Idee wolnorynkowe stanowią w Polsce margines sceny politycznej. Wydaje się to niebywałe, patrząc przez pryzmat doświadczeń związanych z życiem w socjalistycznym modelu gospodarczym. Skąd w nas, Polakach, bierze się taka nieufność do kapitalizmu?
Ogromny wpływ na obecny stan rzeczy ma retoryka używana przez lewą stronę sceny politycznej. Rzucają oni proste hasła, idealnie trafiające w tok rozumowania świata przez niższe warstwy społeczeństwa. Zewsząd słyszymy słowo: „za darmo”. Od darmowych mieszkań za czasów Gierka, po darmowe prezerwatywy Palikota. Zwykły, szary człowiek, nieinteresujący się polityką czy ekonomią, bardzo łatwo ulega wpływom wynikającym z takich sloganów. Nie zastanawia się on, kto tak naprawdę zapłaci za dane inwestycje rządowe, a ostatnią rzeczą jaka przyjdzie mu na myśl będzie to, że to właśnie on sam zostanie obciążony sfinalizowaniem tychże inwestycji. Dla ludzi biedniejszych usłyszenie słowa „za darmo” powoduje nadzieję związaną z poprawieniem jakości ich życia. Nie zwracają oni uwagi na to, że tak jak w każdym przypadku ingerencji państwa w gospodarkę, inwestycje te będą kosztować drożej, a większa część ściągniętej przez podatki sumy pieniędzy zostanie strawiona przez aparat administracyjny. Poza tym, inwestycje państwowe często wiążą się z monopolizacją danej gałęzi gospodarczej, co prowadzi do nieodwracalnych, negatywnych efektów.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Innym, często używanym przez lewicowców określeniem, jest tak zwana „sprawiedliwość społeczna”. Mówią oni o nierównościach społecznych, które nieudolnie chcą wyrównywać. Niestety, sposoby wyrównywania ich przez ludzi lewicy nie mają nic wspólnego ze sprawiedliwością. Zmuszanie siłą przedsiębiorczych i zaradnych ludzi do utrzymywania tych, którzy nie wykazują chęci do pracy jest niemoralne. Zasiłki socjalne działają demotywująco na ludzi pracy. Gdy widzą oni, że ich wynagrodzenie za pracę jest zbliżone do takiego zasiłku, nie mają ochoty pracować i czują się niedocenieni. Sama kwota wynagrodzenia jest ściśle związana z instytucją świadczeń socjalnych. Pracodawca, poprzez wysokie podatki i opłaty obowiązujące go poprzez irracjonalny kodeks pracy, nie jest w stanie w sposób godny wynagrodzić pracy swojego podwładnego.
Lewica często obnosi się tym, że działa w interesie ludzi pracy. Wtrącanie się instytucji państwa do relacji między pracodawcą a pracownikiem prowadzą do takiego absurdu, że w obecnej chwili pracodawcę więcej kosztuje wywiązanie się z kosztów utrzymania pracownika, które zostały narzucone mu przez państwo, niż wypłacenie mu wynagrodzenia. Racjonalnie myślący człowiek, przy utrzymaniu większego wynagrodzenia pomyślałby o tym, że musi się ubezpieczyć pracując w niebezpiecznych warunkach. Jak w większości przypadków, duża część pieniędzy zabieranych pod przykrywką dbania o dobro pracownika zostaje strawiona przez wielki, a przy tym niewydajny system administracyjny.
Innym powodem nieufności wobec idei wolnego rynku jest to, że określenie „liberalizm” nabrało pejoratywnego znaczenia. Obecnie jest ono częściej używane w kwestiach światopoglądowych niż gospodarczych. W konserwatywnym społeczeństwie, jakim jest bez wątpienia jest naród polski, takie stracenie na znaczeniu ma bardzo zły wpływ dla idei liberalizmu gospodarczego. Nawet Murray N. Rothbard, ekonomista, który w znacznym stopniu przyczynił się do rozpropagowania kapitalizmu, w swoim dziele „O nową wolność: manifest libertariański”, używa pojęcia „liberałowie” wobec lewicy.
Zakorzenienie wśród społeczeństwa wartości wolnorynkowych wymaga dużo czasu i ciężkiej pracy. Musimy skupić się na budowie pozytywnego wizerunku kapitalizmu i usunięciu schematycznego myślenia. To powinno stanowić idealne fundamenty dla budowy elektoratu wśród wyborców.
Autor: Sławomir Kowalski, czytelnik wMeritum.pl
Fot.: Derek Jensen / wikimedia commons