Kamil Durczok znowu znalazł się na celowniku mediów. „Fakt” opisuje historię chorego na raka Roberta Bryniaka, który pracował w portalu Silesion.pl, któremu patronował Durczok. 25-latek nie otrzymał zapłaty za kilka miesięcy pracy, nawet po tym gdy informował szefa, że wykryto u niego raka. Niestety młody mężczyzna zmarł, a jego matka postanowiła nagłośnić wstrząsającą sprawę.
O tym, że Kamil Durczok nie zapłacił ciężko choremu pracownikowi, ujawniła matka zmarłego dziennikarza. „Nie chcę tych pieniędzy. Ujawniłam, tę historię, żeby pokazać że mój syn został skrzywdzony przez człowieka, który w tak dramatycznej sytuacji powinien go rozumieć lepiej niż inni” – mówi w rozmowie z „Faktem”.
Gazeta opublikowała dwie wiadomości, jakie Kamil Durczok otrzymał od Roberta Bryniaka. „Hej Kamilu, Robert Bryniak z tej strony. Pracowałem dla Ciebie przez trzy miesiące i nie zapłaciłeś mi za nie. Jest teraz świetna okazja, byś tę zaległość nadrobił, bowiem jestem właśnie po rozmowie z moim hematologiem i po trepanobiopsji wiemy już na 100%, że mam chłoniaka. Każde pieniądze mi się przydadzą, a zwłaszcza te, na które sobie zapracowałem” – czytamy.
Czytaj także: Wojna tuż przy naszej granicy? Niepokojące słowa Łukaszenki
Matka młodego dziennikarza relacjonuje, że dla jej syna Kamil Duroczok był na początku autorytetem dziennikarskim. Bardzo zaangażował się w pracę. „Syn pracował w redakcji, ale również z domu. Obdzwaniał służby, urzędy, zdawał relację przełożonym, zbierał materiały. Napisał wiele tekstów. Często jeździł swoim samochodem, kupując paliwo za własne pieniądze, by zrealizować jakiś materiał. Wykonywał tę pracę bardzo solidnie” – wspomina kobieta.
„Mój syn nie mógł się doprosić o swoje ciężko zarobione pieniądze. Robert pracował w Silesion.pl przez trzy miesiące i otrzymał jedynie 400 zł wynagrodzenia. To były pieniądze za listopad” – dodaje.
Kamil Durczok nie płaci. Sprawa trafiła do sądu
Sprawa trafiła do sądu. „Od 16.11 do 22.02 pracowałem w redakcji portalu silesion.pl. Miałem być wynagradzany za ilość przepracowanych godzin, które nie były w żaden sposób określone. Przy realizacji 50% etatu mógłbym liczyć na połowę pensji minimalnej. Otrzymałem pierwszą pensję w grudniu. Umówieni byliśmy z pracodawcą, że umowę będziemy podpisywać w każdym kolejnym miesiącu za miesiąc poprzedni, aby można było podliczyć konkretną stawkę za moją pracę. Zgodziłem się na takie rozwiązanie. W styczniu otrzymałem umowę za grudzień, na której widnieje stawka 1000 zł brutto. Dziś, 14.03, wciąż nie otrzymałem pieniędzy za tę umowę” – brzmi fragment pisma Bryniaka.
Młody dziennikarz podawał nawet dokładną liczbę tekstów i godzin jakie poświęcił na pracę. „Napisał 28 tekstów i przepracował 36 godzin. „Łącznie daje to 36 godzin przepracowanych, co daje, przy podanej wyżej stawce 506,25 zł.” – tłumaczył student w piśmie do prawnika. W lutym miał napisać 55 tekstów i przepracować 57 godzin. „Suma przepracowanych godzin to 57, co przy tej stawce daje 801, 56 zł” – wyjaśniał” – czytamy dalej. Niestety Robert Bryniak nie doczekał finału, bo zmarł 16 czerwca 2020 r.
Komentarz Durczoka
Co na to Kamil Durczok? „Osobiście przeszedłem długą i ciężką chorobę nowotworową. Przez wiele miesięcy zmagałem się z wyjątkowo złośliwą odmianą raka. Przypisywanie mi złych intencji bądź braku współczucia uważam za wyraz żalu, całkowicie zrozumiałego wobec tragedii, jaka dotknęła rodziców Zmarłego. Jednocześnie zapewniam, że w tak trudnej, bankrutującej sytuacji firmy, nie byłem w stanie zrobić nic więcej. Wielokrotnie oferowałem choremu pomoc w indywidualnym leczeniu, ale p. Bryniak konsekwentnie odmawiał takiej pomocy, domagając się wyłącznie pieniędzy. Rodzinie i bliskim składam wyrazy współczucia, mając świadomość, że w tej sytuacji, blisko 2 lata temu, zrobiłem co w mojej mocy. RIP” – napisał dziennikarz, cytowany przez „Fakt”.
Czytaj także: Peja uderza w rząd. Raper zamieścił mocny wpis na Facebooku
Matka zmarłego twierdzi, że Kamil Durczok kłamie. „Jest to wierutne kłamstwo. Nigdy nie było ze strony Kamila Durczoka żadnej propozycji pomocy w leczeniu mojego syna, a co więcej, żadnego kontaktu z jego strony, po tym, jak syn odszedł z firmy. Robert, pracując w Silesion.pl był jeszcze zdrowy, więc nie mógł rozmawiać z Kamilem Durczokiem o chorobie. Diagnozę usłyszał 3 lipca 2019 r. i dopiero wtedy, a dokładnie dwa dni później, napisał do niego SMS-a z informacją, że ma chłoniaka. Żadnego odzewu się jednak nie doczekał” – powiedziała.
Pełna publikacja „Faktu” dostępna TUTAJ.
Źr. fakt.pl