„Bezpłatna opieka zdrowotna”, „bezpłatne szkolnictwo”, „bezpłatne drogi”, „bezpłatne jedzenie”…. Słyszeliście takie sformułowania? Jeśli nie to jesteście szczęśliwymi ludźmi nieoglądającymi telewizji. Jeśli tak, to chcę Wam teraz uświadomić, że są to wierutne bzdury.
Żebym mógł zacząć, najpierw wypada zdefiniować słowo „bezpłatny”. Bezpłatny, czyli taki za który nie musimy płacić. No i w tym momencie można stwierdzić, że faktycznie, usługi medyczne w państwowych szpitalach są bezpłatne, bo przychodzimy do szpitala, zapisujemy się na zabieg, następnie jest on wykonywany i wychodzimy. Za darmo! Czy jednak na pewno?
Otóż jest to bardzo sprytna manipulacja językowa. I można powiedzieć, że w pewnym sensie, wszystkie usługi świadczone przez państwo są darmowe, bezpłatne. Odnosimy takie wrażenie, ponieważ rzeczywiście nie płacimy za takową usługę… ale tylko bezpośrednio! Przez całe życie mówiono mi; „nie ma nic za darmo”. I jest to prawda. Kto myśli inaczej, ten kroczy zgubną ścieżką. Natomiast trzeba rozgraniczyć dwie sprawy: państwo i podmiot prywatny. Żeby nie było niejasności.
Czytaj także: Ciche ludobójstwo
Jeśli, na przykład, idąc ulicą, jakiś człowiek wręczy mi, dajmy na to; jabłko, to faktycznie i bezkompromisowo jest ono darmowe, i bezpłatne, bo dostaliśmy je od jakiegoś gościa. Kłóci się to z powiedzeniem które przypomniałem wcześniej, ale nie obejmuje ono punktu widzenia. Dla mnie to jabłko jest darmowe, ale dla tego człowieka już nie. On je kupił, albo wyhodował, tym samym ponosząc pewne koszty, pokrywając je z własnej kieszeni. Pomijam to, że podarował mi je dobrowolnie, a państwo dokonuje aktu redystrybucji bez mojej zgody, chociaż to też jest ważne, ale na inny temat.
Gdy państwo da mi jabłko, to też się cieszę, że dostałem coś za darmo. Ale po chwili zastanowienia dochodzę do wniosku, że ktoś musiał ponieść za to jabłko koszty. No kto? No tak, państwo daje – państwo płaci. Ale chwila, skąd państwo ma pieniądze na jabłko? Z moich pieniędzy, z podatków… I z pieniędzy tego człowieka, który dał mi jabłko! Tym samym, jabłko od „pomocy” państwowej nie było bezpłatne, lecz w dodatku droższe! Bo urzędnik, który wydał mi to jabłko pobrał prowizję za wykonaną pracę.
Najsmutniejsze jest to, że przeciętny człowiek po przeczytaniu, lub usłyszeniu tego, co tutaj napisałem, uzna że uprościłem działanie służb państwowych. Może i będzie miał rację, naprawdę to wszystko jest jeszcze bardziej zagmatwane, ale działa w sposób przedstawiony przeze mnie. Tak działa każda instytucja państwowa. Jeśli ktoś myśli inaczej, to się myli, albo woli żyć złudzeniami.
Oczywiście, są pewne instytucje, które musimy opłacać, by państwo mogło normalnie funkcjonować. Niestety,mnożą się one jak grzyby po deszczu. A im więcej „państwówek”, tym więcej pieniędzy trzeba na nie wykładać. Nie dziwmy się zatem, że podatki są tak wysokie i na dodatek jeszcze podnoszone. Rządowe molochy trzeba z czegoś utrzymać.
Maciej Skoczek
[divide style=”2″]
Grafika: Zdjęcie zmodyfikowane przez autora z Wikimedia Commons