Dziś na terenie całej Polski odbyły się protesty przeciwko unijnej dyrektywie, która pod płaszczykiem walki o prawa autorskie wprowadza de facto cenzurę treści udostępnianych w internecie. Poniżej prezentujemy zdjęcia oraz filmy z manifestacji.
Protesty zaplanowane zostały w dniach od 29 czerwca do 1 lipca. Dziś odbyła się lwia część z nich. Na ulicę wyszli m.in. mieszkańcy Łodzi, Krakowa, Warszawy, Katowic czy Lublina. O tym, że manifestacje się odbędą pisaliśmy w piątkowy poranek na wMeritum.pl (więcej TUTAJ).
Kadry z Łodzi #stopACTA2. ? #lodz #lodzjestnasza pic.twitter.com/IULvNQztbm
Czytaj także: Fala protestów przeciwko cenzurze internetu! Na ulicach polskich miast odbędą się manifestacje. \"Stop ACTA 2.0\
— Rafał Górski (@Rafal_Gorski) 29 czerwca 2018
Protest w Krakowie przeciwko projektowi unijnej dyrektywy o prawach autorskich #stopACTA2 #wolnyinternet skandowali protestujący @TOKFM_NEWS pic.twitter.com/Z4KMOAVHL9
— Katarzyna Młynarczyk (@Mlynarczyk_Kat) 29 czerwca 2018
#Kraków: Na Rynku trwa protest „Stop ACTA 2.0.” Internauci sprzeciwiają się unijnej dyrektywie, która według nich ograniczy wolność w internecie. Akcja ma charakter ogólnopolski. pic.twitter.com/JzCNmkwBCd
— Radio ZET NEWS (@RadioZET_NEWS) 29 czerwca 2018
Około dwustu osób protestuje przed siedziba Komisji Europejskiej w Warszawie przeciwko cenzurze w internecie. @RMF24pl pic.twitter.com/ZcArtdYrVe
— Michał Dobrołowicz (@MDobrolowicz) 29 czerwca 2018
Protest przeciw proponowanym przez PE przepisom cenzurującym internet #ACTA2 #cenzurainternetu https://t.co/AqpMNGTgqp
— Daniel Czyżewski (@DanielCzyewski2) 29 czerwca 2018
Czym jest ACTA 2.0?
20 czerwca Komisja Prawna Unii Europejskiej przegłosowała dyrektywę wprowadzającą tzw. „podatek od linków” oraz narzędzia filtrujące treści udostępnianie w internecie. Oznacza to, że jesteśmy o krok od wprowadzenia prawdziwej cenzury w sieci.
Za przyjęciem ustawy o prawach autorskich i jednolitym rynku cyfrowym, określanej mianem „ACTA 2”, zagłosowało 15 członków komisji, 10 było przeciw. O wyniku głosowania poinformowała europosłanka Julia Reda, która jako pierwsza informowała o tej inicjatywie ustawodawczej.
Co oznacza decyzja Komisji Prawnej UE? Na ten moment jeszcze nic wiążącego. Póki co parlamentarzyści dali sobie mandat do negocjowania z Radą UE. Jak podaje serwis niebezpiecznik.pl: „Jeśli grupa polityczna lub grupa parlamentarzystów wyrazi sprzeciw wobec tego, konieczne będzie głosowanie całego Parlamentu, a jest to scenariusz bardzo prawdopodobny. Może to nastąpić około 2-5 lipca. Jeśli już dojdzie do negocjacji parlamentarzystów i przedstawicieli państw UE, będzie to trochę trwało, być może do października. Potem będzie sprawdzanie tekstu, tłumaczenie go i dopiero potem będzie ostateczne głosowanie w Parlamencie Europejskim. Cały proces może trwać do stycznia”.
Największe zastrzeżenia budzą dwa artykuły dokumentu – 11 oraz 13. Pierwszy z nich przyznaje prawa pokrewne wydawcom (prasowym i internetowym). Oznacza to, że każde użycie fragmentu tekstu (tak ,tak nie chodzi tutaj o całe teksty, lecz nawet ich fragmenty), który został wcześniej „wyprodukowany” przez danego twórcę, przewiduje, iż podmiot korzystający z fragmentu musi uiścić mu opłatę.
