Ministerstwo Finansów ma w planach ofertę korzystnie oprocentowanych obligacji zamiast gotówki z programu „Rodzina 500+”. Obecnie nie są znane szczegółowe rozwiązania tego pomysłu, jednak według wyliczeń „money.pl” rodzice mogliby zyskać na takich obligacjach nawet 18,5 tys. zł w przypadku 18 lat trwania obligacji.
Resort finansów rozważa możliwość wprowadzenia obligacji dla rodzin objętych programem „Rodzina 500+”. Będą one mogły zdecydować czy wolą skorzystać z gotówki czy zdecydują się jednak na udział w obligacjach. Im więcej takich papierów rządowych, tym większa będzie ulga dla budżetu.
Chcemy zachęcić Polaków do oszczędzania w ten sposób. Wiemy, że są rodziny lepiej sytuowane, które nie będą musiały wykorzystywać środków z programu „Rodzina 500+” na bieżące potrzeby. Można sobie wyobrazić sytuację, że przez najbliższe lata do osiągnięcia pełnoletniości przez dziecko pewna kwota będzie zawsze odkładana, na przykład w postaci obligacji
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
– mówi przedstawiciel resortu finansów.
Według informacji uzyskanych z wydziału prasowego ministerstwa finansów wynika, że obecnie są prowadzone rozmowy z Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej oraz PKO BP, gdyż ten bank jest dystrybutorem tych obligacji. Resort finansów podaje, że wyemitowane obligacje miałyby bardzo wysokie oprocentowanie. Najbardziej korzystne papiery skarbu państwa na 10 lat oferują 2,5 proc. w pierwszym roku oraz 1,5 proc. w następnych latach.
Czytaj także: Opłata audiowizualna wynosząca 15 zł będzie doliczona do rachunku za prąd
Biorąc pod uwagę 500 zł wypłacane przez 18 lat na jedno dziecko, całkowita suma wyniosłaby 108 tys. zł. W przypadku chęci uczestniczenia w programie emitowanych obligacji rządowych po 18 latach można się spodziewać 126,5 tys. zł, czyli zysk wyniósłby 18,5 tys. zł, rzecz jasna bez uwzględniania inflacji. Jednak zyski z takich obligacji mogłyby być rzeczywiście dużo większe, z uwagi na fakt, że mają to być preferencyjne obligacje.
Ekonomiści są zaskoczenie tym pomysłem, nie wróżą wielkiego sukcesu dla takich obligacji. Według prof. Cezarego Mecha, byłego wiceministra w rządzie PiS pomysł ten nie wejdzie w ogóle w życie.
To jakiś absurd. Każdy może sobie kupić indywidualnie obligacje, akcje, opcje. Nie musi tego robić urzędnik i to z pieniędzy przygotowanych na program „Rodzina 500+”. Równie dobrze można wynagrodzenia budżetówki wypłacać w formie obligacji albo inwestorom zamiast płatności wysłać obligacje. Ciekawe, co by na to powiedzieli?
– wyjaśnia prof. Mech.
Sceptyczny co do takich rządowych obligacji jest również prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business center Club. Według niego, połowa pieniędzy trafi do ludzi mało zamożnych, którzy będą wydawać je na bieżąco.
Nie spodziewam się, żeby Polacy chętnie skorzystali z tej możliwości. Trzeba zauważyć, że połowa pieniędzy z programu trafi do rodzin mieszkających na obszarach wiejskich. Często są to ludzie biedniejsi, nie ma wątpliwości, że wybiorą gotówkę
– uważa prof. Gomułka.
Dodaje również, że nie wyobraża sobie, że rząd wyemitował takie obligacje na 18 lat. Stwierdza, że Polacy wybiorą gotówkę, a nie obligacje.
Najważniejsze pytanie, które trzeba postawić, to atrakcyjność tych obligacji. Minister finansów ma obowiązek dbać o wysokość długu. A to znaczy, że nie może części inwestorom oferować obligacji z wyższym oprocentowaniem, skoro znalazłby chętnych również na niższy procent. Z drugiej strony od wysokości oprocentowania i czasu zapadalności obligacji zależy, czy ktokolwiek z tego skorzysta. Nie sądzę, żeby resort oferował obligacje na 10 i więcej lat. A obligacje roczne mają niski procent – Polacy wybiorą gotówkę. I zdecydują sami, czy i jak chcą oszczędzać
– dodaje ekonomista Business center Club.
Jednak innego zdania jest ekonomista Marek Zuber. Według niego pomysł z emisją obligacji pomógłby zaosczędzić sporo środków, które zostałyby dalej w budżecie.
To bardzo dobry pomysł i to z kilku powodów. Przede wszystkim ograniczyłby przepływy środków z budżetu państwa, bo część pieniędzy po prostu by tam została. To również dobry pomysł, bo to okazja, by uczyć ludzi, żeby dodatkowe pieniądze zaoszczędzić. I również po trzecie – poziom oszczędności społeczeństwa bezpośrednio wpływa na rozwój gospodarczy. To jest zresztą element planu Morawieckiego – zachęcić Polaków do oszczędzania
– wyjaśnia ekonomista.
Jednak Zuber dostrzega również pewne minusy. Jeśli pieniądze zostaną w budżecie to nie będą miały przełożenia na wzrost konsumpcji, na co liczy rząd premier Szydło.
Przede wszystkim rząd na czele z premier Beatą Szydło liczy, że program i wydawane przez rodziny pieniądze pobudzą konsumpcję i co za tym idzie – zwiększy się wzrost gospodarczy. A jeżeli część z tych środków trafi na obligacje, to oczywiście Polacy mniej przeznaczą na konsumpcję. W efekcie prognozowany rozwój i wpływy budżetowe będą mniejsze
– dodaje.