O tym, że wyższe wykształcenie nie gwarantuje dobrej pracy nie trzeba nikogo przekonywać. Jednak wprowadzenie do polskiego systemu kształcenia nowego zawodu trwa zbyt długo, jak na dzisiejszy rozwój technologii. Zawodówki muszą być zreformowane aby były efektywne.
W wywiadzie jakiego udzielił Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego portalowi wyborcza.biz przekornie zgodził się ze słowami Donalda Tuska, że lepiej być spawaczem niż politologiem. Rodzice często posyłają swoje dzieci na studia, gdyż uważają, że dzięki temu będą miały łatwiejszy start w życiu zawodowym. Taka opinia była aktualna 10 lat temu jednak teraz gdy uczelnie wypuściły całe rzesze absolwentów trzeba zmienić priorytety.
Jak zawsze w takich sytuacjach porównuje się naszą edukację zawodową z sytuacją w Niemczech. Tam do szkół ogólnokształcących idzie 30 proc. młodzieży a reszta wybiera szkolnictwo zawodowe. Sytuacja w Polsce jest niemal odwrotna – u nas 30 proc. idzie do techników, a 13-15 proc. do szkół zawodowych.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Bartnik zauważa, że na przeszkodzie rozwoju szkolnictwa zawodowego stoją długie i skomplikowane procedury wprowadzania nowego zawodu. Przeciętnie zajmują one trzy lata co przy obecnym tempie rozwijającej się technologii sprawia, ze nasze szkolnictwo nie ma szans nadążyć za nowymi rozwiązaniami technologicznymi. W procedurze wprowadzania nowego zawodu bierze udział Ministerstwo Edukacji Narodowej i wszystkie resorty związane z nowym zawodem. Opracowuje się stosowną dokumentację programową i dba się o to aby zawodówki były wyposażone w nowoczesny warsztat.
Prezes Związku Rzemieślników ubolewa też nad tym, że w Polsce nie prowadzi się badań jakie zawody będą potrzebne w przyszłości. Znów porównuje nas do Niemiec gdzie istnieje Instytut Pracy tworzący prognozy na 30 lat. Ma 60 proc. skuteczności – co jak podkreśla Bartnik – jest bardzo dobrym wynikiem.
fot: pixabay.com
źródło: wyborcza.biz