Zawiedzeni kibice opuszczali Stadion Narodowy w Warszawie, przeklinając wniebogłosy fatalną decyzję sędziego o spalonym w ostatnich minutach zremisowanego meczu Polski z Czarnogórą, po którym szansa biało-czerwonych na wyjazd na Mistrzostwa Świata 2014 w Brazylii zniknęła daleko za horyzontem.
Nienauczeni doświadczeniem ze wcześniejszych meczów eliminacji, fani drużyny narodowej wierzyli, że jest jeszcze opcja wyjazdu do Ameryki Południowej. Wszelkich możliwych scenariuszy wydarzeń w grupie H wyuczyli się niemal na pamięć. Przed pierwszym gwizdkiem nadzieja była więc spora. Podsycały ją tym bardziej starania piłkarzy, bramkę gości nękali kolejno Klich, Zieliński i bardzo aktywny Sobota, nie zapominając o niezmordowanym kapitanie zespołu, Jakubie Błaszczykowskim i pracującym z przodu jak wół Robercie Lewandowskim. Kibice widzieli, jak Polacy grają kopią piłkę, a rywal… pierwszy strzela bramkę. Prawidłowości stało się zadość. Potem nastąpiło jednak coś, czego w meczach kadry nie widziano już grubo od ponad roku. Wygwizdany jeszcze nie tak dawno Robert Lewandowski strzelił swoją pierwszą bramkę z gry od blisko 15 miesięcy. Niestety, zamiast iść za ciosem, choć odważnie atakujący, Polacy nie potrafili udokumentować swojej przewagi. Z czasem było już coraz gorzej, podopieczni Fornalika powoli opadali z sił i nie prezentowali już tego co na początku spotkania. W najważniejszych momentach brakowało skuteczności, z kolei defensywa przyprawiała momentami o prawdziwą palpitację serc. Szczęśliwie największe armaty Czarnogóry albo nie mogły w tym meczu zagrać (Jovetic) albo szybko z boiskiem się pożegnały (Vucinic). Prawdziwe szczęście w nieszczęściu, gdyż po kilku kontrach i nieporadności naszej obrony, powinniśmy mecz znacząco przegrać. Uśmiech losu ograniczył się jednak tylko do uchronienia przed kolejnymi stratami bramek, nie potrafił w żaden sposób pomoc w kilku naprawdę rewelacyjnych okazjach do wyjścia na prowadzenie. Ani przy sytuacji, w której wzajemnie przeszkadzali sobie Lewandowski i Sobota, ani tym bardziej w momencie niesłusznie odgwizdanego spalonego na tym ostatnim, gdyż jedyne co powinno być zasygnalizowane, to rzut karny dla biało-czerwonych. Sędzia nie był tego dnia po stronie gospodarzy, jak na złość nie zrehabilitował się nawet w ostatniej akcji Polaków, po której piłkę do siatki wpakował Jakub Błaszczykowski. Mimo protestów większości zgromadzonych na stadionie i przed telewizorami, spalony niestety był.
Polacy nie potrafili wygrać z zespołem wyraźnie słabszym nie tylko na boisku, ale i personalnie na papierze. Czarnogóra zagrała w tym meczu na poziomie tak pomiędzy Mołdawią a San Marino, a jednak nasi reprezentanci jakby sparaliżowani wizją gry w Brazylii i presją jaka na nich spoczywała, nie potrafili się ponad ten poziom wybić. Smutne jest to, że w praktycznie najsilniejszym zestawieniu ofensywnym nie umieli przebić się przez naprawdę słabą linię obronną gości, od której słabsza była tylko obrona gospodarzy, bo gdyby cały mecz rozegrał tak Vucinic jak i Jovetic, po ponad 90 minutach nie byłoby nawet tego jednego punktu.
Czytaj także: Polska Liga Hokejowa: Pierwsze zwycięstwo SMS-u, przerwany mecz w Bytomiu
Polska – Czarnogóra 1:1
Bramki: Robert Lewandowski 16 – Dejan Damjanovic 11
Polska: Artur Boruc – Artur Jędrzejczyk, Łukasz Szukała, Kamil Glik, Jakub Wawrzyniak (27, Sebastian Boenisch) – Jakub Błaszczykowski, Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński (75, Adrian Mierzejewski), Mateusz Klich, Waldemar Sobota (62, Paweł Wszołek) – Robert Lewandowski.
Czarnogóra: Mladen Bozović – Stefan Savic, Miodrag Dzudovic, Marko Basa, Vladimir Bozovic – Elsad Zverotic, Nikola Drincić, Milos Krkotic (46, Simon Vukcevic), Mirko Vucinic (37, Filip Kasalica), Branko Boskovic – Dejan Damjanovic (86, Fatos Beciraj)
Sędziował: Bjoern Kuipers (Holandia)
Żółte kartki: Szukała, Mierzejewski – V.Bozovic, Vucinic, Kasalica, Dzudovic.