Możliwość obrony, a zatem również posiadania środków do jej prowadzenia, jest elementarnym prawem człowieka, bez którego wszystkie pozostałe regulacje nabierają wyłącznie deklaratywnego i teoretycznego charakteru – mówi w rozmowie z wMeritum.pl Wiktor Gonczaronek, członek Stowarzyszenia Libertariańskiego.
Krzysztof Mazur: W grudniu 2015 roku odbyła się Konwencja Programowa Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni. W czasie jej trwania głos zabrał Grzegorz Braun, który dość ostro skrytykował drogę obraną przez ROMB. Polega ona na stopniowym – jednak wciąż kontrolowanym przez państwo – poszerzaniu dostępu do broni palnej. Czy kompromis ten jest rzeczywiście tak „zgniły”, jak go określił Braun? Czy może lepiej podążać drogą zaproponowaną przez ruch i stosować metodę małych kroków?
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Wiktor Gonczaronek: Argumenty obu stron są bez wątpienia rzeczowe, jednak z każdą z koncepcji wiążą się pewne mankamenty. Na wstępie trzeba jednak zaznaczyć, że przemówienie Brauna – mimo wielu trafnych spostrzeżeń – mocno odstraszało swoją retoryką. Z pewnością miał on rację mówiąc, że możliwość obrony, a zatem również posiadania środków do jej prowadzenia, jest elementarnym prawem człowieka, bez którego wszystkie pozostałe regulacje nabierają wyłącznie deklaratywnego i teoretycznego charakteru. Nie znam takiego przepisu – szczególnie, jeżeli chodzi o rejestrację broni – który poprawiałby bezpieczeństwo. Inna sprawa, czy postulowanie tak radykalnych zmian i usiłowanie ich wprowadzenia rzeczywiście przybliża nas do zmiany obecnych realiów. Jak słusznie zauważył Andrzej Turczyn, osoby, które opowiadają się za całkowitym zniesieniem obostrzeń, niczego jeszcze nie zmieniły, zaś ci, którzy mają bardziej umiarkowane stanowisko i potrafią porozumieć się z establishmentem, mają na tym polu sukcesy. Przytyki o współpracy z SB w stosunku do osób, które pracują nad przybliżeniem nas do tego idealnego stanu rzeczy są nie na miejscu. W tej sytuacji warto odwołać się do słów znanego myśliciela wolnościowego Murray’a Rothbarda: „Krzyknę hosanna za każdym razem, kiedy państwo cofnie się o krok z jakiejś dziedziny życia”. W trakcie poszukiwań złotego środka warto jednak pamiętać o tym, że przeciwnicy prawa do posiadania broni potrafią jedną ustawą zmienić miejsce, które jest względnie przyjazne strzelcom w raj dla hoplofobów.
Krzysztof Mazur: Jak zatem, jako Stowarzyszenie Libertariańskie, staracie się propagować koncepcję szerszego dostępu do broni?
Wiktor Gonczaronek: Udało nam się zorganizować spotkania z Andrzejem Turczynem w Krakowie i Warszawie (gdzie z tego ostatniego dodatkowo są nagrania), oraz liczne wyjścia na strzelnicę w Łodzi, Wrocławiu i Warszawie. Ostatnio nawiązaliśmy kontakt z Libertariańskim Instytutem z Czech, który chce pracować nad rozszerzeniem dostępu do broni. Na razie dopiero zaczynamy nawiązywać jakikolwiek kontakt, zobaczymy jak rozwinie się współpraca. Dodatkowo działamy też na mniej szeroką skalę – każdy z nas stara się promować strzelectwo w swoim gronie, są wśród nas osoby kolekcjonujące broń, czy to na pozwolenie, czy też ograniczając się chwilowo do broni czarnoprochowej.
Krzysztof Mazur: Jaki wpływ na świadomość zwykłych obywateli w Polsce mogą mieć Pana zdaniem zamachy w Paryżu i Brukseli? Czy Polacy będą się opierali się wyłącznie na bezpieczeństwie, które gwarantuje im państwo, czy też będą szukali innych rozwiązań, takich jak możliwość nabycia broni palnej? Czy te wydarzenia można w ogóle brać uwagę przy liberalizacji dostępu do broni?
