Historia Ludovica Obraniaka w polskiej kadrze narodowej przypomina sytuację bohatera tragedii greckiej. Jakkolwiek nie postąpił, było to przedstawiane jako złe dla kadry Polski. Ludo podjął decyzję o rezygnacji z gry z orłem na piersi na czas prowadzenia kadry narodowej przez selekcjonera Fornalika. Kto na tym straci sportowo i jakie ta decyzja może mieć konsekwencje dla polskiej piłki? Zapraszam do lektury.
Pojawienie się Obraniaka w polskiej reprezentacji było dla większości mało zorientowanych kibiców zaskoczeniem. Nawet kibice, którzy żywo interesują się futbolem nie wiedzieli o Obraniaku praktycznie nic poza tym, że gra w solidnym klubie w Ligue 1, ma małe sznase na grę dla Trójkolorowych i dlatego będzie grał dla Biało-Czerwonych.
Usposobiony ofensywnie pomocnik miał bardzo udany początek w kadrze. Już w debiucie z Grecją (zagrał całą druga połowę) zawodnik urodzony we francuskim miasteczku Longeville-les-Metz, strzelił dwa gole, a Polska wygrała 2-0.
Wiadomo, że debiut jest trudny bo towarzyszy mu dodatkowa presja. Ludovic z Grekami poradził sobie znakomicie, być może na swoją zgubę. Kibice oczekiwali od niego jeszcze więcej, oczekiwali od niego gry na poziomie Andrei Pirlo. Obraniak jednak cudotwórcą nie był i nie jest i na taki pułap nie wskoczył. Kiedy zagrał kilka słabszych meczów rozpoczęłą się dyskusja o tym, że w klubie gra lepiej niż w reprezentacji, że odrabia pańszczyznę w meczach Polski, a kibice posunęli się nawet do publicznych haseł, w których zarzucali Obraniakowi, że nie jest Polakiem.
Z reguły byli to ci sami kibice, którzy za czasów kadry Jerzego Engela, byli największymi wielbicielami Emmanuela Olisadebe, który z Polską nie miał nic wspólnego, bo fakt, że jego żona była Polką nie zrobiła z niego Polaka. Popularny Emsi urodził się w Nigerii, nie znał języka polskiego, nie miał polskich przodków, a mimo wszystko stał się ulubieńcem kibiców z Polski. Dostał obywatelstwo tylko dlatego, że chciał tak selekcjoner Engel. Oli miał podnieść wartość drużyny, wnieść nową jakość sportową. Przez 2 lata strzelał gole dla kadry. Jak z kadry odszedł Jerzy Engel, Olisadebe stracił zapał do gry w reprezentacji, ciągle szukał wymówek żeby nie przyjeżdżać na zgrupowania. Jak już przyjeżdżał, to skarżył się na jakieś dolegliwości zdrowotne. Ale media nie robiły nagonki na Oliego. Przecież był on taki sympatyczny, ciągle się uśmiechał. To był taki bohater piosenki Big Cyc pt. „Makumba”. Media starały się robić mu dobry PR i jakoś zbytnio nie nagłaśniały rasistowskich zachowań wobec Olisadebe. Mass media za wszelką cenę chciały pokazać światu, że jesteśmy bardzo tolerancyjnym narodem, gotowym do wstąpienia do UE.
Pierwsze lekkie odgłosy niezadowolenia zaczęły pojawiać się, gdy polskie obywatelstwo otrzymał Roger Guerreiro. To było jednak nic w porównaniu z tym co stało się później, gdy Obraniak (debiut w 2009 r.), Boenisch ( debiut w 2010 r.), Polanski i Perquis (debiuty w 2011 r.) załatwili sprawy formalne i zostali uprawnieni do gry z białym orłem na piersi.
