Kabaret Moralnego Niepokoju, Ani Mru Mru, Stuhr, Kryszak, Halama i inni kabareciarze zamarli wczoraj w niepokoju. Dowiedzieli się bowiem, że wyrosła im poważna konkurencja pod wodzą Ewy Kopacz. Ta przedstawiła głównych aktorów swego kabaretu, omówiła ich główne cechy, osiągnięcia artystyczne oraz przyczyny ściągnięcia do zespołu.
Rozpocząłem nieco „artystycznie”, ale mówiąc już całkiem poważnie jest mi wesoło, jednakże w takim samym stopniu ogarnia mnie niepokój. Ewa Kopacz przedstawiając szefów resortów zrobiła to dosyć niefrasobliwie. Kilkakrotnie powtarzała: „silny rząd”, „silna kobieta”, „da radę” etc. Słów dużo, ale tak naprawdę nic z nich nie wynika. Nie przemawiają też do mnie argumenty typu: „mój przyjaciel”, „moja przyjaciółka”, których użyła w stosunku do niektórych kandydatów na ministrów. Z jednej strony wspominała o „fachowości” swojego gabinetu, a drugiej zaś strony wyraźnie dała wyraz, że to nie rząd, a jedna wielka koteria.
Nie będę skupiał się na wszystkich kandydatach na ministrów, wspomnę tylko o tych najbardziej kontrowersyjnych; oby nie tragicznych.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Nieznana szerszej opinii publicznej Teresa Piotrowska kandyduje na ministra spraw wewnętrznych. To jeden z „najcięższych” resortów i bardzo istotny w kontekście obecnych wydarzeń międzynarodowych; tych na Ukrainie, ale nie tylko. Nie przemawia do mnie argument, że ta pani szybko się uczy. Resort spraw wewnętrznych to nie instrument do nauki, to resort tzw. siłowy, wymagający sprawnego kierowania przez fachowca. Nie interesuje mnie też płeć szefa resortu, co tak podkreślała E. Kopacz, interesuje mnie fachowość i charyzma ministra, a tych cech brak u kandydatki.
Grzegorz Schetyna ma kierować polityką zagraniczną. Tu z kolei potrzeba dyplomaty, a nie mistrza polityki podjazdowej, intryg i koterii. On sam chwali się, że był szefem sejmowej komisji spraw zagranicznych, ale powiedzmy sobie szczerze – Grzegorz Schetyna nigdy nie zajmował się polityką zagraniczną, a na szefa wspomnianej komisji odesłał go Donald Tusk, co było tak na prawdę skazaniem na banicję. Niektórzy zarzucają mu też nieznajomość języków obcych, ale to dla mnie drugorzędny argument. Od czasu ogłoszenia, że Donald Tusk zostanie szefem Rady Europejskiej polska polityka zagraniczna nie istnieje. Wątpię, czy Grzegorz Schetyna zmieni ten stan. Wiadomym jest, że po odejściu Tuska Schetyna będzie próbował odrodzić swoją pozycję w Platformie Obywatelskiej. Ewa Kopacz powołując go do swego gabinetu będzie miała go „pod ręką”, będzie on też współodpowiedzialny za ten rząd i tym głównie kierowała się przyszła pani premier. Szkoda, że tylko wewnątrzpartyjne rozgrywki decydują o obsadzie stanowisk ministerialnych, a nie fachowość i polska racja stanu.
Wspomniane powyżej resorty to obok MON najistotniejsze obszary działalności państwa na arenie międzynarodowej w trudnych czasach. Takie czasy właśnie mamy. Sytuacja na wschodzie Ukrainy jest niepokojąca, a sankcje rosyjskie dotykają polską gospodarkę. Żeby było tragiczniej Ewa Kopacz na pytanie dziennikarza odpowiada, że w przypadku agresji należy „… wpaść do domu, zamknąć się i opiekować się dziećmi …”. To już nie jest śmieszne, to jest tragiczne.
Można by tu podać jeszcze kilku kandydatów na ministrów, których kwalifikacje najdelikatniej mówiąc …są wątpliwe. Zapaści polskiego sądownictwa na pewno nie uzdrowi Cezary Grabarczyk. To kolejna typowo polityczna nominacja. Przykłady można mnożyć.
Status quo zachowali koalicjanci spod znaku PSL. Ci zawsze są gotowi i zwarci, aby „…naprawiać Polskę”, jak sami podkreślają. Tak na marginesie. Dziennikarz pyta członka PSL: – Kto wygra pana zdaniem najbliższe wybory? – Nasz koalicjant – odpowiada peeselowiec.
Ale może to ja jestem przewrażliwiony. Przyszła pani premier była przecież szczęśliwa, uśmiechała się, kandydaci na ministrów radowali się jak dzieci, Grzegorz Schetyna promieniował entuzjazmem, były uściski rąk, były gesty triumfu.
Wszystko to było tak na prawdę mało poważne, uważam, że wręcz infantylne. Dało się odczuć, że to typowi ludzie władzy, że decydują przyjaźnie, układy, spółdzielnie, frakcje. Niestety, co najmniej rok przyjdzie nam oglądać ten kabaret. Oby nie był on tragiczny w skutkach dla Polski.