Przeciętny Kowalski nie jest zindoktrynowany przez PRL. Dobrze pamięta biedę i nędzę tamtych czasów. Zwykli Polacy nie lawirują, na co dzień, w teoriach ekonomii. Jednak według mnie są świetnymi ekspertami w tej dziedzinie.
Czytając początek tekstu Pana Mateusza Ambrożka Więcej siebie dla siebie doznałem szoku. Czuję się zwykłym Polakiem i wśród takich żyję. Dlatego jestem trochę dotknięty jego felietonem. W kilku zdaniach zostało stwierdzone, że Polak ma niechętny stosunek do prywatyzacji, dlatego że radzieckie gadzinówki mu kazały no i przez to, że transformacja nie wyszła. Do tego taki Polak nie potrafi odpowiedzieć na pytanie: o co mu faktycznie chodzi?
Staram się wnikliwie obserwować jak radzą sobie na rynku pracy urodzeni w PRL. Oczywiście, żeby dostać dobrą posadę trzeba mieć znajomości lub orzeczenie o niepełnosprawności. Ale bez tego także można dać sobie radę. Jeśli chodzi o poszukiwane stanowiska to najbardziej pożądane są państwowe firmy. Najmniej cenione są średnie, małe prywatne przedsiębiorstwa.
Czytaj także: Więcej siebie dla siebie
W tym momencie zaczynam wyjaśnianie, dlaczego Polacy są niechętni prywatyzacji. Każdy, kto pracował u „prywaciarza” może pominąć tę część tekstu. To nie są normalne firmy, które polscy kapitaliści znają z teorii. W takim przedsiębiorstwie może stać się wszystko. Mogą nie zapłacić za nadgodziny, pozbawić pracy z dnia na dzień, wypłacić pensje z opóźnieniem lub nie dać wynagrodzenia. Pracownicy w takich firmach są wykorzystywani przez swoich szefów. To nie jest żadna tajemnica, to się dzieje dookoła nas.
Jakiś pan kapitalista mi odpowie, że przecież można zmienić pracę lub iść do sądu i walczyć o swoje. Proszę bardzo! Tylko ciekawe gdzie znaleźć inną posadę, skoro tę dostało się z trudem? Gdzie można poszukać lepszych warunków, jeśli nigdzie nie ma wolnych stanowisk? Zmieniasz pracę, bo Ci nie pasuje? A no proszę! Na Twoje miejsce czeka dziesięciu innych, którzy będą pracować bez „mruknięcia”. Jak już uda się znaleźć inne stanowisko to okazuje się, że wcale nie jest lepiej. Błędne koło. Pracobiorca ma małe szanse, żeby wygrać z szefem w sądzie. Nie stać go na zespół prawników, którym dysponuje pracodawca.
Należy zaznaczyć, że są też prywatni przedsiębiorcy, którzy nie traktują pracownika jak śmiecia. Wręcz przeciwnie, zachowują się jak należy. Jednak jest ich wciąż za mało.
Polacy widzą jak wygląda sytuacja, gdy „cokolwiek jest prywatne”. Nie podoba im się to, bo w prywatnych przedsiębiorstwach tracą swoją, ludzką godność. Inna rzecz, że nie jest to wina samego kapitalizmu, a raczej chorej sytuacji w naszym kraju. Niemniej jednak nie usprawiedliwia to nikogo do rzucenia krzywdzących tez. Urodzeni w PRL nie zostali w tamtym systemie. Dobrze wiedzą, że to, co mówili komuniści to bzdury. Ludzi pracujących nie obchodzą spory kapitalistów z socjalistami. Oni widzą rzeczywistość i na jej podstawie budują swoją opinię.
Zdziwiłem się, że po naszej, patriotycznej stronie mogą paść tak negatywne o Polakach słowa. Jednak czytając dalej felieton zaczął mi on trochę przypominać teksty niektórych polskich liberałów gospodarczych. W nich właśnie pod ładnymi i mądrymi słowami występuję pogarda dla tego „głupiego ludu”.
