PSL, po kompromitującym spadku poparcia dla swojego przewodniczącego w wyborach prezydenckich i postępującej utracie poparcia wśród swojej podstawowej grupy docelowej, stoi przed trudnym wyborem. Osobny start, nawet w kierowanej przez siebie Koalicji Polskiej, może skończyć się kadencją poza sejmem, a zbliżenie z dominującą w opozycji PO zupełną utratą podmiotowości. W tej trudnej sytuacji pojawiła się kusząca oferta Prawa i Sprawiedliwości.
PSL przez lata III RP uchodziło za idealnego koalicjanta dla niemal każdej partii: ideologicznie prezentowali tak zwany nowoczesny konserwatyzm, pod którym kryła się miałkość pasująca do każdego wyobrażalnego koalicjanta, natomiast gospodarczo nie obchodziło ich nic, poza sytuacją rolnictwa. Mieli zawsze kilkudziesięciu posłów, którzy w zamian za stanowisko ministra rolnictwa dla swojego prezesa oraz synekury w związanych z wsią agencjach gotowi byli głosami wesprzeć jakiś formujący się gabinet. Poparcie rolników i ich wiejskich sąsiadów wydawało się niemożliwe do stracenia, niezależnie od tego który koalicjant będzie rządził i jak mu to będzie wychodziło. Ta idylliczna rzeczywistość bycia zawsze u, tej czy innej, władzy została boleśnie zweryfikowana w 2015. Powodem tego stała się skoncentrowana na wielkich ośrodkach miejskich – ich potrzebach, aspiracjach, ideach – polityka PO firmowana przez PSL twarzą wicepremiera Piechocińskiego.
5 lat temu doszło do bezprecedensowej sytuacji, w której partia tworząca rząd nie potrzebowała koalicjantów spoza swoich list i PSL znalazł się poza rządem. A był to rząd którego centrum uwagi było skupione na ludziach ze wsi i małych miasteczek, niezamożnych mieszkańcach polskiego interioru, zamieszkałych w miejscowościach, których nazwy mało kto zna. Ludowcy nie tylko stracili możliwość mówienia o tym, jak dbają o wieś i jej mieszkańców, ale też zostali przedstawieni jako jej zaciekli wrogowie, którzy nie tylko chcą zabrać biednym ludziom 500+, ale też przywrócić wszechwładzę „tych złodziei” z poprzedniej koalicji. Wielki projekt nowego centrowego PSL Kosiniaka Kamysza też, jak się wydaje, wypalił się i zachodnioeuropejska partia ludowa pod znakiem koniczyny nie zagrzała miejsca w dyskursie politycznym, szybko zepchnięta na poślednie miejsce w opozycji.
Po prześlizgnięciu się z pomocą Kukizowców lekko powyżej progu wyborczego do parlamentu i kompletnej klapie prezydenckiej wydawało się, że słońce nad partią chłopską po latach powoli zachodzi. Jednak być może nieograniczone zdolności do transmutacji ideologicznej i łut szczęścia pozwolą im po raz kolejny wyjść jako polityczny gracz. Wobec napiętej sytuacji w obozie władzy, gdzie osobowości, ambicje i poglądy coraz mocniej się ze sobą ścierają, obóz premiera, a być może sam supermózg całego konglomeratu ugrupowań, Kaczyński, wyciągają rękę w stronę ludowców i kukizowców. Dla tych drugich start z list PSL był raczej politycznym romansem niż małżeństwem i mogą po prostu chcieć tym razem poromansować z Prawem i Sprawiedliwością. Dla całego PSL powrót do rządów byłby zdecydowanym błogosławieństwem. Nieoficjalnie podana publiczności oferta mówiąca o fotelu ministra rolnictwa oraz całej furze stanowisk w spółkach skarbu państwa w zamian za poparcie programu obecnego rządu, z którym duża część siły ludzkiej PSL w mniejszym lub większym stopniu się zgadza, wydaje się być rozsądną opcją. Premierowi zapewni cenne głosy potrzebne do uniezależnienia się od malkontenckiej części Porozumienia, czy ambitnego Zbigniewa Ziobry, a PSLowi to na czym im najbardziej zależy: dobrobyt polskich rodzin, ze szczególnym uwzględnieniem rodzin członków partii pozatrudnianych w rządowych spółkach i agencjach. Mogliby też powrócić do zarzuconej ostatnio retoryki dbania o ciężko pracujący lud wiejski i małomiasteczkowy.
Samo Prawo i Sprawiedliwość mogłoby na takiej koalicji też znacząco zyskać: przełamanie politycznej izolacji związanej z atakami medialnymi na wszystkich i przyjmowaniem takich ataków, umocnienie pozycji w opanowanych przez PSL samorządach, czy otwarcie na centrowego wyborcę. To ostatnie może być dla koalicji w najbliższych latach kluczowe, kiedy „prawe skrzydło Zjednoczonej Prawicy” z Antonim Macierewiczem na czele najpierw straciło pozycję jednej z kluczowych sił w rządzie, a potem wyborców na rzecz Konfederacji. PIS musi stać się bardziej centrowy i akceptowalny jeśli chce utrzymać władzę.
Mariaż PSLu i całej Koalicji Polskiej z rządem może się wszystkim opłacać, szczególnie, że na płaszczyźnie metapolitycznych idei obie grupy są niemal identyczne, a różni je przede wszystkim stosunek do bieżących spraw i personaliów. Tym niemniej zasypanie przepaści wzajemnej niechęci i medialnej nagonki z obu stron nie będzie proste, bo lata bezwzględnej walki uczyniły ją naprawdę wielką. Okoniem może też stanąć część samej ZP bojąc się o swoją przyszłość. Gdyby do tego doszło będzie nas czekać kolejne polityczne trzęsienie ziemi, związane de facto z rozpadem i budową od nowa koalicji rządzącej, ale też dekompozycją konserwatywno-centrowego skrzydła opozycji.
Czytaj także: Kaczyński rozmawiał z Kosiniak-Kamyszem. „Stoi po drugiej stronie”
Autor: Rafał Kulicki