Wszyscy są poddawani dużej krytyce. Zarzuca się im, że grali w reprezentacjach młodzieżowych krajów, gdzie się wychowali. Pytam: Gdzie mieli grać jak PZPN jeszcze do niedawna nie robił praktycznie nic, by zdolna młodzież wybierała Polskę? Straciliśmy już tak m.in. Lukasa Podolskiego.
Boenisch i Polanski urodzili się w Polsce, ale Obraniak i Perquis już we Francji. Przeciwnicy Ludovica i Damiena mówią, że ci piłkarze nie są Polakami, bo nie urodzili się w Polsce. Jakby to było jedyne kryterium przynależności narodowej. Tymczasem dziadek Obraniaka, Zygmunt pochodził z Pobiedzisk koło Poznania, a pradziadek i babcia Perquisa, pochodzili ze Strzyżewka. Ludo i Damien mają polskie korzenie i więcej wspólnego z Polską niż uwielbiany Olisadebe. El Cintro jak zwany jest również Obraniak, wyjawił swoje powody, dla których zdecydował się przyjąć polskie obywatelstwo:
Chciałem zostać graczem reprezentacji narodowej Polski, nie tylko aby grać, lecz przede wszystkim, aby oddać hołd pamięci mojego dziadka zmarłego w 1986 roku. Przed wielu laty przywiózł on z Polski do Francji koszulkę, którą przechowujemy jako najświętszą relikwię. Marzyłem aby taką samą założyć w przyszłości i moje marzenie się spełniło.
Cała czwórka nazwana została „farbowanymi lisami”, którzy zgodzili się grać dla Polski, bo na reprezentacje Niemiec czy Francji byli za słabi. Występy z orłem na piersi miały pomóc wypromować się i podnieść swoją wartość na rynku transferowym. Czy aby na pewno te tezy są uzasadnione?
Dlaczego nikt z tych ekspertów nie bierze pod uwagę, że ci sami piłkarze w tym czasie mogliby odpoczywać na wakacjach (po sezonie) lub w domowym zaciszu (w trakcie sezonu), podczas gdy udają się na zgrupowanie reprezentacji Polski i zarówno na treningach jak i meczach polskiej kadry narodowej dają z siebie sto procent? Dlaczego nikt nie liczy się z tym, że występy w kadrze mogą przeszkodzić w karierze klubowej? Jeden uraz, kontuzja na treningu lub w meczu reprezentacji, w przypadku tych piłkarzy mocno komplikuje im sytuację w klubach, gdzie panuje duża rywalizacja.
Pańszczyzny też ci kadrowicze nie odrabiają, czego najlepszym przykładem jest zaangażaowanie piłkarzy w mecze. Tak mocno krytykowany Polanski był chyba najlepszym polskim piłkarzem podczas meczu Polska – Rosja na Euro 2012. Tak bardzo krytykowany Obraniak zagrał świetny mecz z Anglią na Stadionie Narodowym, w kórym Polska zremisowała z Synami Albionu 1-1. Perquis na Euro grał z niezaleczonym do końca urazem łokcia, a w meczu z Rosją na Euro nabawił się kontuzji, która była wynikiem walki o piłkę.
Najmocniej z tej czwórki krytykowany jest mimo wszystko Obraniak. Eksperci w programach publicystycznych najpierw mówią, że kadrze potrzebny jest pomocnik, który będzie umiał i chciał przytrzymać piłkę lub szybciej ją rozegrać, a później…
Rozpoczyna się mecz, Polacy w ofensywie. Piłkę ma Obraniak, z przodu osamotniony Lewandowski pilnowany przez 2-3 obrońców i jeszcze jakiś polski zawodnik (najczęściej Błaszczykowski) próbujący podłączyć się do akcji. Takie sytuacje w meczu powtarzają się kilka razy:
1. Obraniak przytrzymuje piłkę, czekając aż do ataku podłączy się więcej zawodników. Pozostałym nie jest zbyt spieszno do ofensywy, Kuba i Lewy są już pokryci, a Ludo nie ma komu zagrać futbolówki, bo nikt nie wychodzi na pozycję. W końcu traci piłkę. Słyszę komentatora: – Obraniak powinien zagrać do Roberta.
