Paweł Kukiz zatęsknił za brzmieniem jego dawnego zespołu, czyli Piersi. Nawet miał nadzieje wydać swój nowy krążek pod tym szyldem, lecz autorzy Bałkanicy skutecznie to zablokowali. Szczególnie, że druga solowa płyta Kukiza jest bowiem znacznie bliższa oryginalnej stylistyce Piersi, aniżeli twórczość grupy, w której przy mikrofonie stoi Adam Asanov.
Co więcej, Kukiz skrzyknął do współpracy kilku starych znajomych z Piersi, jak np. gitarzystę Wojciecha „Amora” Cieślaka i klawiszowca Krzysztofa „Alladyna” Imiołczyka. Do tego dochodzi sekcja dęta i mamy powrót do brzmienia, który zapisał się w annałach polskiego rocka przebojami takimi jak Całuj mnie czy O, Hela!
Chociaż po wysłuchaniu singlowej Samokrytyki (Dla Michnika) byłem mimo wszystko rozczarowany, bo kawałek sam w sobie mnie nie porwał, a i tekst, szczerze mówiąc, wydawał mi się mało oryginalnym paszkwilem na pewnego redaktora pewnej gazety codziennej. Byłem rozczarowany, bo liczyłem na kontynuacje dusznego, z lekka industrialnego klimatu, którym Kukiz uraczył nas na płycie Siła i honor, a Zakazane piosenki okazały się kompletną rewoltą stylistyczną, tyle że w tył, i o dobre 15 – 20 lat.
Nie ma co się dziwić. Mocne, rockowe, czasem punkowe, czasem thrashowe, a czasem jarmarczne brzmienia z wszędobylskimi dęciakami przyniosły sukces Kukizowi w latach dziewięćdziesiątych. I tak, w Dnia czwartego czerwca mamy ludowy klimat, dźwięki harmonii i Kukiza zawodzącego o obradach okrągłego stołu, które w jego mniemaniu były zwykłą ustawką i zdradą. No właśnie – dochodzę powoli do sedna nowego dzieła Kukiza, bo jeśli chodzi o teksty, to muzyk nie odpuszcza nikomu. O ile Siła i honor uderzała w tony patriotyzmu i przywiązania do ojczyzny, a teksty na niej zawarte były na wskroś uniwersalne, o tyle na Zakazanych Piosenkach Kukiz uderza w cały współczesny establishment polityczny, z którym walczy, zabiegając o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze.
Nastolatek, czyli dejavu to powrót Kukiza do jarocińskich czasów. Kawałek sam w sobie, muzycznie, jest może dosyć toporny, ale punkowa jazda i dęciaki robią swoje. Kundelek Antka Policmajstra ma coś z dokonań Kultu. Chociaż w większości to znowu czysty punk. KGMO to już lżejsze granie, riff jest bardziej hard rockowy. Wasz wódz to już prawie thrash, Kukiz trochę przesadza tutaj z siłowym śpiewaniem, wręcz krzykiem – ale to już nie te lata.
Punkowa gonitwa z dęciakami w tle powtarza się na płycie jeszcze nie raz. Szczerze mówiąc muzycznie robi się z czasem dosyć nudno. Muzyka nie porywa, gdyby nie momentami naprawdę fajne, melodyjne zagrywki dęciaków, to byłoby bardzo słabo. Dzięki temu nieźle się jeszcze słucha utworów, jak: Lolo Brukselka, Rozmowy u Sowy czy JOW!, który naprawdę wyszedł Kukizowi – szczególnie, że ma on mieć charakter porywającego tłumu hymnu. Dęciaki robią swoje, a refren jest chyba najbardziej melodyjny ze wszystkich Zakazanych Piosenek i najlepiej utrwalala się w głowie słuchacza.
Jest trochę przestrzelonych kawałków, jak Trzeba to zagłuszyć, który ubrany w stylistykę reggae jest po prostu nudny i nie ratują go powtarzające się ataki gitar i dęciaków. W kończący płytę utwór, Mojej ścianie, też wkrada się znużenie; jest to kawałek bez historii, chociaż warty uwagi recenzenta ze względu na to, że to jedyny numer nie zaangażowany w swojej treści.
Nadmieniłem o tekstach. Pisząc o nowej płycie Kukiza, należy koniecznie rozwinąć ten temat. Kukiz się zdenerwował stanem państwa polskiego – delikatnie mówiąc. Na płycie bije on już w konkretne grupy polityczne czy wydarzenia, które mieliśmy mieć „przyjemność” śledzić ostatnimi czasy (Rozmowy u Sowy). Jest też trochę odniesień do czasów PRL (Kundelek Antka Policmajstra). I tak, Nastolatek, czyli dejavu porównuje pewną partię rządzącą do PZPR: I znowu wszystko się powtarza/Historia zatoczyła krąg/Policją rządzą milicjanci/A ich za mordę trzyma rząd. KGMO uderza w polską policje, w szeregach której według Kukiza jest pełno spadkobierców komuny. Lolo Brukselka za to traktuje o pewnym nowym Przewodniczącym Rady Europejskiej. Ciekawe czy Kukiz stworzył ten tekst przed wyborem Donalda Tuska na to stanowisko. Dobre, mocne teksty są zdecydowanie najmocniejszym aspektem Zakazanych Piosenek.
Ciężko jednoznacznie ocenić Zakazane Piosenki. W sumie dobrze, że Kukiz powrócił do jarocińskiego punku z aranżacjami na dęciaki, ale szczerze mówiąc, to wszystko brzmi topornie, mało porywająco. Instrumenty dęte wyraźnie ratują sytuację i powodują, że muzyka co nie co na dłużej zostaje w głowie. Paweł Kukiz, który jest w całkiej niezłej formie wokalnej, spuścił bestię ze smyczy i w jego tekstach dostaje się ekipie rządzącej i wszelakim beneficjentom III RP, a szczególnie postkomunie, która do dzisiaj ma się dobrze w naszym kraju. Teksty są ostre, momentami wulgarne, ale trafiające w punkt, nawet jak się ktoś z nimi nie zgadza. Dobrze, że z polskich artystów chociaż Kukiz ma odwagę powiedzieć, co mu leży na wątrobie. Za to ma on u mnie szacunek, nawet jeśli muzycznie jest daleki od optymalnej formy.
Foto: Sony Music Polska.