W niedzielę 26 czerwca w Przemyślu, w dniu miał miejsce marsz zorganizowany przez Ukraińców. Był on częścią obchodów Dnia Ukraińskiej Pamięci Narodowej. Podczas jego trwania doszło do starć uczestników z młodymi Polakami. Ze strony kontrmanifestantów padały hasła potępiające ideologię banderowską, natomiast jeden z uczestników marszu krzyknął: Jeszcze Polska nie zginęła, ale musi zginąć!. Sprawą zainteresował się dziennikarz – Tomasz Maciejczuk, który wyznaczył nagrodę za pomoc w ustaleniu tej osoby.
Od kilku tygodni powraca kwestia odpowiedniego upamiętnienia polskich ofiar ukraińskich nacjonalistów z czasów drugiej wojny światowej. Środowiska kresowe apelują do rządu i polskiego parlamentu o to, by zbrodnię nazwać ludobójstwem. Z drugiej strony jednak docierają różne komentarze od osób związanych z partią rządzącą, które albo negują zbrodnię, albo apelują o nie burzenie polsko-ukraińskich relacji. Podobne tendencje widać także na samej Ukrainie. Tym samym, tak jak można było się tego spodziewać, zorganizowany przez Ukraińców marsz, spotkał się z reakcją środowiska m.in. Młodzieży Wszechpolskiej oraz Polonii Przemyśl. Według portalu kresy.pl udział w pochodzie wzięło ok. 500 osób.
Młodzi Polacy skandowali m.in. „Znajdzie się kij na banderowski ryj” i „Polska antybanderowska”. Jak podają kresy.pl, atmosferę podgrzał fakt, że jeden uczestnik miał koszulkę w czerwono-czarne barwy. Wcześniej jednak padły podane wcześniej słowa. Sprawą zajął się m.in. Tomasz Maciejczuk, który w niedzielę wieczorem na swoim profilu na Facebooku poinformował, że za pomoc w ustaleniu tożsamości i ukarania osoby krzyczącej zmienione słowa polskiego hymnu. Filmik, na którym słychać okrzyk dostępny jest tutaj.
Człowiek krzyczy „Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginać musi”. Krzyczy to w czasie ukraińskiego marszu w polskim Przemyślu. Policja nie reaguje, człowiek pozostaje bezkarny. Który to już raz Ukraińcy plują nam w twarz, a my udajemy, że pada deszcz?
– powiedział dla portalu wMeritum.pl dziennikarz.
Stwierdził także, że ważniejsze od tego, co o tej akcji będą myśleć jego ukraińscy znajomi jest fakt, że na takie zachowania trzeba odpowiednio reagować.
Polska to mój dom, to moja Ojczyzna i uważam, że tego typu zachowania oraz okrzyki są po prostu niedopuszczalne. Albo będziemy reagować, albo Ukraińcy nie będą nas szanować Zbyt długo czekamy na dialog polsko-ukraiński, zbyt długo pozwalamy im uprawiać kult UPA bez wyspowiadania się za grzechy związane m.in. z rzezią wołyńska.
Korespondent w Donbasie oraz były wolontariusz Fundacji Otwarty Dialog odniósł się także do bieżącej polityki wobec Ukrainy.
Nie możemy wciąż udawać, że problemu nie ma, bo Ukraina prowadzi mityczna wojnę z Rosja. Wojnę, która przecież od półtora roku jest konfliktem zamrożonym. Ostatnia prawdziwa ofensywa miała miejsce w lutym 2015 roku. Powinniśmy postawić sprawę jasno – albo rozwiązujemy problem UPA, albo nie ma mowy o pomocy dla Ukrainy. Możemy pomagać, ale tylko i wyłącznie po spełnieniu przez nich pewnych warunków
– dodał.
Jak poinformował na swoim profilu, policja wylegitymowała Polaków, a 23 osoby zostały odprowadzone na komisariat i będą miały sprawy sądowe m.in. za zakłócenie marszu. Ostatecznie udało się „namierzyć” na nagraniach kto krzyczy te słowa, jednak nadal nie udało się ustalić jej personaliów. Według dziennikarza nie jest wykluczone, że nie została ona nawet wylegitymowana przez policjantów, którzy stali niedaleko. Maciejczuk skomentował także artykuł portalu gazeta.pl, gdzie informowano tylko i wyłączenie o zachowaniu Polaków i porwaniu koszulki jednego z uczestników, ale pominięto m.in. fakt o barwach koszulki i okrzyku.
Tomasz Maciejczuk relacjonował m.in. konflikt w Donbasie. Jakiś czas temu informowaliśmy o tym, że otrzymał zakaz wjazdu na Ukrainę, ponieważ „stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa” (zob.tutaj).
Źródło: facebook.com/kresy.pl/wMeritum.pl
Fot. Youtube.com/Tomkaw