Wiktor Gonczaronek: Zacznę od odpowiedzi na ostatnie pytanie: tak, takie zdarzenia zdecydowanie nie pozostaną bez znaczenia dla kwestii dostępu do broni. To, czego nie można przewidzieć, to kwestia, która strona sporu przeważy: zwolennicy czy przeciwnicy dostępu do broni. Niestety, Europa to nie USA, gdzie prawo do posiadania broni jest wpisane w konstytucję i w wielu miejscach ma mocno zakorzenioną tradycję, więc oderwane od rzeczywistości, schowane za bezpiecznymi ścianami parlamentu i, co jeszcze bardziej ironiczne, uzbrojonymi funkcjonariuszami elity mogą łatwiej realizować swoje pomysły. Ich elukubracje często nie spotykają się z tak zdecydowanymi odpowiedziami. To się na szczęście zmienia. Ludzie podejmują oddolnie różne inicjatywy, rośnie liczba posiadaczy pozwoleń na broń, u których stwierdzenie, że odebranie praworządnym obywatelom możliwości zakupu broni zadekowanej pozwoli zmniejszyć ryzyko ataku terrorystycznego wywołuje w najlepszym wypadku uśmiech politowania. Sporo osób zaczyna postrzegać broń nie jako owoc zakazany czy narzędzie do uprawiania sportu, ale także do obrony. Jakiś czas temu mieliśmy sytuację, w której człowiek zastrzelił na strzelnicy instruktora, żeby móc wynieść stamtąd broń i prawdopodobnie urządzić masakrę. Nie udało mu się to, bo został zatrzymany przez innego uzbrojonego instruktora. Okazuje się, że w Polsce również można znaleźć sytuacje, gdzie jeden dobry człowiek z bronią ocalił życie dużej liczbie niewinnych osób. Z drugiej strony wychodzą niedostatki w wyszkoleniu strzeleckim policjantów, pomimo tego, że część z nich doszkala się na własną rękę, co się jak najbardziej chwali. Ludzie zaczynają domagać się możliwości faktycznego zapewnienia bezpieczeństwa. Stowarzyszenie Zbrojownia, do którego mam przyjemność należeć po zamachach w Paryżu odnotowało znaczny wzrost zainteresowania strzelectwem. To wszystko powoduje, że, przynajmniej u nas, rośnie w siłę społeczne parcie na liberalizację wymogów dostępu do broni. Jak się to potoczy dalej? Miejmy nadzieję, że za jakiś czas pomysły takie, jak konieczność rejestracji broni, konieczność podawania ważnej przyczyny jej posiadania, czy kategoria „broni szczególnie niebezpiecznej” będą tylko wspomnieniem.
Krzysztof Mazur: Niedawno informowaliśmy na naszych łamach o tym, że jako Stowarzyszenie Libertariańskie wystosowaliście list do środowiska LGBT w sprawie powszechnego dostępu do broni, w którym proponowaliście współpracę. (Zob.tutaj) Czy teraz, wobec tragedii jaka miała miejsce w Orlando, widząc transparenty z napisem Armed gays don’t get bashed, czyli „uzbrojeni geje nie są atakowani” waszą inicjatywę można odbierać jako ponure proroctwo?
Wiktor Gonczaronek: Myślę, że najlepszą odpowiedzą na to pytanie jest fragment tego listu: Powszechny dostęp do broni palnej daje możliwość nie tylko obrony siebie, ale także słabszej części społeczeństwa – w tym osób starszych, osób z niepełnosprawnościami, dzieci – które często nie są zdolne same wezwać pomocy służb, czy też różnych mniejszości, w tym mniejszości seksualnych.
Krzysztof Mazur: Przeciwnicy szerszego dostępu do broni często podkreślają, że w USA niemal cały czas dochodzi do zajść z bronią palną, co ich zdaniem wyklucza liberalizacje przepisów w Polsce. Mało tego, w rozmowie z portalem wp.pl posłanka .Nowoczesnej – Katarzyna Lubnauer powiedziała, że w Polsce nie ma konieczności obrony przed dzikimi zwierzętami, jak to ma miejsce w Finlandii, a poza tym, w naszym kraju przestępczość z użyciem broni palnej jest stosunkowo niska. Jak zatem odpowiadać na takie argumenty?