2. El Cintro podaje do Roberta, który przegrywa pojedynek z obrońcami: – Bezsensowne zagranie, Robert miał obrońców na plecach.
3. Ludo próbuje akcji indywidualnej: – Niepotrzebnie wdał się w drybling.
4. Lewonożny pomocnik podaje do tyłu: – Tak grać nie można, zwalnia akcje, przez co tracimy element zaskoczenia.
W końcu komentator, w mniej więcej takim tonie podsumowuje występ Polaka urodzonego we Francji: – Kompletnie nieudany występ Obraniaka. Podejmował on dzisiaj same błędne decyzje.
Gdy podobnie zagra inny z Polaków np. Mierzejewski, ton komentatora jest inny: – Nieudany występ Mierzejewskiego. Był aktywny próbował różnych rozwiązań, ale dzisiaj ten zawodnik miał zły dzień.
Pomijam już wszystkie wpadki komentatorów podczas transmisji, zarówno rzeczowe jak i językowe, ale komentowanie i ocenianie występów pod względem sympatii do piłkarza to już jest naprawdę skandaliczna sprawa. Nie wiem, czy też to zauważyliście, ale przynajmniej tak ja odbieram komentarze podczas meczów kadry.
Ludo sprawia wrażenie człowieka zamkniętego w sobie. Na pewno brak znajomości języka polskiego mu przeszkadza w otwieraniu się przed polskimi dziennikarzami i kibicami. Ludo nie może zrozumieć też polskiej mentalności. Potrzebuje on dużego wsparcia i zrozumienia, by pokazywać pełnię swoich umiejętności, które ma spore, co wielokrotnie udowadnia na boiskach Ligue 1 i rzadko w meczach Polski. Ze strony obecnego sztabu szkoleniowego kadry tego wsparcia i wstawiennictwa nie dostał. W to, że koledzy z reprezentacji go nie akceptowali nie wierzę. Dobry zawodnik zawsze znajdzie uznanie u kolegów, a jeszcze przed meczem z Ukrainą kapitan Błaszczykowski wziął w obronę Obraniaka.
W meczu z Ukrainą na murawie pojawił się dopiero w 59. minucie za Łukasika, gdy przegrywaliśmy 1-3. W spotkaniu z San Marino był tylko rezerwowym, a w tej chwili jest po Jakubie Błaszczykowskim najlepszym polskim pomocnikiem. Być może Ludovic poczuł się niepotrzebny i niechciany w kadrze prowadzonej przez trenera Fornalika. Jeśli zrezygnował z gry w reprezentacji, ponieważ nie chciał psuć atmosfery, którą psuły media, to tym większe należą mu się słowa uznania, bo myślał nie o sobie, tylko o drużynie.
Możemy powiedzieć, ze teraz mamy równie dobrego co Obraniak, a z pewnością bardziej perspektywicznego Piotra Zielińskiego. Tylko czy mamy aż tak wielu dobrych zawodników, by móc pozwolić sobie na stratę Ludovica Obraniaka? Czy nasz zespół, który nie potrafi wygrać z Mołdawią, może pozwolić sobie na stratę zawodnika, który ma wg mnie najlepiej ułożoną stopę spośród wszystkich naszych kadrowiczów? Jeśli ktoś ma wątpliwości co do ułożenia stopy Obraniaka, niech zobaczy jakie Ludo strzelał gole
Czy ktoś zastanawiał się jak decyzja Obraniaka i nietolerancyjne zachowanie kibiców względem piłkarzy wychowanych piłkarsko za granicą może wpłynąć na decyzje młodych utalentowanych piłkarzy mających polskie korzenie, a mieszkających poza granicami naszej ojczyzny? Czy przez takie zachowania nie stracimy kolejnych piłkarzy, takich nowych Lukasów Podolskich?
Fot: Roger Goraczniak/Wikimedia Commons