Senator Koalicji Obywatelskiej Marek Borowski uważa, że przeprowadzenie wyborów prezydenckim w trybie proponowanym przez rządzących jest niemożliwe. – Jeśli przeliczenie każdego głosu zajmuje minutę, to w Krakowie będzie to trwało 240 tys. minut, czyli 4 tys. godzin, pracując po 24 godziny na dobę, to 166 dni – ocenił.
We wtorek w Senacie odbyła się debata na temat ustawy ws. głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich 2020 roku. Rządzący argumentowali, że rozwiązanie to pozwoli przeprowadzić głosowanie pomimo epidemii koronawirusa. Przeciwko projektowi wystąpili jednak politycy opozycji, wśród nich Marek Borowski, senator Koalicji Obywatelskiej.
Tłumacząc swoje stanowisko Borowski postanowił posłużyć się przykładem. Zaprezentował senatorom kopertę zwrotną, którą ma – zgodnie z projektem – otrzymać komisja wyborcza. Pakiet zawiera wypełnioną kartę do głosowania oraz oświadczenie wyborcy. Borowski tłumaczył jednak, że proces liczenia głosów będzie niezwykle czasochłonny.
– Najpierw trzeba będzie otworzyć kopertę i kopertę zwrotną, wyciągnąć oświadczenie o tajnym głosowaniu, sprawdzić czytelność podpisu na nim, potem sprawdzić PESEL, czy konkretny obywatel zalicza się do okręgu wyborczego i na koniec wrzucić kopertę z kartą do głosowania do urny – mówił senator.
Borowski o czasie liczenia korespondencyjnie oddanego głosu. Komisje nie zdążyłyby przed… II turą?
Borowski zauważył, że koperty muszą być później wysypane i na nowo rozklejone. Po wyciągnięciu głosów należy je zapisać i odłożyć. Całość zajęła mu 1 minutę i 34 sekundy. Senator KO zasygnalizował jednak, że członkowie komisji mogą wykonać ten zabieg sprawniej.
Niemniej jednak nawet wówczas pozostaje problem z czasem. Podczas gdy w normalnych wyborach głosy liczą przedstawiciele ok. 25 tys. obwodowych komisji (na jedną przypada ok. tysiąca wyborców), w przypadku stosowania projektu byłyby to jednak tylko komisje gminne, czyli mniej niż 2,5 tys. Według Borowskiego, nie da się sprawnie przeprowadzić liczenia głosów w skali całego kraju.
W tym kontekście Borowski podał przykład Krakowa. Przy założeniu, że w wyborach weźmie udział ok. 40 proc. uprawnionych (na 600 tys. wszystkich wyborców) członkowie komisji otrzymają 240 tys. kart. – Jeśli przeliczenie każdego głosu zajmuje minutę, to w Krakowie będzie to trwało 240 tys. minut, czyli 4 tys. godzin, pracując po 24 godziny na dobę, to 166 dni – przekonuje polityk.
Następnie tłumaczył, że w komisji może być maksymalnie 45 członków. Gdyby liczyli głosy 24 godziny na dobę, zajęłoby im to 11 dni. – Ale muszą robić przerwy: iść do domu, a ktoś musi pilnować urny – zauważył. Według Borowskiego mogłoby dojść do sytuacji, w której liczenie głosów nie skończyłoby się przed… II turą wyborów.
Źródło: senat.gov.pl, Facebook, Polsat News