Zainteresowanie „Klerem” bije rekordy popularności. Potwierdzają to dane. Najnowszy obraz Wojciecha Smarzowskiego właśnie zaliczył najlepsze otwarcie w historii polskiego kina, znacznie wyprzedzając poprzedniego lidera – „Pięćdziesiąt twarzy Greya”.
935 357 – tyle osób poszło na „Kler” w miniony weekend. Dane polskiego box office’a wskazują, że film Wojciecha Smarzowskiego osiągnął rekordowy wynik w historii polskiego kina. Dotychczas najwięcej widzów na weekendowej premierze zgromadził film „Pięćdziesiąt twarzy Greya” (2015) i było to 834 479 osób.
Z pewnością na wielkie zainteresowanie filmem wpłynęły liczne kontrowersje towarzyszące premierze. W ostatnich dniach głośno było o decyzjach samorządów kilku mniejszych miast, które blokowały premierę „Kleru”. Film Smarzowskiego budzi wielkie emocje, a opinie na jego temat są często skrajne.
Czytaj także: Kolejny rekord \"Kleru\". Imponujące wyniki oglądalności po siedmiu dniach
Jedną z nich zamieścił ostatnio redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz. „Było takie dobre powiedzenie w czasie okupacji: 'tylko świnie siedzą w kinie’. Nasi ojcowie wiedzieli, że nie trzeba się przekonywać co Niemcy pokazują, żeby nie oglądać hitlerowskiej propagandy” – napisał.
Z kolei redaktor naczelny tygodnika „Nie” Jerzy Urban, nie ukrywa, że zainteresowanie „Klerem” jest ciekawym zjawiskiem. „Ja w tym dostrzegam kawał swojej roboty też, bo to się nie wzięło z niczego. Mam tylko inne podejście do tej kwestii niż antyklerykałowie. Nie jestem antyklerykalny, tylko antyreligijny” – powiedział w rozmowie z serwisem przeAmbitni.pl.
„Wszyscy udają, że dla dobra Kościoła go krytykują i marzą o tym, żeby w Kościele katolickim działo się lepiej. Ja odwrotnie, chcę żeby działo się jak najgorzej. Żeby byli sami pedofile, sami kanciarze i żeby Kościół był jeszcze ohydniejszy niż jest” – dodał.
O czym opowiada „Kler”?
Wojciech Smarzowski w swoim najnowszym filmie poruszył temat życia polskich kapłanów oraz ich problemów. Trzonem akcji są losy trzech księży: Trybusa (Robert Więckiewicz), Lisowskiego (Jacek Braciak) i Kukuły (Arkadiusz Jakubik). Reżyser ukazując duchowieństwo nie przebiera w środkach, a próbkę tego można zobaczyć w oficjalnym zwiastunie filmu.