Ministerstwo Obrony Narodowej odpowiedziało na interpelację posłów Platformy Obywatelskiej ws. ujawnienia zarobków Bartłomieja Misiewicza, byłego rzecznika MON.
Odpowiedź MON opublikował na swojej stronie internetowej portal Wprost.pl. Bartłomiej Misiewicz w czasie, gdy pracował jako szef gabinetu politycznego ministra (od 16 listopada 2015 roku do 31 marca 2017 roku – red.) zarabiał łącznie 12 004, 24 zł brutto. W tym okresie jego wynagrodzenie składało się z „wynagrodzenia zasadniczego – 6070 złotych, dodatku funkcyjnego – 1810 złotych oraz dodatku specjalny – 4124 złotych – cytuje komunikat MON strona internetowa popularnego tygodnika.
Wprost.pl podaje również, że stanowisko, na którym zatrudniany był Bartłomiej Misiewicz, zmieniło się 1 kwietnia 2017 roku. Wtedy rzecznik resortu został asystentem ministra, Antoniego Macierewicza. Jego wynagrodzenie oscylowało w granicach od 2590 do 3170 złotych brutto. Wiceszef MON, Bartosz Kownacki, nie podał jednak dokładnych zarobków Misiewicza w tamtym okresie.
Czytaj także: Freudowska pomyłka rzecznik PiS? \"Sprawa Bartłomieja Macierewicza...\
Bartłomiej Misiewicz, to postać niezwykle kontrowersyjna. Młody polityk, w rządzie PiS pełnił funkcję rzecznika MON oraz szefa gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza. We wrześniu 2016 roku, w okresie, gdy piastował funkcję rzecznika, został powołany na członka rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Krótko po tej nominacji podał się jednak do dymisji. Wszystko ze względu na ogromną burzę medialną, która rozpętała się wokół jego osoby.
Głośno było również o ubiegłorocznej wizycie Misiewicza w Białymstoku, gdzie rzecznik MON bawił się w klubie muzycznym WOW. Według doniesień dziennika „Fakt”, bliski współpracownik Antoniego Macierewicza miał podjechać pod dyskotekę służbowym BMW, zaś na miejscu zachowywać się w sposób nie przystający do zajmowanego przez siebie stanowiska.
Gwoździem do politycznej trumny Misiewicza okazało się być jego zatrudnienie w PGZ. W nowej pracy, Misiewicz miał pełnić funkcję pełnomocnika zarządu do spraw komunikacji. Natychmiast po ogłoszeniu tej informacji sprawą zajęły się media. Misiewiczowi wytykano przede wszystkim wysoką pensję, którą miał otrzymywać. Jego miesięczne zarobki mają sięgać aż do 50 tys. zł – pisała wówczas „Rzeczpospolita”.
Głos w całej sprawie zabrał rzecznik PGZ, który zdementował te doniesienia, jednak dla Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS, zamieszanie w związku z Misiewiczem okazało się być zbyt kłopotliwe. Szef partii rządzącej powołał specjalną komisję, w której skład weszli: Joachim Brudziński, Mariusz Kamiński oraz Marek Suski. W efekcie 14 kwietnia 2017 roku przestał być członkiem partii oraz pracownikiem MON. Wcześniej zrezygnował również ze stanowisko w PGZ.
źródło: wprost.pl, wMeritum.pl
Fot. YouTube/PiS