Robert Ćwikliński, kibic Odry Opole, co roku rusza w samotną podróż rowerem przez Polskę w celu pomocy potrzebującym. W rozmowie z Dawidem Florczakiem z portalu wMeritum.pl zdradza kulisy „Kibicowskiej wyprawy” i plany na przyszłość.
Dawid Florczak: W jaki sposób samotna jazda rowerem po Polsce może komuś pomóc?
Robert Ćwikliński: Może pomóc w wielu aspektach. Promowaniem takiego sposobu spędzenia czasu możemy odciągnąć młodzież od komputerów. Może to pomóc nam, kibicom, czyli pokazać, że to nie jesteśmy bandytami ani bandą oszołomów. Ale przede wszystkim chce tym zwrócić uwagę na konkretną zbiórkę charytatywną na portalu siepomaga.pl, gdzie każdy może wpłacić dowolnie przez siebie wybraną kwotę za pomocą przelewu internetowego. Dzięki takiej podróży uzyskuje również koszulki podpisane przez polskich sportowców, które potem zostaną zlicytowane i przekazane na konto danej organizacji.
Czytaj także: NASZ WYWIAD #5. Paulina Lechowicz: Na siłowni czuję się jak w domu
Chcesz pomóc w zbiórce? Wejdź tutaj!
Jak to się stało, że wpadłeś na pomysł „Kibicowskiej wyprawy”?
Mój brat przygotowywał się do przepłynięcia całej Wisły kajakiem – ten wyczyn dedykował hospicjum „Betania” w Opolu – zabrał mnie tam i po wejściu zauważyłem ogromną świecę. Płomień tej świecy symbolizował spokój i pokój wśród pacjentów. Kiedy wychodziliśmy po ok. godzinie tego płomienia już nie było. To oznaczało, że gdy my jedliśmy ciastka i wygłupialiśmy się, to piętro niżej ktoś po prostu umarł. Ten płomień oznacza, że wszyscy mają się dobrze, gdy człowiek odchodzi jest on zdmuchiwany i nie zapala się go już w tym dniu. Wtedy mnie ruszyło i poczułem, że chce pomóc.
Nie ukrywasz tego, że jesteś kibicem Odry Opole. Czy kibice drużyn, których odwiedzasz, a którzy nie są przyjaźnie nastawieni do Twojego klubu okazują Ci to w jakiś sposób?
W takich akcjach jak ta, wśród kibiców nie ma podziałów i animozji. Na przykład nasza największa kosa to Śląsk Wrocław. Gdy odwiedzałem ich miasto, to działacze Śląska nie spisali się i nie dostarczyli mi koszulki ich drużyny, która miała trafić na licytację. Natomiast na trasie spotkałem kibica wrocławskiej drużyny, który taką koszulkę mi dostarczył. To jest po prostu zjednoczenie dla szczytnego celu ponad podziałami. Można to porównać do Marszu Niepodległości – skala nie jest taka sama, ale myślę, że to właściwe porównanie.
Podczas „kibicowskiej wyprawy” spotykasz się wyłącznie z kibicami?
Najczęściej spotykamy się z kibicami, lecz czasem z działaczami klubowymi, np. gdy danemu kibicowi coś wypadło i nie mogliśmy się zobaczyć. Ogólnie są to osoby związane ze sportem.
Na Twoim fanpage zaznaczałeś, że to samotna wyprawa. Czy rzeczywiście taka jest w 100 proc. i nikt Ci w niej nie pomaga?
Od „A do Z” ta wyprawa jest przygotowywana tylko przeze mnie samego. Sam kontaktuje się z klubami i kibicami znajdującymi się na trasie mojego przejazdu, zajmuje się pijarem – informowanie firm i mediów. Jedyną rzeczą, której nie robię sam to jest późniejsza licytacja koszulek – pomaga mi w tym fundacja.
Czytaj także: Kibicowska wyprawa. Rowerem przez Polskę dla szczytnego celu
Kiedy następna „Kibicowska wyprawa” po polskich miastach?
Za dwa lata planuję odwiedzić kluby i kibiców, których jeszcze nie odwiedziłem. Nazwę to „Kibicowska wyprawa – lata 90.” Będę chciał pokonać całą Polskę dookoła. Kilometry, które zrobiłem w ostatnich dwóch kibicowskich wyprawach, chce przebyć podczas jednej wyprawy.
Jako kibic Stali Sanok nie mogę o to nie zapytać, czy odwiedzisz w końcu Sanok i Bieszczady?
Tak, ale jak już wcześniej wspominałem zrobię to za dwa lata, gdy będę odwiedzać kluby, które pominąłem. Wiem, że jest ich trochę na liście m.in. Stal Sanok, rzeszowskie drużyny czy Grudziądz.
Ale to dopiero za dwa lata. A w przyszłym roku? Zamierzasz odpocząć od rowerowych podróży?
Nie, w przyszłym roku także zamierzam wybrać się na kibicowską wyprawę, jednak będzie ona trochę inna niż ostatnie. Zamierzam wyjechać z rodzinnego Opola i dostać się rowerem do Francji nad kanał La Manche. Stamtąd przeprawię się promem do Anglii i odwiedzę tamtejszych kibiców. Wtedy zbiórka będzie miała zupełnie inny wymiar. Wiadomo, że koszulka polskiego zespołu osiągnie na licytacji cenę kilkuset złotych, a znanej angielskiej drużyny kilka tysięcy euro.
Czy wiesz już komu pomożesz przy okazji następnej „Kibicowskiej wyprawy”?
Dwa lata temu pomagałem hospicjum, w tym roku fundacji, a za rok chce pomóc konkretnej osobie potrzebującej i myślę, że taka opcja najbardziej mi odpowiada.
Polub na Facebooku „Kibicowską wyprawę” i odwiedź stronę Roberta Ćwiklińskiego robertowisko.pl