Wiktor Gonczaronek: No cóż. Jeśli nie ma przestępstw z bronią, to po co ograniczać dostęp? Argument ze zwierzętami jest dla mnie jeszcze bardziej absurdalny. To muszę mieć dookoła siebie uzbrojonych w broń palną przestępców i dzikie zwierzęta, żeby móc ubiegać się o broń? Każdy wolny człowiek w chwili narodzin nabywa pewne niezbywalne prawa, takie jak prawo do życia. Żeby móc je wyegzekwować, musi mieć nieograniczony dostęp do wszelkich dostępnych narzędzi, jakie mogłyby mu przy tym pomóc. Prawo do życia bez prawa dostępu do narzędzi do jego obrony staje się pustą obietnicą, która rozleci się w pył przy pierwszym starciu z rzeczywistością. Zamiast twardego, działającego prawa dostajemy utopijny, rachityczny konstrukt myślowy. Niestety papier nie jest substytutem pistoletu, tak samo jak tego typu elukubracje nie są substytutem realnych zagrożeń. Co do USA, sprawa jest dużo bardziej skomplikowana i nie można jej sprowadzić do prostego porównania „tu jest dużo tego, a tu mało tamtego, więc można wysnuć wnioski”. Warto na wstępie zaznaczyć, że praktycznie nikt nie pokusił się o sprawdzenie tego, w którą stronę w ogóle może przebiegać ciąg przyczynowo-skutkowy. Czy broń wpływa na liczbę przestępstw, czy też odwrotnie? Ale nawet jak odstawimy tę kwestię, to stajemy przed problemem porównania dwóch skrajnie różnych miejsc. Moglibyśmy napisać książkę tylko o tym jak powinno się podchodzić do badań, bo każdą statystykę bez odpowiedniego kontekstu możemy ekstrapolować tak długo, aż wykaże katastrofę, jak to zauważył autor mojej ulubionej strony poświęconej odkłamywaniu rzeczywistości. Pozwolę sobie zwrócić uwagę na kilka wybranych aspektów, które, jeśli nie obalą, to przynajmniej pozwolą mocno zachwiać twierdzeniami hoplofobów: w w USA, w różnych stanach przepisy dotyczące noszenia, posiadania, nabywania i używania broni na przestrzeni lat różniły się zasadniczo. W jednym z najniebezpieczniejszych miast, Chicago, aż do 2013 roku nie wolno było nosić broni poza domem. Mało tego – poza samym Chicago, stan Illnois stanowi dość bezpieczne miejsce. Poza tym, gros przestępstw jest dokonywany na małym obszarze i w ramach małego wycinka całego społeczeństwa. Pozwolę sobie zacytować: „Robert Muggah z Instytutu Igarapé rozciągnął badania nad ogniskami przemocy na cały obszar Stanów Zjednoczonych. Z jego analiz wynika, że 99 proc. przestępstw w USA popełnianych jest na 5 proc. ulic. Osoby dokonujące masakr wybierają na miejsca swoich ataków strefy bez broni”. Jeśli skorygujemy powyższy problem o liczbę mieszkańców i porównamy do Europy, to okaże się, że to u nas jest problem, a nie tam. [Zobacz statystki – K.M] I tak dalej i tak dalej. Do tego dochodzi kwestia liczby osób, które co roku zapobiegają przestępstwom dzięki temu, że mają broń i masa innych, na które zabraknie tu miejsca. Czy sytuacja w USA jest zatem przesłanką za obostrzeniami, czy może za liberalizacją? Niech czytelnicy zgłębią problem i odpowiedzą sobie sami. Jak więc, według Pańskiej wizji, powinna wyglądać możliwość nabycia broni palnej? Myślę, że nie zaskoczę już nikogo mówiąc, że nie dostęp do niej nie powinien być w żaden sposób reglamentowany, utrudnienia w dostępie nie mają ani uzasadnienia etycznego ani utylitarystycznego. Oczywiście mowa tu o modelu docelowym.
Krzysztof Mazur: Obecnie u władzy w Polsce jest Prawo i Sprawiedliwość. W szeregach tego ugrupowania jest m.in. poseł Stanisław Pięta, który wielokrotnie powtarzał, że konieczny jest łatwiejszy dostęp do broni palnej. Patrząc jednak na dotychczasowe działania partii rządzącej (m.in. ustawa antyterrorystyczna), ciężko mówić o tym, że poszerza ona wolność jednostki. Jak zatem, Pana zdaniem, odbierać takie sygnały pojedynczych parlamentarzystów – jako szansę na zmianę czy może zwykły populizm?
Wiktor Gonczaronek: Może warto byłoby tutaj rozróżnić to, co robią posłowie danej partii, od tego, co robi partia jako całość. Jak najbardziej uważam, że jest możliwym aby, pomimo działań jednoznacznie godzących w wolność jednostki podejmowanych przez partię, dało się znaleźć tam osoby, które poprą pojedyncze działania w odwrotnym kierunku. Nie musi się to nawet dziać z tych samych pobudek, którymi kierują się libertarianie. Wystarczy że uda się znaleźć sojusznika w jednej konkretnej sprawie i konsekwentnie dążyć do wykorzystania szansy. Nie wierzę w to, że PiS zmieni kierunek swojej polityki na bardziej nastawiony na ludzi, a nie na polityków, ale wierzę w to, że w gąszczu tanich populizmów, jak ten mówiący o tym, że ograniczenie dostępu do kart pre-paid zredukuje zagrożenie terroryzmem, znajdzie się kilka szans na poprawę sytuacji w Polsce.
Źródło: wMeritum.pl