„Najistotniejsza jest tu propozycja ograniczenia swobody udostępniania treści objętych prawem autorskim. Trzeba przyznać, że może to być duży cios dla serwisów, które zarabiają na czyjejś pracy, samemu nie przygotowując treści, jak np. Facebook czy Twitter. W teorii wystarczy, aby fragment artykułu (np. pobrany automatycznie do wpisu na Facebooku lead) został udostępniony w zewnętrznym serwisie, aby wydawca (jako posiadacz praw autorskich do opublikowanego materiału autorskiego) mógł domagać się jego usunięcia lub zapłaty” – czytamy w serwisie dobreprogramy.pl.
Nowe prawe uderzy także w blogerów, mniejsze serwisy internetowe, a także zwykłych internautów, którzy zechcą oprzeć swoją autorską pracę na cytacie z innego dzieła. Najmocniej oberwą jednak serwisy agregujące treści, czyli takie, gdzie użytkownicy sami zamieszczają znalezione w sieci linki, dzieląc się nimi z pozostałymi użytkownikami, zapewniając jednocześnie ruch na linkowanych stronach (np. Wykop czy Reddit).
Ogromne kontrowersje budzi także art. 13, który zakłada filtrowanie wszystkich treści udostępnianych w internecie.
Art. 13
1. Dostawcy usług społeczeństwa informacyjnego, którzy przechowują i zapewniają publiczny dostęp do dużej liczby utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zamieszczanych przez swoich użytkowników, we współpracy z podmiotami praw podejmują środki w celu zapewnienia funkcjonowania umów zawieranych z podmiotami praw o korzystanie z ich utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną bądź w celu zapobiegania dostępności w swoich serwisach utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zidentyfikowanych przez podmioty praw w toku współpracy z dostawcami usług. Środki te, takie jak stosowanie skutecznych technologii rozpoznawania treści, muszą być odpowiednie i proporcjonalne. Dostawcy usług przekazują podmiotom praw adekwatne informacje na temat funkcjonowania i wdrażania środków, a także, w stosownych przypadkach, adekwatne sprawozdania na temat rozpoznawania utworów i innych przedmiotów objętych ochroną oraz korzystania z nich.
Oznacza to, że serwisy typu Facebook czy Google mają zostać zmuszone do uruchomienia algorytmów, które będą „badać” treść publikowaną przez internautów. Ich celem będzie wyłapanie czy w nie znajdują się w niej treści objęte prawem autorskim (niektórzy twierdzą, że podobny „prikaz” otrzymają wszystkie serwisy internetowe, również te mniejsze i znacznie mniej zamożne. W tej sytuacji oznaczałoby to całkowitą likwidację komentarzy, w obawie przed naruszeniem praw autorskich, a w konsekwencji upadek wspomnianych serwisów – algorytmy będą przecież kosztować i to niemało). Nietrudno jednak wyobrazić sobie, że system ten doprowadzi do prewencyjnej cenzury w sieci. W praktyce oznacza to śmierć memów, które bardzo często wykorzystują chronione prawem autorskim np. klatki z filmów, krótkich treści blogerskich opartych na cytatach, które następnie są omawiane przez autora, a nawet recenzji oraz zwykłych wpisów, w których znajdzie się fragment, który algorytm zakwalifikuje jako naruszenie prawa autorskiego.
Opisując problem jeszcze bardziej obrazowo, jest wielce prawdopodobnie, iż dochodzić będzie do sytuacji, w których internauta umieści np. tekst piosenki, wiersza, artykułu, w komentarzu, a właściciel platformy będzie musiał usunąć jego wpis, jeszcze przed opublikowaniem.
Co ciekawe, pierwsze rozwiązanie (art. 11) zostało już wprowadzone w Hiszpanii i Niemczech. Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku poniosło totalną klęskę (więcej w linkach poniżej). Wielkie korporacje, które są głównym orędownikiem nowych przepisów twierdzą jednak, że we wspomnianych krajach nowe przepisy nie przyjęły się właśnie ze względu na fakt, iż nie wprowadzono ich na terenie całej UE. Teraz, poprzez wprowadzenie legislacyjnego przymusu, wprowadzenie w życie szalonego prawa ma pójść zdecydowanie łatwiej…
Więcej informacji w linku poniżej.