Ojciec Paweł Gużyński Juventusowi zaczął kibicować, gdy w drużynie bianco-neri pojawił się Zbigniew Boniek. Duchowny zaznaczył, że swojej futbolowej pasji, nie przekłada ponad religię katolicką.
Na meczach pojawia się najczęściej dzięki pomocy przyjaciół. I stanowią one dla niego przeżycie, które pamięta bardzo długo.
– Nie mogę przedłożyć pasji do futbolu ponadto, że jestem księdzem, ale czasami się zdarza, że przyjaciele ufundują mi bilet na mecz Juve i wtedy się bardzo cieszę. Bo ja jako zakonnik pieniędzy przecież nie mam. Chociaż ostatni mecz, na którym byłem to był mecz Lech Poznań – Juventus w Poznaniu. Skończyło się 1:1. Włosi byli przerażeni tymi warunkami – powiedział dominikanin.
Czytaj także: NASZ WYWIAD #5. Paulina Lechowicz: Na siłowni czuję się jak w domu
We włoskiej piłce nożnej imponują mu nie tylko sukcesy, ale także pasja i radość z jaką Włosi podchodzą do futbolu.
Duchowny stwierdził, że czuje się „zmieszany”, gdy ogląda mecz, gdzie rywalizują Polacy z Włochami. Zaznaczył, że zwykle jest bardziej za piłkarzami z Półwyspu Apenińskiego. Dodał jednak przy tym, że mówi to trochę prowokacyjnie, by pokazać, że sportu nie trzeba kojarzyć narodowo. Według niego chodzi o rywalizację między osobami w danej dyscyplinie sportowej.
O. Gużyński powiedział również, że korzysta z „piłkarskich przykładów” w kazaniach, by pobudzić wyobraźnie wiernych. Także w ogłoszeniach parafialnych pojawia się sportowy motyw: po przeczytaniu wszystkich duchowny w ramach żartu zapowiada mecz Juventusu.
Zakonnik zauważył, że to co się dzieje w futbolu często ma religijny charakter – np. kult postaci Diego Maradony. Organizacja, sposób przeżywania i zaangażowania również na to wskazuje. Nie uwłacza to jednak żadnej z religii.
Religia wchodzi do piłki nożnej również w inny sposób. Kapłan zwrócił uwagę na to, że niektórzy piłkarze po strzelonym golu wznoszą palce do nieba – w kierunku Boga.