W kolejnej części mojego artykułu chcę się odnieść do tego fragmentu:
Pierwsza. Stwarzanie nierównych szans dla rodzimego przemysłu w przypadku kupna przedsiębiorstwa przez obcy kapitał. Tu docieramy do sedna wolnego rynku. W wolnym rynku wolne przedsiębiorstwa rywalizują ze sobą o klientów za pomocą wolnych cen. I to klient jest tu istotą rzeczy. To konsument zawsze decyduje o tym, co chce kupić i gdzie chce kupić. On automatycznie dokonuje wyboru i kupuje to, co mu się bardziej opłaca kupić. Dla niego nie jest ważne, skąd pochodzi ten produkt. Dla niego jest ważne, by był tani i dobry. Kraj pochodzenia nie ma znaczenia.
Nie mogę zrozumieć, w którym miejscu odpowiada Pan na argument, jako rzekomo na ten „nietrafiony”. Przecież wszystko, co tu zostało napisane działa na naszą szkodę. Co z tego, że jest wolny rynek, skoro w tej sytuacji, firmy zagraniczne, mogą wypierać rodzime przedsiębiorstwa i to rękami polskich konsumentów?
Jedną z sił państwa jest gospodarka. Tworzą ją nasze przedsiębiorstwa. Jeśli polskie firmy nie będą mocne to stracimy bardzo ważny element układanki. Dlatego państwo musi za wszelką cenę chronić je i promować. Nie powinno natomiast przejmować się jakimś wolnym rynkiem, bo to nie on jest najważniejszy tylko interes narodowy.
Zdaję sobie z tego sprawę, że w dzisiejszym świecie gospodarka państwowa nie może być do końca zdominowana przez przedsiębiorstwa krajowe. Jednak nie powinna wyglądać tak jakbyśmy byli państwem kolonialnym.
Nawiążę także do tej części tekstu Więcej siebie dla siebie:
Dwa. Przedsiębiorstwo prywatne jest instrumentem do wzbogacania się kosztem pracowników. I tu też – kulą w płot. Przypomnijmy, że na wolnym rynku to pracobiorca wybiera pracę. Przy mnogości przedsiębiorstw prywatnych to on będzie mógł sobie wybrać pracodawcę, bo ofert pracy korzystnych dla niego będzie aż nadto. Na zasadzie: jak nie tu, to gdzie indziej. Jeżeli dodamy do tego zniesienie przymusu ubezpieczeniowego zaczyna to wygląda naprawdę ciekawie. Brak odprowadzania miesięcznie ok. 500 złotych realnie podniesie pensję pracownika w jakiejkolwiek firmie o ponad 30%!
Wspominałem o tym już wcześniej. W naszej rzeczywistości pracownik nie wybiera pracy, w jakiej jest mu dobrze tylko taką, jaką może dostać. I choćbym nie wiem jak liberalne zasady wprowadzić w gospodarce to i tak niczego to nie zmieni. Winę za to ponosi nasz system, który jest zepsuty. Jeszcze bardziej zgniłe są zasady moralne niektórych przedsiębiorców.
Społeczeństwu trzeba wpajać miłość do drugiego człowieka. To nie pieniądze są najważniejsze ale bliźni. Jak to robić, gdy największy głosiciel tych prawd, Kościół Katolicki, jest dziś wypychany z życia publicznego?
Warto wyrwać się z świata wiecznych teorii. Ekonomia to nauka społeczna i powinna przede wszystkim wychodzić do społeczeństwa. Tam jest prawdziwe życie i realne problemy, które można rozwiązać za jej podpowiedzią.
Chcę też powiedzieć, że zgadzam się z Panem Mateuszem Ambrożkiem w kwestii tego jak przeprowadzono prywatyzację w Polsce. W szczególności spodobało mi się to zdanie:
Polski majątek państwowy został oddany (sic!) wręcz za bezcen (w wielu wypadkach za przysłowiową złotówkę) prywatnym firmom.
Na końcu mam prośbę do wszystkich przewrażliwionych. Nie rzucajcie na mnie gromów, że jestem socjalistą. Nie wyciągajcie teraz pochopnych wniosków, bo na wszystko przyjdzie czas.
Tekst jest polemiką z Mateusz Ambrożek – Więcej siebie dla siebie
fot. Wikimedia Commons