Powszechnie uważa się, że w 1989r. upadł w Polsce komunizm. W ciągu zaledwie kilku miesięcy odcięto „grubą kreską” ustrój budowany od momentu zakończenia II wojny światowej. Rozpoczęła się epoka zmian, która miała dać nam wolność oraz upragniony kapitalizm. Mało kto jednak wie, że właśnie te reformy idee wolnego rynku przekreśliły, a kapitalizm na krótki moment w naszej historii zbudowali nam właśnie komuniści.
Mowa jest tutaj o słynnej ustawie z dnia 23 grudnia 1988 r. o działalności gospodarczej, zwanej potocznie Ustawą Wilczka, od nazwiska ówczesnego ministra przemysłu Mieczysława Wilczka. Ten akt prawny obowiązywał od 1 stycznia 1989r. do 31 grudnia roku 2000 i w sposób liberalny regulował (czy raczej deregulował) polską gospodarkę.
W kraju zza żelaznej kurtyny, którego gospodarka chyliła się ku upadkowi nagle wprowadzono kapitalistyczny ustrój gospodarczy. Ustawa, o której mowa po dziś dzień jest prawdziwym symbolem, szczególnie kultywowanym przez małych i średnich przedsiębiorców, których w pierwszym rzędzie dotykają bariery dla rozwoju gospodarczego, które samo sobie stwarza dzisiejsze państwo polskie. Wprowadzenie ustawy o działalności gospodarczej pozwoliło całym rzeszom ludzi, do tej pory wychowywanym pod butem realnego socjalizmu, z dnia na dzień stać się drobnymi biznesmenami. Są oni protoplastami wielkiej części dzisiejszych firm, których zasięg często wykracza poza granice Polski. Proces ten dokonał się bez dotacji z Unii Europejskiej, inkubatorów przedsiębiorczości czy akcji organizowanych przez Ministerstwo Pracy. Wystarczyło tylko pozwolić ludziom działać…
Pierwotna (przed nowelizacjami) wersja ustawy Wilczka, mieści się na zaledwie pięciu drukowanych kartkach formatu A4, zawiera 54 artykuły i ustanawia jedynie 11 sfer gospodarki, w których podjecie działania wymagało koncesji. Warto dodać, że spośród owych 54 artykułów, jedynie 25 dotyczy regulacji działalności gospodarczej. Poza wyżej wymienionymi jedenastoma obszarami „zastrzeżonymi” dla monopoli państwowych, obowiązywała całkowita i nieskrępowana wolność gospodarcza. Co więcej, zgłoszenia do ewidencji nie wymagały „uboczne zajęcia zarobkowe” – wytwarzanie, naprawa i handel przedmiotami użytku domowego, rękodzieło artystyczne czy handel nieprzetworzonymi produktami rolnymi, ogrodniczymi, leśnymi i hodowlanym. Aby rozpocząć biznes, wystarczyło wysłać do urzędu list z czterema informacjami: imieniem i nazwiskiem, adresem zamieszkania, nazwą firmy oraz datą planowanego rozpoczęcia działalności gospodarczej. Szczególnie ciekawe były dwa artykuły z tej ustawy – pierwszy oraz czwarty. Artykuł pierwszy głosił: „Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach, z zachowaniem warunków określonych przepisami prawa”, a artykuł 4 brzmiał: „Podmioty gospodarcze mogą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej dokonywać czynności i działań, które nie są przez prawo zabronione”.
Wprowadzenie ustawy o działalności gospodarczej przyniosło wspaniały efekt. Jak powiedział kiedyś sam spiritus movens reformy: „Chodziło o to, by wyrwać decyzje z rąk urzędników, którzy z wielu powodów czasem ukatrupiali rozpoczęcie działalności. Na podstawie tej ustawy w pierwszym roku—1989—powstało 3,5 mln przedsiębiorstw, a w następnym kolejny milion. To było coś nieprawdopodobnego. Nawet ja byłem zaskoczony”. Nagle, kraj, który stał na skraju bankructwa, a jego gospodarka leżała w ruinie, stał się światowym tygrysem, przodownikiem pod względem rozwoju.
