Decyzje o podawaniu drugiej dawki szczepionek przeciw COVID-19 po 35 dniach są niezrozumiałe – powiedział PAP dr hab. Piotr Rzymski. „Powinniśmy raczej powrócić do zaleceń zgodnych z Charakterystyką Produktu Leczniczego dla poszczególnych preparatów” – zaznaczył.
W poniedziałek szef KPRM i pełnomocnik ds. programu szczepień Michał Dworczyk powiedział, że zgodnie z rekomendacją Rady Medycznej podjęto decyzję o skróceniu okresów między dwiema dawkami preparatów Moderny, Pfizera i AstryZeneki do 35 dni, czyli do 5 tygodni. Do tej pory ten okres odpowiednio dla preparatów dwudawkowych Moderny i Pfizera wynosił 42 dni, a dla AstryZeneki – 82 dni.
„Wprowadzone modyfikacje harmonogramu podawania drugiej dawki szczepionek przeciw COVID są niezrozumiałe. Wprowadzone w marcu opóźnienie podawania drugiej dawki – preparatów mRNA do 6 tygodnia, a AstryZeneki do 12 tygodnia – było uzasadnione ograniczonymi dostawami i dostępnością preparatów. To była dobra decyzja, bo priorytetyzowała częściową wakcynację jak największego odsetka osób w momencie, w którym byliśmy na szczycie fali zakażeń” – powiedział PAP ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski.
„Dziś jednak nie możemy narzekać na dostępność dawek i powinniśmy powrócić do zaleceń zgodnych z Charakterystyką Produktu Leczniczego (ChPL) dla poszczególnych szczepionek” – dodał.
Ekspert tłumaczył, że owszem, w badaniach klinicznych preparatów mRNA niewielka część uczestników otrzymywała drugą dawkę do 6 tygodnia po podaniu pierwszej, jednak w ChPL dla szczepionki Pfizera jest jasno wskazane, że powinna być ona podana po 3 tygodniach, a w przypadku Moderny – po 28 dniach.
„Oba dokumenty podkreślają, że preparaty należy stosować zgodnie z oficjalnymi zaleceniami. Skąd więc pomysł, by w Polsce podawać je akurat po 35 dniach? Wielokrotnie podkreślano, że naszym drogowskazem w realizacji programu szczepień jest Europejska Agencja Leków. Dlaczego więc nie trzymamy się zapisów ChPL, które ta instytucja zatwierdziła, zwłaszcza że nie ogranicza nas już dostępność dawek? Podawanie zgodnie z ChPL oznacza też przecież szybsze zakończenie cyklu szczepień z zastosowaniem preparatów mRNA” – zaznaczył.
Rzymski wskazał, że w przypadku szczepionki AstraZeneka schemat podawania drugiej dawki, zarówno wcześniej, jak i obecnie, mieści się w okresie określonym w ChPL, czyli między 4 a 12 tygodniem.
„Dlaczego jednak ignorujemy wyniki analiz, które wskazują, że szybsze podanie drugiej dawki tej szczepionki ogranicza skuteczność? Podana przed 6 tygodniem wykazywała się 55 proc. poziomem ochrony przed objawowym zakażeniem, ale gdy podawana była po 12 tygodniach, poziom ten rósł do ponad 80 proc. Obserwacje te nie są zaskakujące z immunologicznego punktu widzenia, a także z uwagi na wektorowy typ tej szczepionki. Rozumiem, że chcemy wyczyścić magazyny z dawkami AstraZeneki i przed wakacjami zakończyć cykl szczepień dla jak największej liczby osób, ale nie powinniśmy przedkładać ilości ponad jakość” – podkreślił.
Ekspert w rozmowie z PAP zaznaczył jednak, że nie tylko w Polsce występują „zawirowania” w sposobie szczepień przeciw COVID. Jak mówił, np. w Wielkiej Brytanii szczepionkę Pfizera podaję się po 12 tygodniach, choć badań klinicznych dla takiego schematu nie przeprowadzono.
„W Niemczech osoby, którym podano pierwszą dawkę AstraZeneki, mają teraz otrzymać drugą w postaci preparatu mRNA, chociaż dopiero ruszyły badania mające sprawdzić czy taki mieszany sposób ma sens. Oczywiście, późniejsze podawanie drugiej dawki szczepionek mRNA czy łączenie w cyklu szczepień preparatów różnych typów technologicznych niekoniecznie jest złe, ale kiedy tylko to możliwe powinniśmy trzymać się oficjalnych zaleceń, a eksperymentować w ramach badań klinicznych, nie masowych programów szczepień” – zaznaczył ekspert. (PAP)
Źródło: Serwis Nauka w Polsce – www.naukawpolsce.pap.pl, Autorka: Anna Jowsa