Emocje związane z Igrzyskami w Soczi powoli opadają, więc można pozwolić sobie na pierwsze podsumowania. O ile o naszych medalistach, którym szczerze gratuluję, powiedziano i napisano już wszystko, o tyle w tym krótkim, subiektywnym tekście chciałbym się zająć podsumowaniem turnieju mężczyzn w hokeju na lodzie- sporcie niezwykle widowiskowym i interesującym, ale, niestety, w Polsce coraz mniej popularnym.
Dzieje się tak ze względu na coraz słabszą postawę polskiej reprezentacji, która na Igrzyskach ostatni raz wystąpiła przed dwudziestoma dwoma laty, natomiast na turnieju o Mistrzostwo Świata elity ostatni raz nasi reprezentanci mieli szansę wystąpić w 2002 roku. Tym razem również zabrakło naszych hokeistów na olimpijskich taflach, jednak nie oznacza to, że turniej był przez to mniej interesujący. 12 zespołów podzielono na trzy grupy i już w fazie grupowej nie zabrakło niespodzianek: fatalna postawa Słowaków, poniżej oczekiwań grali również Rosjanie i Czesi. Wiadomo jednak było, że runda grupowa to jedynie przygrywka przed dalszymi fazami turnieju. Zwycięzcy grup eliminacyjnych (Kanada, USA i Szwecja), a także Finlandia, jako ten zespół, który osiągnął najlepszy bilans spośród zespołów będących na drugiej pozycji w swojej grupie, awansowały bezpośrednio do ćwierćfinałów, natomiast pozostałe osiem zespołów utworzyło cztery pary, których zwycięzcy mieli do owej czwórki dołączyć.
To od tej fazy zaczynały się prawdziwe, olimpijskie emocje. Jako pierwsi z turniejem pożegnali się Austriacy, ulegając wyraźnie rewelacyjnym Słoweńcom, mającym w składzie gwiazdora Los Angeles Kings- Anze Kopitara. Następnie ich los podzielili Norwegowie, którym większych szans na dobry wynik nie dali gospodarze turnieju. Emocji nie brakowało w spotkaniu, w którym zmierzyła się dwójka naszych południowych sąsiadów- Czesi po świetnym pojedynku okazali się lepsi od Słowaków, którzy chociaż zagrali znacznie lepiej niż w eliminacjach grupowych, zdecydowanie nie mogą zaliczyć tego turnieju do udanych. Dość powiedzieć, że nie udało im się wygrać ani jednego meczu! W ostatnim meczu rundy play-off doszło do dużej niespodzianki- wicemistrzowie świata Szwajcarzy ulegli niedocenianym przed turniejem Łotyszom, których wcześniej minimalnie ograli w grupie. Tym razem jednak faworyci nie mieli szans wobec doskonałej gry łotewskiego bramkarza- Edgarsa Masalskisa, który bronił jak w transie.
Czytaj także: MŚ Czechy: Zwycięstwa faworytów, czekamy na półfinały
Następnego dnia rozegrano ćwierćfinały. Najpierw skończyła się olimpijska przygoda Słoweńców- Szwedzi nie dali im szans, pewnie strzelając pięć bramek, nie tracąc przy tym żadnej. Trzeba zaznaczyć, że dla debiutujących na Igrzyskach graczy z byłej Jugosławii ćwierćfinał to i tak duży sukces. Mecz numer dwa był tym- który wstrząsnął niemal całymi Igrzyskami- Rosjanie ulegli Finom! Początek nie zapowiadał katastrofy dla Sbornej – Ilia Kowalczuk pokonał Tuukkę Raska, jednak potem widzowie w hali Balszoj, między innymi Władimir Putin mogli oglądać tylko dominację jednej drużyny- Finowie po raz trzeci z rzędu znaleźli się w najlepszej czwórce olimpijskiego turnieju, a gospodarzom pozostały jedynie łzy, jakie po przegranym meczu wylewali zarówno zawodnicy, jak i kibice. Stawkę półfinalistów uzupełniły ekipy zza Oceanu- Amerykanie wyraźnie ograli Czechów, którzy znowu nie trafili z formą na ważny turniej, natomiast Kanadyjczycy, chociaż długo nie mogli przeważyć szali na swoją korzyść, ostatecznie wygrali jedną bramką z rewelacyjnymi Łotyszami, którzy mimo, iż wygrali ledwie jeden ze swoich pięciu meczów, pokazali naprawdę wysoki poziom gry i do kraju mogli wracać z podniesionymi czołami.
Tak więc do półfinałów awansowały te same zespoły, które najlepiej radziły sobie w fazie grupowej. W pierwszym pojedynku, zmierzyły się zespoły ze Skandynawii. W starciu odwiecznych rywali, jako pierwsi w drugiej tercji bramkę za sprawą Olli Jokinena, zdobyli Finowie. Stało się to w kontrowersyjnych okolicznościach, a sędziowie potrzebowali analizy wideo, aby sprawdzić czy krążek wpadł do bramki strzeżonej przez Henrika Lunqvista. Od tego momentu, Szwedzi, chcąc odrobić stratę, ruszyli zdecydowanie do ataku. Jeszcze w tej samej części meczu, za sprawą Loui Erikssona i Erika Karlssona udało im się wyjść na prowadzenie. W trzeciej tercji wynik, mimo okazji z obydwu stron, nie uległ zmianie i Szwedzi jako pierwsi uzyskali awans do wielkiego finału, gdzie mieli szansę na trzeci w historii olimpijski triumf. Najpierw jednak trzeba było wyłonić rywala dla skandynawskich hokeistów. Drugi półfinał był tak samo wyrównany jak pierwszy. Starcie Kanadyjczyków i Amerykanów reklamowano jako pojedynek dwóch gwiazdorów współczesnego hokeja- z jednej strony Sindey Crosby, a z drugiej Patrick Kane. Żaden z nich nie wpisał się jednak na listę strzelców, Crosby’ ego wyręczył jednak na początku drugiej odsłony Jamie Benn i to gracze z Kraju Klonowego Liścia mogli zameldować się w finale, gdzie stanęli przed szansą obrony złota z Vancouver.
