Niecodzienna sytuacja w Rzeszowie. Jeden z tamtejszych taksówkarzy otrzymał nietypowe zlecenie, które natychmiast wydało mu się podejrzane.
Zdarzenie miało miejsce 6 marca. Taksówkarz otrzymał dziwne zlecenie. Miał udać się do jednego z mieszkań, a na miejscu odebrać przesyłkę. Za przewiezienie jej na Słowację nieznajomy mężczyzna oferował mu 2 tysiące złotych.
Taksówkarz przyjął propozycję i udał się na miejsce odbioru przesyłki. Drzwi otworzyła mu starsza kobieta, która przekazała kierowcy pudełko po butach oraz kopertę. Po wyjściu od seniorki skontaktował się z nim tajemniczy zleceniodawca, który dopytywał czy wszystko poszło zgodnie z planem.
Mężczyzna był jednak pełen podejrzeń. Postanowił więc skontaktować się ze swoim znajomym – policjantem. Opowiedział mu całą historię, a ten kazał mu jak najszybciej udać się na komendę. Na miejscu okazało się, że przeczucie było dobre.
Dziwne zlecenie dla taksówkarza w Rzeszowie. W tle ordynarne oszustwo
– Pojechał pod podany adres i od starszej mieszkanki powiatu rzeszowskiego, odebrał skrzętnie oklejone taśmą pudełko po butach oraz kopertę, w której znajdowało się 2 tys. złotych za kurs. Podczas odbioru przesyłki taksówkarz nie rozmawiał z kobietą, a wszystko trwało bardzo krótko. Mężczyzna wsiadł do auta i odjechał. Przez cały ten czas, 39-latek był w telefonicznym kontakcie ze zleceniodawcą, który dopytywał, czy wszystko poszło „gładko” i czy jest już w trasie – opowiada o całej historii asp. sztab. Magdalena Żuk, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.
Okazało się, że wnętrzu pudełka znajduje się 140 tysięcy złotych. Policjanci natychmiast pojechali do starszej kobiety, by poinformować ją, że wszystko wskazuje na to, iż padła ofiarą oszustwa. Seniorka przyznała, że wcześniej skontaktowała się z nią kobieta udająca funkcjonariuszkę policji, która przekazała jej wieść o wypadku jej córki i zięcia. Mężczyzna miał śmiertelnie potrącić kobietę i potrzebne były środki na wykupienie go z aresztu.
– 76-letnia mieszkanka powiatu rzeszowskiego uwierzyła policjantom dopiero wtedy, gdy funkcjonariusze telefonicznie poprosili jej córkę, aby wraz z zięciem przyjechała do domu. Oczywiście, nie brali oni udziału w żadnym wypadku, a cała legenda przedstawiona telefonicznie seniorce służyła przestępcom do wyłudzenia od niej oszczędności – mówi rzeczniczka rzeszowskiej policji. Ostatecznie pieniądze wróciły do kobiety, choć ta początkowo nie chciała wierzyć, że ma do czynienia z prawdziwymi policjantami. Później przyznała, że została zmanipulowana przez oszustów.