W ostatnią sobotę działacze stowarzyszeń „Godzina dla Polski”, „Republikanie” oraz partii PJN powołały nowe, centroprawicowe ugrupowanie polityczne. Powstała „Polska Razem Jarosława Gowina”. Było wielkie święto, feta i zachwyt politologów i mediów. Mówi się, że Gowin ze swoimi nowymi kolegami może realnie zmienić Polskę, rozbić polityczny układ i przeprowadzić prawdziwie prawicowe reformy. Tylko ja, jakoś w to nie wierzę…
Chyba każdy zastanawiał się, co będzie dalej działo się z byłym ministrem sprawiedliwości po odejściu z PO. Najpierw był dobry wynik w wyborach na prezesa partii, później bunt, a na końcu rozłam. W ten sposób polityk z Krakowa zapewnił sobie na pewno jedno – zainteresowanie mediów. Trzeba przyznać, że wykorzystuje to znakomicie. Kreuje się na rzeczowego, merytorycznego intelektualistę, polityka prawicowego o poglądach konserwatywno-liberalnych. Jednocześnie pozostaje zwolennikiem Unii Europejskiej oraz człowiekiem, który system chce modyfikować.
Mówi się, że najwięcej na tym straci Korwin-Mikke i nasza partia. Już, udawało nam się osiągnąć, a nawet przekraczać 5% w sondażach, wyryć się na nowo w świadomości ludzi, oraz wykreować się na jedyną realną alternatywą dla UKŁADU. Tutaj nagle wyrasta nowa, prężna siła polityczna, z dostępem do mediów, znanymi twarzami i poprawna politycznie. Młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków – sierotki po PO – patrzą na nich z wielką nadzieją.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Gowin ma tylko jeden problem. On sam nigdy nikogo nie przekonał, że Polska potrzebuje kapitalizmu, wolnego rynku, gruntownych reform społecznych w nurcie tradycyjnego liberalizmu czy konkretnych zmian systemowych. W praktyce pozostaje on tylko konsumentem, wobec sukcesu tych, którzy od wielu lat budzą Polaków z systemowego snu. Mogę zaryzykować nawet twierdzenie, że gdyby nie przeszło dwudziestoletnia działalność Janusza Korwin-Mikkego, dzisiaj Gowin ze swoimi postulatami nawet by nie zaistniał.
Polska Razem to typowy przykład demokratycznej partii politycznej. Startuje z konkretnym programem i ideologią. Teraz jednak, trzeba zacząć szukać ludzi, którzy oddadzą na nich swój głos. Rozpoczyna się to, czego ja osobiście w demokracji nienawidzę – „POZYSKIWANIE ELEKTORATU”. W praktyce wygląda to tak, że ugrupowanie przeprowadza wielką ilość sondaży opinii społecznych i orientuje się, czego domagają się określone grupy społeczne. Jeżeli zaobserwują na tej „mapie roszczeń” białe plamy, natychmiast sami starają się je zagospodarować i pozyskać dla siebie obietnicami i modyfikacją programu wyborczego. Najlepszym przykładem tego może być „Ruch Palikota” z 2010 r. Nikogo nie zdziwiło, że Janusz Palikot, były wydawca katolickiego „Ozonu”, człowiek, który w TVNie w 2009r. powiedział: „W Polsce krzyż jest symbolem narodowym i państwowym tak samo jak religijnym. To w końcu Kościół włożył Bolesławowi Chrobremu koronę na głowę. Nie możemy o tym zapominać. To właśnie w Polsce Kościół często walczył o wolność. Ja patrząc na krzyż w miejscach publicznych widzę w nim symbol narodowy i państwowy a nie symbol religijny” nagle stał się największym polskim antyklerykałem? Przebiegły karierowicz, dzięki sztabowi ekspertów szybko dowiedział się, że jest niezagospodarowany, anty-kościelny elektorat i w ten sposób zaprojektował program swojej nowej partii. Identycznie dzisiaj (tyle, że w prawą stronę) musi stać się z Gowinem. Jak słusznie zauważył Andrzej Majewski: „Kurtyzana i polityk robią to samo, tyle że ona w buduarze, a on przy mównicy”.
Jest jeszcze inna kwestia. Zarówno Gowin jak i Wipler oraz Kowal, naiwnie wierzą, że są w stanie dokonać realnych zmian, w ramach istniejącego systemu politycznego. Każdy wie, że w 1989r. w trakcie obrad okrągłego stołu powstał potworek o nazwie PRL-bis. System tego państwa jest zaprojektowany celowo, by rządzący mogli kraść, byli praktycznie nie usuwalni, a głupi naród, niech się zajmuje czymś innym. Ten system może przypominać wahadło. Nawet gdyby Polsce Razem się udało i odgięliby je maksymalnie w prawo, po nich znów przyjdą czerwone pijawki, i z łatwością, zmienią jego kierunek na lewo.
My, Kongres Nowej Prawicy jesteśmy zupełnie inni. My możemy obejść się bez władzy. Wielokrotnie pokazaliśmy już, że nam na niej nie zależy tak bardzo. Mamy inny, znacznie ważniejszy cel – wyedukowanie społeczeństwa. Musimy wykorzenić z ludzkich umysłów myślenie typowe dla homo sovieticus, polityczną poprawność, oraz wszystkie lewicowe mity gospodarcze. Ludzie na nowo muszą uzmysłowić sobie, że są prawdy uniwersalne, które w żadnym systemie wartości, światopoglądzie czy regionie świata nie mogą być względne i modyfikowalne. My nie pozyskujemy elektoratu obietnicami czy dostosowywaniem się do potrzeb; my go edukujemy! Tylko wtedy będziemy mogli stworzyć nowe, lepsze państwo.