Oczywiście, jak zawsze jest również druga strona medalu. Paradoksem jest, że władza, która od 45 lat skrzętnie budowała socjalizm, jedną ustawą przekreśliła cały swój dorobek. Nie można powiedzieć, że rządzących, starych i zależnych od Moskwy komunistów nagle oświeciło i stali się krzewicielami idei wolnego rynku. Stało się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, władza nie miała już innej możliwości. Wyczerpała wszystkie inne znane sposoby ratowania gospodarki. Dodatkową motywacją bez wątpienia był strach przed coraz mocniejszą opozycją solidarnowościową. Druga przyczyna jest dużo bardziej przyziemna. Powoduje ona, że ustawa Wilczka często jest krytykowana, a wszystkie jej zasługi odchodzą na dalszy plan. Stało się tak, gdyż w praktyce ta reforma gospodarcza była najważniejszym punktem procesu uwłaszczenia nomenklatury. Mówiąc wprost – Ci, którzy wiedzieli jak się zachować, zbijali wielkie fortuny. Dzięki temu właśnie w rękach komunistów po 1989r. pozostały największe polskie przedsiębiorstwa. Nie można jednak wychodzić z założenia, że nie możemy wprowadzić liberalizmu ekonomicznego, bo jeszcze jakiś komuch się dorobi. Patrząc na bilans zysków i strat z czystym sercem możemy dzisiaj jednak powiedzieć – warto było!
Jednak Wilczek to już historia. Chciałoby się powiedzieć „To se ne vrati”, jak śpiewała niegdyś Maryla Rodowicz. Ustawa o działalności gospodarczej była w ciągu zaledwie kilku lat swojego istnienia, ponad czterdziestokrotnie nowelizowana. Wprowadzano poprawki, które okazały się być „popsujkami”. Wreszcie w roku 2000 zupełnie przestała obowiązywać. 25 lat owej „wolności”, połączonej z wprost niespotykaną aktywnością Sejmu i Senatu spowodowało, że dzisiaj, ogólnie rzecz biorąc, rozwój przedsiębiorczości blokuje ponad 200 różnych przepisów. Dwadzieścia z nich regulują sam proces powstawania firmy. A gdzie prostota podejmowania działalności gospodarczej z 1989r? Na gospodarkę nałożono rozliczne bariery. Dzisiaj mamy do czynienia z dyrektywami, wymogami, przepisami, licencjami, koncesjami i regulacjami… można by je wymieniać w nieskończoność. Życie przedsiębiorcy to droga przez mękę. Aż trudno oprzeć się wrażeniu, że państwo nieustannie gryzie rękę, która go karmi. W badaniu International Business Report, przeprowadzonym wśród przedsiębiorców, w roku 2013, na pytanie o największe bariery w rozwoju gospodarki w Polsce niemal dokładnie połowa wymieniła punkt „regulacje i biurokracja”!
Aż 25% społeczeństwa, żyje za pieniądze innych. Oznacza to, że pozostałe 75% ludzi musi zapracować i w postaci podatków utrzymać resztę! Samych urzędników jest 20%. Ta jedna piąta „ludzi pracy” to już dziś miliony osób. A liczba ta zwiększa się z roku na rok. W 2014r. urzędników w Polsce jest prawie tyle samo co emerytów (5 milionów) i o milion więcej niż rencistów (2,5 miliona). Do tego dochodzi jeszcze ponad dwa miliony bezrobotnych. Na nich wszystkich pracuje zaledwie trzynaście milionów osób zatrudnionych w sektorze prywatnym.
Do tej pory niemal każda kolejna partia, która zwyciężała wybory oraz tworzyła koalicję i rząd, wśród wielu swoich obietnic miała punkt dotyczący ograniczenia biurokracji. Można zauważyć ciekawą prawidłowość. Tak jak PIS, który szedł do władzy z socjalistycznymi hasłami, a następnie obniżał (symbolicznie, ale zawsze) podatki, tak jak PO, która głosiła zdrowy koliberalizm a wprowadza socjalizm, tak żadna z dotychczasowych rządzących sił politycznych, liczby urzędników i urzędów, mimo obietnic nie zredukowała.
