Nazwisko sir Henry’ego Ridera Haggarda jest dobrze znane fanom literatury epoki wiktoriańskiej, a pierwszym tytułem, jaki im zapewne wpadnie do głowy są „Kopalnie króla Salomona” wydane w 1885 roku. Dwa lata później Brytyjczyk napisał równie słynną powieść fantastyczno-przygodową „Ona”. Czytając ją 127 lat po premierze muszę przyznać, że książka postarzała się tylko odrobinę, ale za to – jak na Brytyjkę przystało – z klasą.
„Ona” to przykład, klasycznej już, wielkiej przygody w nieznane i dzikie tereny, gdzie ówczesny świat Europejczyków i ich kultura okazują się diametralnie różnić i tracić na znaczeniu. Jako że książka spisana jest w formie reportażu autorstwa jednego z głównych bohaterów – L. H. Holly’ego – mogłaby sprawiać wrażenie autentycznej relacji z podróży, która rzeczywiście mogła mieć miejsce. W końcu podróż do serca dzikiej Afryki byłaby jak najbardziej możliwa, a że ów Holly i jego towarzysz (przybrany syn, Leo Vincey) byli ludźmi nauki, toteż ich eskapada nie byłaby czymś nadzwyczajnym. Haggard jednak wplótł w ściegi powieści aspekty fantastyczne, które przydają „Onej*” elementów nadnaturalnych i niewyobrażalnych. Główną osią fabuły jest bowiem właśnie tytułowa Ona, nadzwyczajna i tajemnicza kobieta, która okazuje się odcisnąć na rodzinie Leo Vinceya niezmywalne piętno, a jej legenda żyje przez wiele wieków. Gdy w swoje 25 urodziny ten młody człowiek odkrywa sekret jego przodków (w który przychodzi mu uwierzyć z trudem, choć nie on jest tu największym sceptykiem), gentlemani decydują się na niezwykłą przygodę, aby upewnić się czy podana im historia, nie jest przypadkiem prawdziwa. Nie dziwi mnie skryty entuzjazm do niebezpiecznej i wątpliwej w powodzenie wyprawy, gdy zauważy się, że sir Haggard doskonale oddał ducha swojej epoki, gdzie awanturnictwo (rozumiane jako szukanie przygody), a przede wszystkim fascynacja antycznymi tajemnicami podsycana przez rozwijającą się archeologię, potęgowały zainteresowanie światem jeszcze przecież nieodkrytym. Taki już urok XIX wieku, gdzie wcześniej wiedzę o czasach zamierzchłych czerpano głównie z tekstów pisanych.
Czytaj także: Wielogłosem o....: \"Anglicy na pokładzie\" - Matthew Kneale
Oprócz fantastycznej akcji, która trzyma w napięciu od początku do końca, „Ona” punktuje również w sferze refleksji nad człowiekiem i jego ograniczeniami. Nie bez powodu polski wydawca umieścił na okładce słowa Zygmunta Freuda, polecające książkę. Powieść Haggarda pełna jest przemyśleń zwłaszcza na temat dewastacyjnej siły czasu i przemijalności człowieka, jego zachowań i sposobów życia. Wraz z obcowaniem z paranormalnymi zdarzeniami, Holly wielokrotnie zastanawia się, gdzie tak naprawdę szukać odpowiedzi na to, kim jest człowiek, dlaczego żyje i dlaczego umiera. Czy jest rzeczywiście nieśmiertelny duchowo, tak jak podpowiadają religie, czy może jest tylko ciałem, które gnije w okamgnieniu? Sugestywna fascynacja śmiercią, z którą spotyka się autor reportażu, napełnia go niepewnością i otumania na tyle, że sam jasno mówi, że nigdy nie będzie już takim samym człowiekiem. Niezwykle żywe refleksje udzieliły się także mnie, toteż czytając „Oną” zapędzałem się w niebezpieczne rejony kontemplowania swojego istnienia i tego, kim właściwie jestem wobec świata – zarówno obecnego, jak i tego przeszłego i przyszłego. Pomimo że jest to książka, która ma już swoje lata, jej zagadnienia filozoficzne wciąż są żywe, chociaż wydawałoby się, że świat poszedł naprzód.
Bardzo się cieszę, że nie popełniono niewybaczalnego grzechu na „Onej” i nie próbowano uwspółcześniać jej języka. Nawet nie patrząc na opis książki i datę jej wydania od razu czuć, że jest to niezwykle ujmujący i barwny styl brytyjskiego mistrza pióra, który czytało mi się z niekłamaną przyjemnością. Jest więc odrobina wyniosłości, ale także szczypta brytyjskiego czarnego humoru. A przede wszystkim mnóstwo świetnych zabiegów literackich, które upewniały mnie w przekonaniu, że obcuję z literaturą z najwyższej półki. Henry Haggard miał dar do fascynującego opisywania otaczającej bohaterów rzeczywistości pomieszany ze światem nadnaturalnych dziwów, który jednocześnie nie przytłacza czytelnika żmudnymi opisami fauny i flory. Dodatkowego smaczku nadają „Onej” oryginalne ilustracje z magazynu „The Graphic”, będące wiernym odzwierciedleniem akcji powieści, jak i wspomniana już forma reportażu, który zawiera w sobie zarówno teksty w języku greckim, łacińskim i staroangielskim, a także przypisy wywodzące się od L. L. Holly’ego oraz bezimiennego redaktora. Wszystko to sprawiało, że miałem przyjemność obcować z dziełem przemyślanym, interesującym i ponadczasowym. „Ona” to powieść, która jeszcze długo będzie mogła dumnie stać na półce fanów dobrej literatury, a sama jest jak swoja tytułowa bohaterka – tajemnicza, piękna i ponadczasowa.
* nietypową odmianę słowa „Ona” zachowałem zgodnie z polskim tłumaczeniem.
Fot.: zysk.com.pl