16 grudnia 1981 roku, kilka dni po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, miała miejsce Pacyfikacja kopalni „Wujek”. W wyniku działań milicji, wojska i strzałów ZOMO, życie straciło 9 osób, a 21 zostało rannych. Powodem pacyfikacji był strajk górników sprzeciwiających się wprowadzeniu stanu wojennego.
Górnicy pracujący w KWK „Wujek” już w nocy z 12 na 13 grudnia przerwali pracę z powodu aresztowania Jana Ludwiczaka – przewodniczącego zakładowej „Solidarności”. Na wieść o tym zdarzeniu zażądali od władzy, aby zwolniono aresztowanych działaczy. Tego dnia na terenie zakładu została odprawiona msza przez ks. Henryka Bolczyka, która częściowo złagodziła atmosferę wewnątrz.
14 grudnia górnicy dowiedzieli się o odmowie zwolnienia Ludwiczaka, co poskutkowało decyzją o kontynuowaniu strajku. Oprócz tego przedstawili dyrekcji dodatkowe postulaty: zwolnienie wszystkich internowanych, zniesienie stanu wojennego oraz realizacja Porozumień Jastrzębskich. Robotnicy kolejnych zmian godzili się na strajk, w związku z czym wyznaczono straż robotniczą, grupę pracowników do niezbędnych prac zabezpieczających i delegatów oddziałowych.
Czytaj także: Powstańcy na profilowe!
Kolejnego dnia górnicy dowiedzieli się, że w innych zakładach dokonano brutalnych pacyfikacji. Reakcją na tę wieść była jeszcze większa mobilizacja ze strony górników: wzmożono budowę zakładowych barykad.
16 grudnia w godzinach porannych dyrekcja oraz przedstawiciele wojska podjęli się pertraktacji – zażądali od górników, aby opuścili teren zakładu – w przeciwnym razie zostanie on odblokowany siłą. Płk Piotr Gębka próbował przekonać robotników, aby się poddali, ponieważ wszystkie zakłady pracują normalnie, a „Wujek” strajkuje jako ostatni w kraju. Na te słowa na terenie kopalni rozbrzmiała pieśń Boże coś Polskę…
Tego samego dnia ok. godziny 10:53 wobec robotników użyto armatek wodnych, gazu łzawiącego oraz ostrzelano ich środkami chemicznymi. Rozpoczęła się zacięta walka. Początkowo górnicy mieli przewagę, zdołali wyprzeć milicję z terenu zakładu oraz pozyskali trzech zakładników: kapitana Alfreda Wiewiórskiego, porucznika Jerzego Kryskę i starszego sierżanta Stanisława Radzińskiego. Rozbrojeni umieszczeni zostali w siedzibie Komitetu Strajkowego, gdzie opatrzono im rany. Wobec bezsilności MO na teren zakładu wkroczyli członkowie Plutonu Specjalnego. Wtenczas pierwszy raz użyto broni automatycznej oraz pojawili się zabici i ranni. Robotnicy zdecydowali się rozmawiać z wojskiem. Około godziny 14 do kopalni przyjechali: płk Piotr Gębka wraz z komisarzem wojskowym zjednoczenia – płk Wacławem Rymkiewiczem oraz dyrektorem Maciejem Zaremba. Przedstawiono im warunki dotyczące zakończenia strajku: zwolnienie Ludwiczaka, zniesienie stanu wojennego, wycofanie ZOMO z terenu zakładu, podanie do publicznej informacji, iż są zabici i ranni oraz podanie nazwiska dowodzącego akcją. Płk Gębka odmówił spełnienia warunków. Robotnicy zmuszeni byli przystać na propozycję ze strony władzy: uwolnili zakładników w zamian za swobodne opuszczenie kopalni. Zanim jednak ją opuścili w miejscu gdzie zginęli ich koledzy postawiono krzyż.
W wyniku strzałów z broni automatycznej życie utracili: Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Zenon Zając, Zbigniew Wilk, Andrzej Pełka, Jan Stawisiński i Joachim Gnida.
20 stycznia 1982 roku, na wniosek prokuratora porucznika Jana Brola, postępowanie w sprawie użycia broni palnej w wyniku której zmarło 9 osób, zostało umorzone. Wyrok uzasadniono następującymi słowami: W toku śledztwa nie zdołano zebrać dowodów, dzięki którym można by ustalić, który z funkcjonariuszy oddał strzały w górę, a który – będąc nawet subiektywnie przekonany o takim kierunku strzału – w rzeczywistości strzelał na wprost.
fot. Sir Iwan/wikimedia.commons