W samej administracji państwowej zatrudnionych jest ok. 450 tys. ludzi. To niewiele w stosunku do 160 tys, którzy pracowali tam jeszcze w 1989r. Jak widać, te 25 lat „wolności” przysłużyło się konkretnej grupie społecznej. Znany jest też przykład powtarzany często przez Pawła Kukiza, który kiedyś przypomniał, że w czasach „starej komuny”, kiedy Polskę określano mianem państwa policyjnego, w Komendzie Głównej Milicji Obywatelskiej pracowało około pięciuset urzędników. Obecnie w Komendzie Głównej Mili… Policji pracuje ich 4,8 tys!
Geneza takiego stanu rzeczy jest bardzo złożona. Osobiście uważam, że podstawą tej sytuacji, jest oczywista konsekwencja ustroju politycznego w państwie demokratycznym. Otóż władza, która zostaje demokratycznie wybrana i może zawłaszczyć państwo na minimum pięć lat, ale jednak na okres limitowany, stara się wycisnąć go jak cytrynę. Stworzyć jak najwięcej urzędów i jak najskuteczniej obsadzić je wszystkie swoimi ludźmi – działaczami, przyjaciółmi, znajomymi, rodziną… Tak już jest, że demokracja się degeneruje, jak każdy inny ustrój – tyle, że łatwiej i szybciej. A jak już się zdegeneruje to tak właśnie wygląda.
Innym powodem jest nasz ustrój gospodarczy, który przyjęliśmy i konsekwentnie budujemy. W 1989r. zaczynaliśmy od „Ustawy Wilczka” – kapitalizmu i wolności gospodarczej. Teraz stopniowo wracamy do socjalizmu. A jak słusznie zauważył Stefan Kisielewski: „Socjalizm bohatersko walczy z problemami nie znanymi w żadnym innym ustroju”. Ludzie, którzy dzisiaj są u władzy, mają tylko jeden sposób na rozwiązywanie każdego kolejnego problemu – wyregulować ustawą i powołać urząd, który będzie za ten kłopot „odpowiadał”. Nie uświadamiają jednak sobie, że socjalizm, aby w ogóle mógł jakoś funkcjonować, musi być budowany kompleksowo. Tak więc jedna regulacja rodzi inną, jedna ustawa determinuje następną a jeden urząd jest kamieniem węgielnym pod budowę następnego. I tak w kółko.
Problem z rozrostem biurokracji jest tak oczywisty, że dostrzega go niemal każdy. Urzędnicy, urzędy, przepisy, rozporządzenia i ustawy – razem tworzą swego rodzaju socjalistycznego potwora. Nawet jeśli ktoś, np. ustawą deregulacyjną, obetnie jedną z jego głów, natychmiast odrasta następna. Musimy powiedzieć temu stop! Nie może być tak, że codziennie wstajemy rano i cały dzień ciężko pracujemy, by ostatecznie duża część naszych pieniędzy poszła na tych, którzy jeszcze utrudniają nam życie! Mówią nam co mamy robić, czy możemy wyciąć własne drzewo we naszym ogródku, jak mamy wychowywać dzieci, czy przypadkiem nie zalegamy z podatkami oraz czy możemy wybudować dom. Za te i inne dobrodziejstwa odbierają nam pieniądze. Tak jest skonstruowane obecne państwo polskie, pogrążające się w coraz głębszych odmętach socjalizmu…
Skoro ustawa Wilczka jednym zamachem przekreśliła 45 lat budowania w Polsce realnego socjalizmu, czy my nie moglibyśmy powtórzyć tego manewru i odciąć się od budowanej od 10 lat euro komuny? Obecnie nie istnieje żadna przeszkoda prawna, ani w Polsce, ani nawet w Unii Europejskiej, abyśmy takiej lub bardzo podobnej reformy nie mogli przeprowadzić.
Mieczysław Wilczek i rząd premiera Rakowskiego dali nam przykład. Nie oceniajmy w tym miejscu ich intencji, ale efekty jakie ich działalność przyniosła. Wytyczyli drogę, która okazała się być słuszną. My musimy uwierzyć, że możemy dokonać zmian. Musimy też zorganizować siebie i całe społeczeństwo. Polska zasługuje na więcej, ale tylko my sami dzisiaj możemy zadbać o nasz dobrobyt. Nie zapomnijmy więc lekcji, udzielonej nam przez Mieczysława Wilczka i pozwólmy wolnemu rynkowi zrobić swoje!
Tekst pochodzi z nr 32 (3/2014) kwartalnika Myśl.pl
Foto: www.facebook.com/ConradGadomski