Wyniki testów na obecność koronawirusa u pracowników przedszkoli i żłobków wykazały podejrzenie zakażenia u wielu osób. Zaniepokojeni samorządowcy wzywają do przeprowadzenia obowiązkowych testów PCR w ich regionach. Ekspert przestrzega przed takim rozwiązaniem. – Testowanie pracowników bez wskazań medycznych lub epidemiologicznych nie ma sensu – podkreślił dr Paweł Grzesiowski, immunolog.
W związku z kolejnym etapem odmrażania gospodarki odblokowano miejskie żłobki i przedszkola. Władze Łodzi podjęły jednak decyzję, że przed uruchomieniem placówek, ich pracownicy przejdą testy przesiewowe na obecność koronawirusa.
– Nie wiem, ilu tragedii uniknęliśmy, bo to pokażą ostatecznie badania prowadzone przez sanepid. Na 3337 przebadanych pracowników żłobków i przedszkoli, osób z podejrzeniem mamy 456. To blisko 14 proc. – ogłosiła prezydent Hanna Zdanowska.
Z „łódzkiego” pomysłu skorzystać chcą również inni samorządowcy. Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej prezydenci największych polskich miast (m.in. Warszawy, Poznania i Gdańska) zaapelowali do władz o organizację masowych testów pracowników przedszkoli. – Jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo nie tylko dzieci, ale również personelu, który zajmuje się dziećmi – mówił Jacek Jaśkowiak.
Pozytywne wyniki testów na obecność koronawirusa w Łodzi. Eksperci zwracają uwagę na rodzaj badań: To nie ma sensu
Sceptycznie do rozwiązania podchodzą specjaliści. Zwracają oni uwagę, że w Łodzi przeprowadzono jedynie testy serologiczne, których wyniki są częstokroć fałszywie ujemne lub fałszywie dodatnie. Poza tym sprawdzają one poziom przeciwciał, nie przesądzając o zakażeniu danej osoby. W celu potwierdzenia zakażenia należy przeprowadzić test genetyczny.
-Nie idźmy tą drogą. Testowanie pracowników bez wskazań medycznych lub epidemiologicznych nie ma sensu – podkreśla dr Paweł Grzesiowski. – Testy serologiczne, które są niskiej czułości i swoistości, powodują katastrofalne skutki jak w Łodzi! Strach zamiast pracy. Teraz wszystkim trzeba powtórzyć testy genetyczne – dodaje.
Podobne wątpliwości ma również dyrektor pomorskiego sanepidu Tomasz Augustyniak. – To, co się stało w Łodzi to nieporozumienie. Tam zbadano wszystkich testami serologicznymi, które nie potwierdzają zakażenia, więc sprawa jest bardziej polityczna i kompletnie nielogiczna – wyjaśnił w rozmowie z Onet.pl. – Takie działania jak w Łodzi nie mają logicznego uzasadnienia – dodał.
Źródło: Facebook, Onet.pl, Twitter