James Appathurai, czołowy urzędnik NATO, opowiedział o realnym ataku Rosji na Sojusz. Powiedział też o konsekwencjach takiego działania.
Appathurai wskazał wprost, że istnieje „realna perspektywa” ataku Rosji na NATO. Miałoby to być uderzenie o charakterze „niekonwencjonalnym”. Co się za tym kryje? Chodzi przede wszystkim o akty sabotażu lub też np. podpalenia.
Czołowy natowski urzędnik przyznał, że tego typu działania spowoduje „znaczne straty”. Wspomniane słowa Appathurai wypowiedział podczas rozmowy przeprowadzonej na antenie telewizji Sky News. To nie pierwsze tego typu sygnały w ostatnim czasie…
Niedawno fińskie media ujawniły plany Kremla związane z konwencjonalnym uderzeniem na kraje Sojuszu. – W 2017 roku Rosja ćwiczyła atak na Norwegię, Finlandię i kraje bałtyckie podczas manewrów Zapad. Rosjanie nie zrezygnowali ze swojego planu, lecz chcą go zrealizować po zakończeniu wojny w Ukrainie. Według naszych informacji plan nadal istnieje, a Rosjanie nie porzucili zamiaru jego realizacji – napisał fiński dziennik powołując się na przedstawiciela NATO.
Rosjanie mają zamiar utworzyć strefę buforową w fińskiej Laponii i norweskim Finnmarku. Utworzenie strefy buforowej ma pomóc w przeniesieniu działań wojennych na terytorium NATO i związać wojska Sojuszu w walce. Rosjanie chcieliby ostatecznie doprowadzić do odtworzenia historycznych granic z 1743 roku. Putin miałby zakusy, aby dotrzeć do rzeki Kemijoki, a następnie uderzyć na cieśninę Puumalansalmi. Potencjalnym celem ataku mogłyby stać się Helsinki, jednak główna oś uderzenia pójdzie zapewne na kraje bałtyckie. O planach Putin świadczyć mają jego słowa z 19 grudnia, gdy podczas konferencji prasowej powiedział, że „Rosja ma wystarczająco sił i środków, aby odzyskać wszystkie swoje historyczne terytoria”. Przedstawiciele NATO podkreślają, że te słowa należy traktować dosłownie.