Najpierw jednak, w sobotę, na lód wyjechali zawodnicy fińscy i amerykańscy. Początek należał do Amerykanów, mieli oni nawet rzut karny, którego jednak nie wykorzystał Kane. Gwiazdor Chicago Blackhawks przegrał pojedynek z Raaskiem. Niedługo potem, role całkowicie się odwróciły- to Finowie przejęli inicjatywę, a sygnał do ataku dał niezniszczalny Teemu Selanne, strzelając na początku drugiej tercji gola. Amerykanie próbowali oczywiście atakować i wyrównać, jednak zamiast tego tracili kolejne gole- łącznie Suomi aż pięciokrotnie pokonywali Jonathana Quicka, podczas gdy zawodnicy USA ani razu nie potrafili skierować krążka do bramki rywali. Wynik 5:0 to prawdziwy pogrom, nie oddaje on może do końca wydarzeń na lodowisku, jednak faktem jest, że Finowie zaprezentowali zabójczą skuteczność.
W niedzielne popołudnie niemal wszystko w turnieju było już jasne. Wszystko, poza najważniejszym pytaniem- złoto dla Kanadyjczyków czy Szwedów ? Gra od początku była wyrównana, jednak od trzynastej minuty za sprawą Jonathana Toewsa, na prowadzenie wyszli gracze z Kanady. Szwedzi dążyli do wyrównania, podobnie jak stało się to w pojedynku półfinałowym, jednak to rywale zadali kolejny cios, konkretnie Crosby, dla którego było to pierwsze i jedyne trafienie w turnieju. Gdy w trzeciej tercji, na trzy do zera podwyższył Chris Kunitz, stało się jasne że mecz wygrają obrońcy tytułu, tym bardziej, że Skandynawowie nie kwapili się nawet z atakami. Gracze ze Skandynawii zdawali się być pogodzeni z przegraną w wielkim finale i wynik nie uległ już zmianie.
Jak wyglądały statystyki indywidualne? Najwięcej, bo pięć, bramek zdobyło dwóch zawodników- Austriak Michael Grabner i Phil Kessel z USA. Rodak Kessela, James van Riemsdyk był z kolei najlepszy wśród asystentów- aż sześciokrotnie brał udział w akcjach, kończonych celnymi strzałami przez jego kolegów z drużyny. Kessel do spółki ze Szwedem Karlssonem wygrali klasyfikację kanadyjską – 8 punktów za gole i asysty. Z kolei Kanadyjczyk Casey Price ze skutecznością na poziomie ponad 97 procent, był najlepszym bramkarzem turnieju. W drużynie gwiazd ponadto znaleźli się jako obrońcy Karlsson i Kanadyjczyk Drew Doughty, natomiast w formacji ataku wybrani do All- Star Team zostali Kessel, Selanne, a także rodak fińskiego weterana – Mikael Granlund.
Kto może być zadowolony ze swojego występu? Na pewno cały tercet medalistów, chociaż Szwedzi bez wątpienia chcieli wywalczyć złoto. Również dwójka z mniej docenianych ćwierćfinalistów – Słoweńcy i Łotysze mogą być zadowoleni z tego, co pokazali. Sukces nadbałtyckich zawodników nadwątlił jedynie nieco fakt, iż jeden z nich – Vitalijs Pavlovs został złapany na dopingu. Nie był on zresztą jedynym hokeistą, któremu udowodniono stosowanie niedozwolonych środków – także gwiazdor Washington Capitals, Szwed Nicklas Backstroem został za to zdyskwalifikowany i nie wystąpił w finale. Jednak prawdopodobnie niedozwolone specyfiki znalazły się w jego organizmie ze względu na stosowanie leków na alergię i Szwed uniknie kary od władz ligi NHL. Nie zmienia to faktu, że dwa przypadki dopingowiczów nie wpłyną pozytywnie na wizerunek hokeja w świecie.
Najwięksi przegrani to oczywiście Rosjanie – Kowalczuk, Jewgienij Małkin, Aleksandar Radułow i inni wybitni zawodnicy na pewno liczyli na medal, i to złoty. Ich forma była jednak zadziwiająco słaba, za co posadą zapłacił już trener Zaniła Bilialetdinow. Również trener Czechów – Alois Hadamczik zapłacił za słaby występ swoich zawodników stanowiskiem. Reasumując, był to turniej ciekawy, pełen emocji i kilku niespodzianek. Oby za cztery lata na olimpijskich lodowiskach wystąpili również polscy hokeiści!
Źródło zdjęcia: commons.wikimedia.org