaliśmy sobie kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie.
Myślę jednak, że nie warto się przesadnie zamartwiać i przeprowadzać już gruntownych zmian. Na razie dajmy zarówno trenerom, jak i zawodnikom pracować i jeśli dalsza praca będzie bezowocna, wtedy pomyślmy nad ewentualnymi roszadami.