Prokuratura potwierdziła, że to syn celebrytki 24-letni Patryk P. siedział za kierownicą renault megane, które rozbiło się w miniony weekend na moście Dębnickim. – Często można było zauważyć go pędzącego jak wariat po okolicy w swoim samochodzie – relacjonują rodzice jednej z ofiar wypadku w Krakowie. O krok dalej poszła kolejna osoba…
Z tą tragedią trudno się pogodzić. Czterej młodzi mężczyźni zginęli w wypadku, do którego doszło na moście Dębickim w Krakowie. Patryk, Marcin, Aleksander i Michał mieli od 20 do 24 lat.
Wstępne ustalenia prokuratury wskazują, że to Patryk P. siedział za kierownicą auta. 24-latek stracił panowanie nad pojazdem na skrzyżowaniu ulicy Zwierzynieckiej i Krasińskiego. Pojazd rozbił się o murek przy bulwarach nad Wisłą.
Od momentu zdarzenia trwają spekulacje, co do jego przyczyn. Najczęściej wymieniana jest nadmierna prędkość. Trop ten zdaje się potwierdzać prowadząca śledztwo w tej sprawie Prokuratura Okręgowa w Krakowie. We wtorek przypominano bowiem, że w miejscu zdarzenia obowiązywało ograniczenie prędkości do 40 km/h, tymczasem wstępne analizy wskazują, że auto „jechało co najmniej trzykrotnie szybciej”.
Bliscy ofiar wypadku w Krakowie przybici stratą: Nikt normalny nie jedzie tak szybko przez aleje, on nie miał nic do stracenia
Stratę przeżywają bliscy ofiar. Rodzice 24-letniego Michała przekonują w rozmowie z „Faktem”, iż Patryk miał dwa oblicza. Był człowiekiem pewnym siebie, natomiast z drugiej strony swoje frustracje wyładowywał na jezdni. – Często można było zauważyć go pędzącego jak wariat po okolicy w swoim samochodzie – mówią.
Ich syna z Patrykiem łączyła długa znajomość. Nie zawsze była łatwa. – Wspominał nam, że gdy Patryka coś zdenerwowało lub gdy był po alkoholu, obrażał Michała. Robił mu wyrzuty, bo coraz częściej Patrykowi nie pasowało, że Michał przyjaźnił się też z innymi kolegami – wspominają.
– Nikt normalny nie jedzie tak szybko przez aleje, on nie miał nic do stracenia. Mógł sam sobie tak jeździć, jeśli mu było wszystko jedno. Ale wiedział, że nie jedzie sam. Gnał jak szalony na oślep, tak jakby w ogóle nie brał pod uwagę, co się może wydarzyć – relacjonują.
O krok dalej idą bliscy kolejnej ofiary – Aleksandra. – Dla nas kierowca jest mordercą – przekonują w rozmowie z Onetem.