Jarosław Wolski z uwagą śledzi rozwój wydarzeń na terytorium Ukrainy. Analityk uważa, że Rosjanie nie pozwolą naszym sąsiadom na przeprowadzenie szerokiej ofensywy na zajęte wcześniej pozycje. W tym kontekście wskazał jeden strategiczny region, który mógłby doprowadzić nawet do użycia broni jądrowej.
Jarosław Wolski regularnie dzieli się swoimi przemyśleniami na temat przebiegu wojny na Ukrainie z widzami kanału na YouTube. Ostatnio, w rozmowie z Piotrem Zychowiczem, zwrócił uwagę na wydarzenia na Krymie oraz spekulacje o odbiciu tego regionu spod rosyjskiej okupacji.
– Myślę, że Ukrainie nie uda się odzyskać Krymu, z kilku przyczyn. Uważam, że jeżeli Rosjanie będą widzieli, że tracą Krym, to prędzej użyją broni jądrowej niż zgodzą się z utratą Krymu – powiedział.
W jego ocenie bardziej prawdopodobnym jest, że Rosja pogodziłaby się z utratą Doniecka lub Ługańska. – To będzie ta czerwona linia, poza którą Rosja zdecyduje o użyciu broni atomowej, ale to moje zdanie – ocenił.
Wolski zwrócił również uwagę na znaczenie ekonomiczne Krymu. W tym kontekście przytoczył powiedzenie: „kto ma Krym, ten kontroluje Morze Czarne”. – Może niekoniecznie pod kątem towarów, bo tutaj Turków nic nie przebije ze względu na cieśniny czarnomorskie. (…) Owszem, jak pokazuje historia, instalacje brzegowe można rozwalić odpowiednio silną grupą lotniskowców, ale ta raczej nie pojawi się na Morzu Czarnym – powiedział.
Wytłumaczył również, dlaczego Rosja walczyłaby o Krym bardziej niż o inne rejony. – Ze względu na rosyjską doktrynę użycia strategicznych sił atomowych bardzo wątpię, żeby Krym został odpuszczony. Co więcej, niestety jak się wczytać w tę doktrynę, to teoretycznie próba zdobycia Krymu mogłaby zostać uznana za próbę ataku na instalacje strategicznie istotne dla bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, co w doktrynie rosyjskiej dopuszcza użycie broni jądrowej – wyjaśnił.